Reklama

Wyścig traktorów, śrubokręt i walkower – kompromitacja w hicie żużlowej 1. Ligi

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

16 maja 2022, 17:41 • 8 min czytania 14 komentarzy

Niedziela, godzina 19:15. Kilka tysięcy kibiców, zgromadzonych na stadionie przy ulicy Legionów, przeżywa niesamowite emocje związane z hitem żużlowej eWinner 1. Ligi. Oto Cellfast Wilki Krosno miał odjechać spotkanie ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra i zgodnie z programem zawodów, żużlowcy obu ekip powinni już ustawiać się do startu w pierwszym biegu. Powinni, ale ostatecznie fanom, którzy stwierdzili, że niedzielny wieczór warto będzie zarezerwować dla speedwaya, towarzyszyło jedynie poczucie frustracji, przeradzające się w złość. Z powodu złego stanu toru mecz zakończył się walkowerem 40:0 dla Falubazu. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że niezależnie od tego, czy spotkanie powinno się odbyć czy też nie, największym przegranym takiego scenariusza jest sam speedway.

Wyścig traktorów, śrubokręt i walkower – kompromitacja w hicie żużlowej 1. Ligi

W OCZEKIWANIU NA DECYZJĘ

Aby nie pogubić się w tym, czego świadkami byliśmy wczoraj wieczorem, przedstawmy chronologię wydarzeń. W piątek zespół Cellfast Wilki Krosno jechał u siebie mecz z Abramczyk Polonią Bydgoszcz w ramach V kolejki eWinner 1. Ligi. Spotkanie zakończyło się minimalnym zwycięstwem gości 45:44.

Ale jeżeli myślicie, że wynik na styku oznaczał świetne widowisko, to jesteście w błędzie. Przez nierówny i rozpadający się tor, zawodnicy bardziej zajmowali się tym, by nie stracić pozycji wywalczonej zaraz po starcie. Lub po prostu, by utrzymać się na maszynie. W dodatku w połowie zawodów zaczął padać deszcz, co jeszcze bardziej pogorszyło stan nawierzchni. Narzekań na taki tor nie brakowało, dobrego ścigania – już tak.

Po tym meczu Główna Komisja Sportu Żużlowego postanowiła interweniować i przyznała niedzielnemu spotkaniu z Falubazem status meczu zagrożonego. Krośnianie musieli zakasać rękawy i wziąć się do ciężkich orac, mających na celu utwardzenie toru. Ostatecznie GKSŻ zniosła status spotkania zagrożonego. Było to podyktowane również dobrymi prognozami pogody na niedzielę. W sezonie żużlowym jest niewiele wolnych terminów do rozegrania zawodów, stąd trzeba było wykorzystać warunki atmosferyczne, które sprzyjały organizacji spotkania. W tym momencie wszystko zależało od gospodarzy. Jednak pomimo tego, że goście z Zielonej Góry już przyjechali do Podkarpacia, a sędzia Jerzy Najwer przesunął godzinę rozpoczęcia spotkania na 20:15, nawierzchni nie udało się przygotować.

Reklama

Kierownik drużyny z Krosna i kierownik zawodów byli zdania, że tor jest zdatny do przeprowadzenia zawodów. Ale ostatecznie, o tym że tor nie nadaje się do jazdy, zdecydowały opinie sędziego, jury zawodów oraz komisarza toru. Tę trójkę poparł kierownik drużyny gości.

ZAWODNIKÓW NIKT NIE ZAPYTAŁ O ZDANIE

Wobec takiego obrotu spraw, drużyna z Krosna optowała za przeprowadzeniem próby toru. Ta dałaby przynajmniej obraz kibicom zgromadzonym na trybunach, ekspertom, jak i przede wszystkim samym zawodnikom, czy owal w Krośnie tego dnia nadawał się do ścigania. Ale ostatecznie nie doszło nawet do tego.

I zaczęła się jazda – niestety, nie ta żużlowa. Kibice przed telewizorami mogli poczuć się zawiedzeni. Oba zespoły znajdują się w czubie 1. Ligi, stąd zapowiadał nam się hit kolejki. Ale ci, którzy obserwowali wydarzenia z Krosna we własnych domach, w każdej chwili mogli zmienić kanał i nie tracić czasu na przedłużającą się farsę. Co mieli powiedzieć fani zgromadzeni na stadionie? Nie tylko kibice gospodarzy, bo za swoją drużyną pojechała też liczna grupa z Zielonej Góry. Tymczasem obejrzeli oni pasjonujący wyścig z czasem organizatorów, czy uda im się doprowadzić tor do stanu używalności. Z mijanek na krośnieńskim owalu z pewnością zapamiętają fantastyczną akcję, kiedy rozpędzony do dwudziestu kilometrów na godzinę traktor po zewnętrznej minął ubijaczkę.

