Dla piłkarzy FC Barcelony mecz ostatniej kolejki LaLiga nie miał większego znaczenia. Dla ich rywali – ogromne. Villarreal do samego końca musiał walczyć o grę w europejskich pucharach. Ostatecznie udało się. Półfinalista Ligi Mistrzów wykonał zadanie, pokonał Barcelonę, przerwał haniebną serię i zapewnił sobie miejsce w eliminacjach do Ligi Konferencji.

Historia nie przemawiała za piłkarzami Unaia Emery’ego. Villarreal na Camp Nou trzy punkty zgarnął po raz ostatni w sezonie 2007/2008. W wygranym 1:2 meczu zwycięstwo ekipie El Submarino Amarillo dali Marcos Senna i Jon Dahl Tomasson. Honorowego gola dla Dumy Katalonii strzelił wówczas ich obecny trener – Xavi.
Piłkarze Villarrealu wiedzieli jednak, że tego meczu przegrać po prostu nie mogą. Ich awans do europejskich pucharów wisiał na włosku. Przed ostatnią kolejką mieli bowiem jeden punkt przewagi nad Athletikiem, a w przypadku równej liczby punktów bilans meczów bezpośrednich premiowałby zespół z Kraju Basków. Sprawy nie ułatwiał fakt, że musieli radzić sobie bez swoich najgroźniejszych strzelb – Gerarda Moreno i Arnauta Danjumy.
Goście uśpili wszystkich
Od samego początku stroną dominującą byli gospodarze. W pierwszych minutach ich ofensywne zapędy blokowali Pau Torres i Raul Albiol, a gdy już piłkarzom Blaugrany udało się sforsować szczelny blok defensywny gości – brakowało odpowiedniego wykończenia.
Z piłką mijał się Frenkie de Jong, Sergio Busquets uderzał nad bramką, Aubameyang kiksował, a wrzutki Daniego Alvesa czy Adamy Traore często były adresowane do nikogo. Warto odnotować także wydarzenie z 23. minuty, kiedy to kibice mogli poczuć woń chłodnego, kukurydzianego wieczoru w Niecieczy. Gavi oddał strzał w aut.
Goście nie wyglądali na zespół, któremu zależy na wygranej za wszelką cenę. Bardzo rzadko znajdowali się na połowie Barcelony. Moi Gomez był kompletnie bezproduktywny w ofensywie, a Etiennie Capoue wyglądał tak, jakby zatracił swoje wszystkie atuty – z szybkością na czele.
Powiedzmy sobie wprost – ta połowa była nudna. Villarreal swoją grą usypiał kibiców, usypiał trenerów, usypiał obsługę stadionu… Jak się okazało – uśpił także defensywę Dumy Katalonii, która została brutalnie wybudzona ze snu w 41. minucie spotkania. Dani Parejo zagrał piłkę idealnie w tempo do Alfonso Pedrazy, który urwał się defensywie Barcelony. Lewy obrońca nie dał szans ter Stegenowi i wyprowadził gości na prowadzenie!
W końcówce pierwszej części spotkania groźnym i potężnym uderzeniem z woleja uraczył nas Ferran Torres – na posterunku był jednak Rulli.
Traore jak Święty Mikołaj
Druga część spotkania znów zaczęła się od ataków Barcelony. Zespół Xaviego zaczął wyżej pressować, co zaowocowało sytuacją z 53. minuty. Po zetknięciu się z kolanem Gomeza, w pole karne padł Ferran Torres. Powtórki jasno pokazały jednak, że zdarzenie to miało miejsce jeszcze przed linią, co dało Blaugranie zaledwie rzut wolny, z którego nie wyniknęło absolutnie nic. Kolejna niedokładna, niewiele warta wrzutka.
Dwie minuty później zdarzyło się coś, co trudno wytłumaczyć. Villarreal wyprowadza akcję ofensywną – rzecz tego dnia rzadko spotykana. Adama Traore notuje świetny powrót, wyprzedza Pedrazę i odbiera mu piłkę. W końcu można było za coś pochwalić notującego bezbarwny występ 26-latka. Kluczowe jest jednak to, co Hiszpan zrobił po odbiorze. Może na wielce prawdopodobny koniec swojej przygody z Barceloną chciał dać rywalom pożegnalny prezent? Może miał niespłacony dług wdzięczności wobec Unaia Emery’ego? W każdym razie – zamiast wybić piłkę na aut, Traore wstrzelił ją spod linii końcowe we własne pole karne. Prosto pod nogi Gomeza. Ten skierował piłkę do bramki i tym samym ustalił wynik spotkania.
