Już dziś poznamy pierwszego zwycięzcę Ligi Konferencji Europy. Pomimo tego, że rozgrywki te są trzeciorzędne w europejskiej hierarchii, to w wielkim finale zobaczymy uznane marki o bogatej historii. Na skromnym stadionie w Tiranie naprzeciw siebie staną bowiem AS Roma i Feyenoord Rotterdam. Który z tych klubów przejdzie do historii?
Kibice? A na co to komu potrzebne
Przed rozpoczęciem pierwszej edycji Ligi Konferencji Europy raczej mało kto się spodziewał, że w finale zaplanowanym na 25 maja zobaczymy tak wielkie kluby jak Roma i Feyenoord. Ogólna misja tych rozgrywek miała być nieco inna, więc spodziewano się, że na stadionie w Tiranie zobaczymy na przykład jakiegoś pucharowego debiutanta lub przynajmniej drużynę, która nigdy nie miała okazji grać w finale europejskich rozgrywek.
Stało się jednak inaczej, więc absolutnie słusznie rozpoczęła się dyskusja na temat obiektu, na którym ten finał zostanie rozegrany. Arena Narodowa w Tiranie to bardzo skromny obiekt, szczególnie jak na miejsce do rozegrania finału europejskiego pucharu. Jego pojemność to 22 300 miejsc siedzących, czyli dość skromna.
To sprawia, że po odjęciu miejsc dla tych „ważniejszych”, czyli wszelkiego rodzaju sponsorów i działaczy, dla prawdziwych kibiców zostało niewiele ponad 16 tysięcy biletów – po 8 tysięcy dla każdej z drużyn. Trzeba więc przyznać, że jak na możliwości fanów z Rzymu i Rotterdamu jest to liczba absolutnie niewystarczająca. Holenderskie media informują już od kilku dni, że do Tirany przyjedzie co najmniej 20 tysięcy kibiców. Niestety, nawet połowa z nich nie obejrzy meczu na stadionie.
Najlepsza jedenastka półfinalistów Ligi Europy i Ligi Konferencji
Wielka szansa Mourinho
Bohaterów środowego spotkania może być wielu, ale największą gwiazdę tego wieczoru poznaliśmy jeszcze przed jego rozpoczęciem. Będzie nią oczywiście trener Romy Jose Mourinho, który może przejść do historii. Portugalczyk stoi przed szansą na zostanie pierwszym trenerem, który zdobędzie wszystkie trzy najważniejsze europejskie trofea, czyli Ligę Mistrzów, Ligę Europy i Ligę Konferencji Europy. Oczywiście trudno, żeby było inaczej, ponieważ to dopiero pierwsza edycja tych ostatnich rozgrywek, ale wbrew pozorom w kolejnych latach może nie być łatwo akurat o takie osiągnięcie.
Oczywiście Mourinho jako człowiek uzależniony od zdobywania tytułów, zdążył już się na to nastawić i jego łzy pod koniec meczu z Leicester w półfinale nie były przypadkowe. Dla kogo, jak dla kogo, ale akurat dla Portugalczyka nie jest to bez znaczenia, choć na konferencji prasowej przed finałem mówił coś innego. – Historia „The Special One” to stara historia. To było na początku. Kiedy masz większą dojrzałość i stabilność, myślisz więcej o ludziach, a mniej o sobie. Nie wierzę w magię. Kiedy dochodzisz do finału po całym sezonie pracy, to praca jest skończona. To chwila zespołu, a nie chwila jednostki – stwierdził trener Romy.
Może mało kto wierzy w te słowa, ale trzeba przyznać, że rzeczywiście w ostatnim czasie Mourinho przeszedł przemianę. Stał się znacznie spokojniejszy i bardziej wyważony, bo prawdopodobnie zmęczyły go lata toczenia wojen, z kim się tylko dało na Wyspach Brytyjskich. Po raz kolejny okazało się, że Włochy są dla niego wyjątkowym miejscem, ale także on okazuje się być wyjątkowy dla Włoch. W końcu ostatni europejski sukces włoskiej drużyny to triumf Interu Mediolan w Lidze Mistrzów 2009/2010. Kto był wtedy trenerem „Nerazzurich”, wszyscy pamiętamy.
O losach „Człowieczka” w Marsylii
Pusta gablota w Rzymie
AS Roma po raz ostatni w finale europejskich rozgrywek grała w sezonie 1990/1991. Rzymianie przegrali wtedy w starciu o triumf w Pucharze UEFA z Interem 1:2 po dwumeczu. Inaczej wygląda sytuacja w Feyenoordzie, który po raz ostatni grał w finale w sezonie 2001/2002 i sięgnął wtedy po wspomniany Puchar UEFA, pokonując Borussię Dortmund 3:2.
