

Opublikowane 10.05.2022 11:11 przez
redakcja
Na początku tego roku trzy polskie kluby sprzedały swoich czołowych zawodników do MLS. Jesus Jimenez zachwyca tam od samego początku, a dobiegające zewsząd głosy pochwalne na jego temat sugerują, że staje się on niekwestionowanym liderem swojego zespołu. Rozpędu zaczyna nabierać także były legionista – Luquinhas, natomiast Yaw Yeboah jeszcze nie pokazał nic ciekawszego.
Postanowiliśmy wziąć pod lupę byłych zawodników Ekstraklasy, którzy zimą przenieśli się do USA.
ZA JIMENEZEM WARTO ZATĘSKNIĆ
Plotki transferowe, których bohaterem był hiszpański napastnik, pojawiały się od dłuższego czasu. Latem 2021 roku pojawiały się za niego różne oferty, a transfer do tureckiego Konyasporu był już wtedy na ostatniej prostej. Górnik Zabrze w ostatniej chwili zablokował jednak tę transakcję.
Zainteresowanie Hiszpanem nie mogło dziwić, bo od ponad dwóch lat był już gwiazdą zabrzańskiej ekipy. Koniec końców, Hiszpan został w Zabrzu jeszcze na jedną rundę, w której w dziewiętnastu meczach strzelił osiem goli. Na ten moment jego wynik wyrównało już trzech byłych kolegów (Bartosz Nowak, Lukas Podolski, Krzysztof Kubica), jednak potrzebowali na to aż trzynastu kolejnych meczów. Ta statystyka dobrze obrazuje, jaki skarb tracił wówczas Jan Urban i jak bardzo wzmocniło się przed rozpoczęciem sezonu Toronto FC.
– Jesus to napastnik z dużymi umiejętnościami, który łączy w sobie doskonałe poruszanie się po boisku oraz drybling. Strzela gole i stwarza szanse kolegom z drużyny – mówił wówczas Bob Bradley, szkoleniowiec nowego klubu Hiszpana. I czego wówczas oczekiwał, to dostał.
Jimenez staje się bowiem nie tylko czołową gwiazdą swojego zespołu, ale również całej ligi. Szkoleniowiec zaufał mu już od samego początku i konsekwentnie dawał wychodzić we wszystkich spotkaniach w pierwszym składzie. Napastnik jednak sam na to zasłużył – obronił się już w debiucie z Dallas, zaliczając w nim asystę. Tydzień później po fenomenalnym rozmontowaniu defensywy New York Red Bulls wpisał się na listę strzelców i już poszło z górki.
😉 ¡Cambiamos de liga, pero TÚ TALENTO sigue siendo el mismo!
👉🏼 Soberbia acción individual de @J10Jimenez para dejar a 2 rivales + portero en el suelo y anotar su primer GOL en @MLS.
👏🏼 2 jornadas han bastado para dejar claro la apuesta de @TorontoFC por el jugador Madrileño. pic.twitter.com/v2wfo2EIMK
— Mesas Sport (@MesasSport) March 9, 2022
Na ten moment były zawodnik Górnika rozegrał w MLS wszystkie możliwe spotkania – ba, dane mu to było zrobić w niemalże maksymalnym wymiarze czasu, zdejmowany był dopiero na same końcówki. Dwa tygodnie temu załapał się do jedenastki kolejki, a w jedenastu dotychczasowych występach strzelił w sumie siedem goli (w tym jeden dublet). Oznacza to, że jest obecnie na granicy swojego jesiennego ekstraklasowego dorobku. Jak jednak pamiętamy – wówczas potrzebował na to o siedem spotkań więcej. Taki wynik plasuje go również na pozycji wicelidera amerykańskiej klasyfikacji strzelców, gdzie pierwsze miejsce zajmują obecnie także Jesus Ferreira i Sebastian Driussi.