No i symbol tego spotkania, który już stał się memem. Profesjonalny sprzęt do kontroli stanu nawierzchni, którego kibice z Krosna określili najlepszym zawodnikiem gości. W końcu przyczynił się do tego, że mecz zakończył się wynikiem 40:0 dla Falubazu. Otóż kiedy nadchodził czas podjęcia decyzji o przeprowadzeniu zawodów, komisarz toru Przemysław Brucheiser postanowił skontrolować stan nawierzchni za pomocą… śrubokrętu.

Oczywiście, wbicie w tor tego jakże zaawansowanego urządzenia pomiaru jakości nawierzchni nie było decydującym czynnikiem o odwołaniu zawodów. Taką przynajmniej mamy nadzieję. Ale jednak trudno dziwić się złości kibiców zgromadzonych na stadionie oraz szyderczym komentarzom środowiska. W parkingu znajdowało się kilkunastu fachowców, zdolnych przetestować stan nawierzchni. Każdy z nich przywiózł ze sobą sprzęt, który znacznie bardziej się do tego nadawał. Ten sprzęt nazywa się motocykl żużlowy. Jest przystosowany do tego zadania dużo lepiej niż śrubokręt.

Tymczasem – zgodnie z wpisem Tobiasza Musielaka – nikt nawet nie pofatygował się, by zapytać o opinię zawodników.

Reklama

Słowa Musielaka zdaje się potwierdzać Krzysztof Buczkowski. Żużlowiec Zielonej Góry tak skomentował wczorajsze wydarzenia na łamach Best Speedway TV: – My nawet nie dotknęliśmy tego toru. Siedzieliśmy od godziny 16:00 i czekaliśmy na decyzję. […] Nie mogę powiedzieć jaki był tor, skoro widziałem go z odległości dwudziestu metrów, nawet na niego nie wchodząc.

Ponadto, pojawiły się również zarzuty w stronę drużyny Falubazu, że ta nie chciała wyjechać na próbę toru. Te na łamach portalu SportoweFakty kategorycznie odparł Piotr Żyto, trener Zielonej Góry.

– To nie jest tak, że my nie chcieliśmy jechać. Byliśmy gotowi. Gdyby pojawił się sygnał, byśmy to zrobili. Ja się jednak sędziemu nie dziwię, bo to byłoby zaprzeczanie samemu sobie. Za chwilę moglibyśmy mieć farsę. Próba toru to indywidualna jazda poszczególnych zawodników. Załóżmy, że by się odbyła i na tej podstawie ruszyłyby zawody, w których mielibyśmy upadek za upadkiem. Ktoś mógł nabawić się poważnej kontuzji. I kto wziąłby za to odpowiedzialność? Wszystko spadłoby na barki sędziego i wtedy dopiero zaczęłyby się pretensje – powiedział Żyto.

Cóż, słowa trenera Żyto to jedno, ale uniesiony w geście triumfu kciuk, który kierownik Marek Mróz pokazał do kamery, kiedy wychodził ze spotkania z sędzią zawodów, również był bardzo znamienny. Trudno po takim obrazku uwierzyć, że kierownictwu Falubazu taki stan rzeczy nie był na rękę. Choć podkreślmy wyraźnie – zawodnicy z Zielonej Góry nawet nie zostali wpuszczeni na tor i wczoraj na gorąco deklarowali chęć przeprowadzenia próby toru.

GŁÓWNY GRZECH – OPIESZAŁOŚĆ

Ostatecznie spotkanie zakończyło się walkowerem dla Falubazu Zielona Góra. Ale przegrany mecz wydaje się najmniej bolesną konsekwencją niedzielnych wydarzeń. Krosno musi zapłacić 100 000 złotych odszkodowania gościom z Zielonej Góry oraz 200 000 złotych dla PZM. Do tego dochodzi kara za nieregulaminowe przygotowanie toru (przedział od 50 000 do 150 000 złotych) czy rekompensaty dla sponsorów i telewizji. Kwota, którą zapłaci klub z Podkarpacia, może oscylować w okolicach pół miliona złotych. Dodatkowo zespół został ukarany jednym ujemnym punktem w tabeli.