W dodatku Feyenoord może się pochwalić aż trzema europejskimi trofeami, bo do wspomnianego Pucharu UEFA należy dodać jeszcze jeden – z 1974, ale przede wszystkim trzeba wspomnieć o Pucharze Europy z 1970. Gablota AS Romy wygląda przy ty bardzo blado, ponieważ znajdziemy w niej zaledwie jedno europejskie trofeum – Puchar Miast Targowych z sezonu 1960/1961.
Feyenoord nie ma jednak Jose Mourinho na ławce rezerwowych, choć ma również bardzo ciekawego trenera – Arne Slota, który wbił ostatnio nawet małą szpilkę Portugalczykowi. – Mourinho prawie nigdy nie przegrywa finałów i to pokazuje jego wielkość. Ale miał też szczęście, że prowadził dziewięć na dziesięć najlepszych drużyn. Trochę mu umniejszam, bo przecież wygrał także finał z Porto, ale częściej miał do dyspozycji doskonałych zawodników – powiedział Holender, cytowany przez dziennik „Corriere dello Sport”.
W cieniu Ajaksu. Co słychać w PSV Eindhoven?
Zalewski czy Spinazzola?
Tym razem w finale europejskiego pucharu nie zabraknie już polskiego wątku. Wiele wskazuje na to, że na boisku w Tiranie zobaczymy bowiem Nicolę Zalewskiego. 20-latek ma za sobą niezwykle udany rok, który był absolutnym przełomem w jego karierze. Grał w pierwszej drużynie AS Romy, ale także reprezentacji Polski, której może zostać bardzo ważnym ogniwem. W tym sezonie stał się już w zasadzie jednym z podstawowych zawodników drużyny Jose Mourinho, który ma być zachwycony jego umiejętnościami.
Zalewski uzbierał w tym sezonie 23 występy w pierwszej drużynie, w których zaliczył dwie asysty – obie w Lidze Konferencji. Większość z nich spędził na lewym wahadle, ale Mourinho potrafi wystawić go także na innych pozycjach. Choćby w ostatnim meczu Serie A z Torino 20-latek zagrał na prawej stronie, ustępując miejsca Leonardo Spinazzoli na drugiej flance. To właśnie Włoch jest największym zagrożeniem dla naszego zawodnika, ponieważ jeszcze w poprzednim sezonie był podstawowym zawodnikiem po lewej stronie, ale odniósł ciężką kontuzję na Euro 2020 i wypadł z gry. Na boisko wrócił dopiero na początku maja i trzeba przyznać, że prezentuje się bardzo dobrze.
Nie wiadomo, więc jaką decyzję podejmie ostatecznie Jose Mourinho. Bardzo wątpliwe, aby został powtórzony wariant z Turynu, ponieważ Portugalczyk nie będzie chciał ryzykować w takim meczu, a takim ryzykiem jest jednak wystawienie Zalewskiego na innej pozycji. Za Spinazzolą z pewnością przemawia znacznie większe doświadczenie, które akurat w finale może się okazać kluczowe. Reprezentant Polski udowodnił jednak już nie raz, że zasłużył sobie na występ w takim spotkaniu.
Bez względu na to, czy w środowy wieczór zobaczymy na boisku Nicolę Zalewskiego, mecz w Tiranie warto obejrzeć. Ostatnie starcie pomiędzy obiema drużynami było niezwykle ciekawe, więc można mieć nadzieję na powtórkę. Było to w 1/16 finału Ligi Europy 2014/2015, z którego zwycięsko wyszła Roma. W pierwszym meczu na Stadio Olimpico padł remis 1:1, ale już w rewanżu na De Kuip „Giallorossi” wygrali 2:1. Jeżeli to nikogo nie przekonuje, to warto to zrobić tylko dla Jose Mourinho, który w przypadku ewentualnego zwycięstwa z pewnością będzie próbował zrobić z Ligi Konferencji najważniejsze rozgrywki na świecie.
Czytaj więcej o Lidze Konferencji:
- Liga Konferencji – puchar pasztetowej czy może jednak coś więcej?
- Anglik, który odbudował się za granicą. Tammy Abraham wraca na salony
- Rzuty wolne, tarcia w szatni i brutalny mord w tle. Jak Feyenoord zwyciężył w Pucharze UEFA
Fot. Newspix