Hiszpan jednak sam wyników nie wykręci. Pomimo jego świetnej dyspozycji, zespół jako całość zawodzi i na tę chwilę znajduje się na dole tabeli Konferencji Wschodniej. Jest to związane m.in. z dziurawą i liczbowo najgorszą w tej konferencji defensywą. W efekcie Toronto FC sporo bramek zdobywa, ale sporo też traci.
Bradley dostrzega problem i pole do usprawnienia, także w kontekście Jimeneza. Jest on bowiem głównie typową dziewiątką, zajmującą się przede wszystkim wykańczaniem akcji stworzonych przez kolegów, a nie kreowaniem ich samemu. I na to zwraca uwagę trener, mówiąc: – Jesteśmy w stanie stworzyć ciekawe pomysły w ofensywie, zrozumieć jego styl gry i znaleźć sposoby na wypracowanie mu okazji. Ale myślę, że jest w stanie dalej się rozwijać – pokazał już oblicze strzeleckie, ale może wnieść do zespołu jeszcze więcej. Uważam, że mógłby lepiej grać bez piłki poza polem karnym, co pomogłoby nam wykorzystać więcej szans i zachować płynność w ataku pozycyjnym i kontrach.
Sam Jimenez przejście do MLS uważa za krok naprzód oraz okazję do rozwoju. A takich niedługo będzie miał jeszcze więcej. W lipcu zawodnikiem Toronto zostanie bowiem Lorenzo Insigne. Hiszpan uważa jego obecność za czynnik, który pomógł mu w podjęciu decyzji o przejściu do klubu z Kanady i odwołuje się do… sytuacji z Górnika: – W Polsce miałem okazję grać z Lukasem Podolskim, a teraz – z Insigne. To dla mnie zaszczyt i jestem szczęśliwy, że mogę grać z takimi nazwiskami. – przyznaje dziennikowi „Marca”.
LUQUINHAS – Z TEJ MĄKI JESZCZE MOŻE BYĆ CHLEB
Brazylijczyk rozstawał się z Legią w dość mętnych okolicznościach. Pamiętna akcja z pobiciem w autokarze, wstępna deklaracja zawodnika, że jednak zostanie, a potem… Nici z tego planu. Wyszło o tyle głupio, że Vuković postanowił podczas przerwy zimowej nobilitować go opaską kapitańską. Pomocnik jednak nie nacieszył się nią długo – konkretnie to wcale, bo z Warszawy uciekł jeszcze przed rozpoczęciem rundy. I choć względem dwóch poprzednich sezonów jesień w wykonaniu Brazylijczyka wyglądała relatywnie blado, dał on radę ściągnąć na siebie uwagę New York Red Bulls.
Były legionista docenia szybki proces adaptacji w zespole: – Klub, zawodnicy i kibice zaakceptowali mnie na wiele różnych sposobów. To był z pewnością dużo lepszy początek niż np. w Legii, gdzie oceniano mnie przez pryzmat mojego wzrostu, co się oczywiście zmieniło po tym, jak zobaczono mnie w akcji na boisku. To w zasadzie jedyna duża różnica pomiędzy moim początkiem w Warszawie i Red Bulls. Tutaj kredyt zaufania poczułem od pierwszej chwili, w Polsce trochę to potrwało – przyznał ostatnio w „Przeglądzie Sportowym”.
Na minuty na boisku musiał jednak chwilę poczekać. Perturbacje wizowe oraz wynikający z nich brak treningów z drużyną sprawiły, że Luquinhas zaczął zbierać konkretne minuty dopiero w kwietniu. Jak już jednak zaczął grać, radzi sobie przyzwoicie: w ośmiu spotkaniach strzelił gola i zaliczył dwie asysty.
W jego grze widać luz oraz cenne, częste zejścia na skrzydła; czasem gra także jako odwrócony skrzydłowy. Warto jednak zaznaczyć, iż na swojej pozycji ma sporą konkurencję wśród wychowanków rozbudowanej lokalnej akademii, na tle których jest niemłody. Dodatkowa presja pochodzi z faktu, iż Brazylijczyk jest jednym z dwóch – obok Patryka Klimali – designated players w nowojorskim zespole. Oczekiwania są zatem adekwatnie większe.
