Tylko trzy bramki obejrzeli kibice we wtorkowy wieczór na St. Mary’s Stadium. Spotkanie rozpoczęło się znakomicie dla Southampton, ale ostatecznie stać ich było tylko na jedną bramkę. Liverpool po chwilowym kryzysie na początku złapał rytm i pokazał, która z drużyn walczy o mistrzostwo Anglii. Wynik 2:1 dla gości sprawia, że Pep Guardiola i jego ludzie muszą się jeszcze wstrzymać ze świętowaniem.
– Mamy szansę, oczywiście, ale czy dużą? Nie powiedziałbym. Nie wiem, kiedy City ostatnio zgubiło punkty w dwóch kolejkach z rzędu. City to „całkiem niezły” piłkarski zespół i nie spodziewam się, że straci punkty. Ale to wszystko nie ma wpływu na naszą grę. Idealny scenariusz na dziś jest taki, że przed ostatnią kolejką będziemy mieli punkt straty – tak oceniał szanse Liverpoolu na mistrzostwo Anglii Juergen Klopp na konferencji prasowej przed meczem z Southampton. Idealny scenariusz się ziścił, „The Reds” zgarnęłi trzy punkty na St. Mary’s Stadium i sprawili, że mistrza Anglii poznamy dopiero w ostatniej kolejce Premier League.
Southampton – Liverpool 1:2. Falstart „The Reds”
Na tej samej konferencji prasowej Juergen Klopp ponarzekał tradycyjnie także na bardzo wymagający kalendarz. Niemiecki szkoleniowiec wściekał, że jego drużyna dopiero co musiała rozegrać 120 minut w finale Pucharu Anglii, a już we wtorek musi grać kolejne spotkanie.
Trener Liverpoolu musiał sobie jednak jakoś z tym poradzić, więc postanowił uwierzyć w możliwości rezerwowych i dał odpocząć najważniejszych zawodnikom. W ogóle na St. Mary’s nie pojechały takie gwiazdy, jak Mohamed Salah, Sadio Mane, Virgil van Dijk, czy Trent Alexander-Arnold. W sumie w porównaniu do sobotniego spotkania z Chelsea Klopp przeprowadził aż dziewięć zmian. Ponownie na boisko wybiegli tylko Alisson i Ibrahima Konate.
Od samego początku w drużynie Liverpoolu widać było lekki brak zgrania, który sprawiał, że nie potrafili w pierwszych minutach sprawić żadnego zagrożenia pod bramką McCarthy’ego. To udało się z kolei drużynie gospodarzy. Już w 10. minucie spotkania dobre podanie od Kyle’a Walkera-Petersa otrzymał Armando Broja, który wbiegł w pole karne i próbował dograć piłkę do zamykającego akcję Nathana Redmonda. Kolejną fantastyczną interwencją w tym sezonie popisał się jednak Alisson.
To jednak nie wystarczyło, aby uchronić Liverpool przed stratą bramki. Kilka minut później Diogo Jota stracił piłkę przed polem karnym Southampton. Ta szybko została przetransportowana na lewe skrzydło do Nathana Redmonda, który pomknął w kierunku bramki Alissona, sprytnie zszedł do środka i oddał precyzyjny strzał. Piłka odbiła się jeszcze od nogi James Milnera i wpadła w samo okienko. Niesmak w tej sytuacji pozostawiła jednak zła decyzja sędziego, który nie zauważył ewidentnego faulu Lyanco na Jocie w momencie odbioru piłki.
Sytuacja Liverpoolu zrobiła się trudna, ale nie z takich opresji wychodzili już podopieczni Juergena Kloppa. „The Reds” zachowali zimną krew i od razu całkowicie zdominowali drużynę gospodarzy. Prowadzili bardzo mądry atak pozycyjny i tylko kwestią czasu wydawało się doprowadzenie do wyrównania. W 27. minucie Jota świetnie przyjął sobie piłkę w polu karnym i posłał precyzyjne podanie do wbiegającego w pole karne Minamino. Ten oddał strzał tuż słupku i pozbawił złudzeń McCarthy’ego.
Southampton – Liverpool 1:2. Losy mistrzostwa Anglii wciąż nieznane
W przerwie meczu przeprowadzona została tylko jedna zmiana. Jordan Henderson wszedł za Joe Gomeza, który w samej końcówce pierwszej odsłony spotkania doznał kontuzji. Obraz gry zupełnie się jednak nie zmienił. Liverpool prowadził grę, a Southampton broniło się całą drużyną i czekało tylko na okazję do kontrataku.
Ta się nie pojawiła, ale pojawiła się za to dość niespodziewana bramka dla Liverpoolu na 2:1. W 67. minucie Kostas Tsimikas dośrodkował piłkę z rzutu rożnego. Ta po dość nieszczęśliwym wybiciu przez Elyounoussiego trafiła na głowę Matipa, który umieścił ją w siatce. „The Reds” mogli więc już całkowicie spokojnie kontynuować swoją grę. Southampton próbowało zaatakować kilkoma zrywami, ale za każdym razem czegoś brakowało. Najgroźniej pod bramką Brazylijczyka zrobiło się dopiero w samej końcówce. Znów groźnie sprzed pola karnego uderzył Nathan Redmond, bramkarz Liverpoolu miał trochę problemów, ale ostatecznie złapał piłkę.
Tylko na tyle było stać podopiecznych Ralfa Hasenhuettla. Wtorkowy mecz bardzo przypominał ten sprzed tygodnia, w którym Liverpool pokonał Aston Villę 2:1 i też jako pierwszy stracił bramkę. Tam także było trafienie Joela Matipa, a zwycięska bramka padła w drugiej połowie.
Dzięki triumfowi na St. Mary’s Stadium Liverpool pozostaje w walce o mistrzostwo Anglii. Strata „The Reds” do Manchesteru City przed ostatnią kolejką wynosi tylko jeden punkt, więc jeszcze wszystko może się wydarzyć. Teraz losy trofeum są w rękach podopiecznych Pepa Guardioli. Jeżeli Liverpool chce triumfować w Premier League, musi pokonać w ostatniej kolejce Wolverhampton i liczyć na potknięcie rywali z Etihad Stadium w starciu z Aston Villą.
SOUTHAMPTON – LIVERPOOL 1:2 (1:1)
Bramki: N. Redmond 13’ – T. Minamino 27’, J. Matip 67’
Czytaj więcej o Premier League:
- Dodatkowy mecz City z Liverpoolem? Jest na to szansa
- Haaland w Manchesterze City – brakujące ogniwo w ekipie Guardioli?