Trudno nie przyznać ekipie z Krosna racji, że próba toru, której się domagano, zapewne nikomu by nie zaszkodziła. Ale z drugiej strony, krośnianie sami są sobie winni. Menadżer Wilków Ireneusz Kwieciński wczoraj stwierdził przed kamerami, że za taki stan toru w Krośnie odpowiada GKSŻ. Według Kwiecińskiego, przed sezonem komisja zaleciła klubowi dosypanie na owal dodatkowego materiału. Nowa nawierzchnia po prostu się nie związała, przez co po kilku kółkach powstają w niej niebezpieczne dziury. Na odpowiedź GKSŻ wobec tego zarzutu nie trzeba było długo czekać.

Główna Komisja Sportu Żużlowego ubolewa, że mecz Cellfast Wilki Krosno – Stelmet Falubaz Zielona Góra nie doszedł do skutku. Mimo długich i intensywnych prac tor w Krośnie nie nadawał się w niedzielę do bezpiecznej jazdy. Z tego powodu zgodnie z regulaminem sędzia orzekł walkower na rzecz klubu z Zielonej Góry.

Jednocześnie informujemy, że nieprawdziwe są sugestie, które pojawiły się podczas transmisji telewizyjnej z tego meczu. Główna Komisja Sportu Żużlowego zaprzecza, że nakazywała klubowi z Krosna dosypanie nawierzchni na krośnieńskim torze. To władze Cellfast Wilków w marcu wystąpiły do GKSŻ z wnioskiem w tej sprawie i otrzymały zgodę na taki ruch. To oznacza, że klub z Krosna ponosi pełną odpowiedzialność za stan toru podczas niedzielnego meczu.

Główna Komisja Sportu Żużlowego

Zatem tor nagle nie zrobił się nieregulaminowy od soboty. Już w piątek wzbudzał wiele wątpliwości, ale problemem należało zająć się o wiele wcześniej. W Krośnie najwyraźniej tego nie zrobiono. A kiedy już zaczęto coś robić, było za późno.

Reagowanie z opóźnionym zapłonem to naszym zdaniem główny powód wczorajszej kompromitacji. GKSŻ również ma w tym względzie trochę za uszami. Według decydentów, nawierzchnia toru w Krośnie była nieregulaminowa. Okej, zawody nie powinny się odbyć, w końcu chodzi o bezpieczeństwo zawodników. Rozumiemy też, że zarówno sędzia zawodów jak i komisarz toru stosowali się do regulaminu. Do ostatniego momentu dawali gospodarzom czas na poprawę stanu owalu, przy czym maksymalnie mogli czekać do godziny ponad planowany początek zawodów.

Lecz z drugiej strony, komisarz toru był obecny na stadionie od godziny 11:00. Przemysław Brucheiser sam jeździł kiedyś na żużlu, więc posiada doświadczenie praktyczne. Zarówno on, jak i sędzia zawodów powinni potrafić ocenić czy nawierzchnia ma szansę być doprowadzona do stanu używalności. A jeżeli tak nie jest, to lobbować za walkowerem jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Bo tor nie nadawał się do jazdy przez cały dzień. Liczenie na to, że gospodarzom uda się doprowadzić nawierzchnię do stanu używalności, zdawało się bardzo życzeniowym podejściem.

Owszem, spotkanie dalej zakończyłoby się walkowerem dla Falubazu. Ale gdyby zdecydowano się na takie rozwiązanie wcześniej, przynajmniej oszczędzono by nerwów kilku tysiącom ludzi, którzy zdecydowali się przeznaczyć swój czas i pieniądze na to, by obejrzeć kawałek dobrego żużla. A w zamian spędzili niedzielny wieczór, oglądając faceta który grzebie śrubokrętem w ziemi.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o żużlu:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Motor Lublin, Jaskółki z Gollobem, a może Byki? Top 10 drużyn w historii Ekstraligi!

Szymon Szczepanik
21
Motor Lublin, Jaskółki z Gollobem, a może Byki? Top 10 drużyn w historii Ekstraligi!

Komentarze

14 komentarzy

Loading...