YEBOAH, CZYLI GŁÓWNE ROZCZAROWANIE
Jak wspomnieliśmy, na koniec sezonu miano najlepszego strzelca drużyny należy w Zabrzu do zawodnika, którego już tam nie ma. A w Wiśle Kraków? Jest analogicznie. Yaw Yeboah, który wciąż ma szanse na miano autora najpiękniejszej bramki sezonu Ekstraklasy, po półroczu spędzonym przy Reymonta zamienił Kraków na Columbus.
Z omawianej tu trójki na razie radzi sobie jednak zdecydowanie najsłabiej. Miewa fajne momenty, potrafi przyspieszyć czy błysnąć dryblingiem, ale nie radzi sobie w obronie i bardziej defensywnej asekuracji.
Skutecznością podań (trzeci najgorszy wynik w zespole) czy celnością również nie grzeszy – w dotychczasowych dziesięciu spotkaniach nie zdobył jeszcze bramki, a zaliczył tylko jedną asystę. Ta jednak miała miejsce w debiucie, więc można zaryzykować stwierdzenie, że wynikła z pewnego zaskoczenia rywala. Teraz, prawie trzy miesiące później, przeciwnicy nauczyli się jego stylu gry, Yeboah stał się przewidywalnym ligowym średniakiem.
Ghańczyk nie jest jednak jedynym wadliwym ogniwem w ofensywie zespołu – ostatnie mecze upływały Columbus City głównie pod znakiem kontr. Sam trener Porter przyznaje wprost, że blok obronny wygląda znacznie lepiej, a zawodnikom z przodu brakuje skuteczności, w związku z czym notorycznie marnują okazje. Tyczy się to też Ghańczyka, który w ostatnim, zakończonym bezbramkowym remisem spotkaniu z Kansas City, nie wykorzystał dobrej szansy na danie zespołowi prowadzenia. Wystawiona przez Massive Report średnia ocen za dotychczasowe występy byłego wiślaka wynosi 5,8 (w dziesięciostopniowej skali).
***
O ile zimą omawiani tutaj gracze stanowili niejako gwiazdy swoich zespołów, o tyle aktualnie nie o wszystkich można już tak powiedzieć. Za Jimenezem można tęsknić, bo jego występy potrafią naprawdę cieszyć oko. Luquinhas daje radę i prawdopodobnie jeszcze się rozkręci, a Yeboah… No cóż, musi wziąć się w garść. Sezon MLS trwa jednak dopiero nieco ponad dwa miesiące, a więc nasi bohaterowie za oceanem będą mieli czas, żeby pokazać jeszcze więcej.
IZA ZAPOROWSKA
CZYTAJ WIĘCEJ O MLS:
- Robert Sibiga. Jak Polak został sędzią roku w MLS?
- „Osiem kontaktów z piłką i dwa gole. Jakość, a nie ilość”
Fot. Newspix
Sporo kasy w tej lidze ale jak czasem obejrzę fragmenty meczów to w sumie tak samo ogórkowa liga jak nasza.
Co mnie najbardziej rzuca się w oczy, że to grają tam taki wesoły futbol – duży nacisk na ofensywę, małe zdyscyplinowanie taktyczne, słabe ustawianie się obrońców, słabe krycie, nieporadność w obronie, ofensywni piłkarze wchodzą w obronę jak w noż w roztopione masło. Czasem mam wrażenie, że to bardziej takie show dla Amerykanów, aniżeli faktyczny futbol.
Pilka to ma byc rozrywka, a nie jakeis gowniane szachy jak w naszej lidze, gdzie grac to moga co najwyzej w warcaby.
Jak pilka bedzie widowiskowa to bedzie hajs, jak bedzie hajs to beda lepsi pilkarze i lepszy poziom ligi, wiecej kibicow itd.