Do końca meczu nie działo się już zbyt wiele. Spodziewanego ożywienia nie wnieśli ani Ansu Fati, ani Depay, ani Dembele. Ten ostatni oddał jeden ciekawy strzał. Poza tym zaliczył kilka kiksów, które nie przystoją piłkarzowi na tym poziomie. Jedyny moment, w którym bramka strzeżona przez Rullego była zagrożona, miał miejsce w 73. minucie. Zza pola karnego w starym, dobrym stylu huknął Dani Alves. Argentyński golkiper sparował piłkę, do której jako pierwszy dobiegł Ansu Fati. Ten jednak w momencie strzału Alvesa znajdował się na pozycji spalonej.
I tak oto w spacerowym, piknikowym tempie piłkarze doczłapali do końca spotkania. Nie było to widowisko w żaden sposób porywające, nie był to futbol piękny, nie był to futbol, jaki chcielibyśmy oglądać na co dzień. Oczekiwaliśmy nieco więcej zaangażowania z obu stron. W ostateczny rozrachunku liczą się jednak dwie rzeczy – FC Barcelona jest wicemistrzem Hiszpanii, a Villarreal zagra w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy.
FC Barcelona – Villarreal CF 0:2 (0:1)
A. Pedraza 41′, M Gomez 55′
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Luis Suarez i jego kartoteka wspomnień
- Dlaczego Sevilla nie sprostała trudom sezonu?
- Barcelona ściągnie obrońcę z Chelsea
- Enes Unal. Piłkarz długo dojrzewający
- Inspirująca historia włoskiego self-made mana na hiszpańskiej ziemi
fot. Newspix.pl
śmiechłem przy kukurydzianych wieczorach w Niecieczy XD
Tak
Ogolnie fajnie napisany artykuł
Finalnie mecz i tak o nic biorąc pod uwagę, że Bilbao dostało w czapę. To już ciekawiej było na dole, gdzie Cadiz fartem urwał się z haczyka. Kosztem Granady, której nie pomógł nawet karny…
Villarreal tym meczem właśnie wygrał swoją małą Ligę Mistrzów. Ligowo nie szło, rotacja składem w przerwach między kolejnymi pojedynkami o wybicie zębów kolejnym europejskim potentatom zanurzyła Żółte Łodzie Podwodne poniżej poziomu europejskich pucharów, niemniej udało się puknąć Barcelonę dwoma torpedami i na nowo dać powód redakcji do pisania w artykułach o przyszłych potyczkach Blaugrany i Los Submarillos Amarillos jako „no, to niewygodny rywal dla ulubieńców naszego gównoprzewodniczącego”. O ile Emery zostanie, a trzon zespołu nie zostanie wyrwany przez transferowe zachcianki co poniektórych pretendentów o puchar pasztetowej, to widzieliśmy dzisiaj potyczkę upadłego anioła z jednym z faworytów do zdobycia LKE.
Villarreal będzie głównym faworytem do zgarnięcia LKE, wysoko stoją też akcje West Hamu. Nie zapominajmy o ekipach, które spadną z LE po fazie grupowej. Będzie na pewno ciekawie. Miejmy nadzieję, że jakiś polski zespół wystąpi przynajmniej w fazie grupowej tych rozgrywek. Najbliżej tego jest Lech, który może dostać się tam przez ścieżkę mistrzowską. Ale już w II rundzie eliminacji Raków, Lechia albo Pogoń może wylosować fajnego przeciwnika (czekają tam: Slavia, Bazylea czy Basaksehir) i pokazać się na tle uznanego rywala.
Do czego doszło. Slavia, Bazylea i Basakaehor są uznawane za uznanych rywali
do redakcji stanoski przyjal jezusa chrystósa paczcie na autora tekstu
Już w pierwszym wersie wytłumaczenie porażki Barcy – grali o nic. Acha.
aautor niby nowy w redakcji ale juz zindoktrynowany haha
I już z błędem w życiorysie. Woli tĘ kopaną (bo piłkę, tę piłkę)…
Zakolak i Roki widząc, że Weszlo już zeszło na psy totalnie, chwytają się wszystkiego i zatrudnili Jezusa, bo mogą liczyć tylko na cud.
I jest w trójcy jedyny.
Dwa spore błędy w tekście:
1) W pierwszym akapicie po leadzie „W wygranym 1:2 meczu…” – nie da się wygrać meczu 1:2, prawidłowo powinno być „W wygranym 2:1 meczu…”.
2) W biogramie autora „woli tą kopaną” – „TĄ”? Really? xD
Od biedy można zrozumieć, że ktoś tak z błędem powie, ale że napisze? W dodatku dziennikarz?