MLS juz przerosolo nasza liga co jest kompromitacja totalna, bo po tylu latach uprawiania tej dyscypliny w kraju gdzie pilka nozna dominuje inne sporty powinnismy miec jakiekolwiek sukcesy i cos znaczyc na swiecie.
Ogladam sporadycznie MLS, zazwyczaj jak sie bawie u buka i te mecze sa o wiele bardziej przyjazne dla oczu niz to serwowane przez naszych ligowcow gowno. Ekstraklase ogladam tylko z sentymentu i wrodzonego masochizmu, ale jakbym mial teraz dzieciakowi wytlumaczyc, ze choc poogladamy Termalice z Leczna gdzie akcja pieciu podan bez przerwania zbiera oklaski na stojaco to by mnie dzieciak wysmial. Czy te zalosne symulki po kazdym kontakcie, bo przeciez prowadze 1:0 i najlepiej jakby sedzia gwizdnal koniec.
Pilka potrzebuje efektownosci i duzej dynamiki zeby sciagnac nowych odbiorcow, ktorzy w innych dziedzinach takie emocje dostaja podane pod nos. Stad chociazby taki eSport staje sie popularniejszy niz Ekstraklasa, ktora ogladaja juz tylko dinozaury, dzieci lat 90tych i garstka malolatow.
Podsumowujac ten moj sciek to powiem tylko zeby zmusic te nasze pizdy i panow trenerow (celowo z malej) do dynamiki nalezy wymusic to zmiana przepisow.
I chuj, elo.
Zgadzam się z wieloma podanymi przez Ciebie argumentami. Chciałbym się jednak odnieść do bardzo istotnej kwestii w całej dyskusji: MLS to zamknięty ekosystem, a polska liga przechodzi rok w rok weryfikację w postaci europejskich pucharów. Nietrudno byłoby sztucznie podnieść atrakcyjność w naszej lidze, gdzie byłby odgórny nakaz gry ofensywnej, zatrudniałoby się obrońców z 3 ligi, żeby napastnicy strzelali po 35+ bramek w sezonie, a skrzydłowi z hiszpańskiej drugiej ligi robiliby z nich wiatraki. Kibic by się cieszył, jak to wszystko pięknie wygląda na boisku do czasu gdy letnią porą pierwszy mecz w europejskich pucharach wyjasniłby nas, pokazując że ten cały wysoki poziom to zwykła mistyfikacja, iluzja, kuglarska sztuczka. No i czy właśnie tak nie jest? Przecież co roku zachwycamy się jak pięknie gra drużyna a czy b, jak cudownie budują akcje, jak wymieniają wspaniale podania, jak walec przejeżdzają się po kolejnych rywalach. A później szybciutko w łeb w pierwszej, drugiej, co najwyżej 3 rundzie eliminacji do pucharów. W zamkniętym ekosystemie, jakim jest MLS możesz sobie sztucznie pompować atrakcyjność ligi, robiąc hucpę z rozgrywek. Czy to znaczy że ja twierdzę, że MLS jest gorsza od Ekstraklasy? W żadnym wypadku. Przede wszystkim masz tam potężne zaplecze, finansowe czy organizacyjne, jakiego u nas pewnie nigdy nie będzie. Na ostatni mecz ligowy Charlotte FC przyszło 75 tysięcy widzów! Wejściówki też nie kosztują 30 złotych. Średnio za bilet na ich mecz trzeba zapłacić 48 – dolarów! Jak próbuję sobie wyobrazić sumę jaką zgarniają za jeden mecz ligowy, to pewnie wyglądam jak ten mały murzynek z mema co liczy na kalkulatorze. To jest przepaść. A podejrzewam, że gdyby ich najlepsze zespoły miały zagrać w europejskich pucharach, to by eliminacji nie przeszły, bo tam stawia sie na show, a wynik jest kwestią drugorzędną. W Europie znowu wynik sportowy determinuje wszystko. Dlatego taką estymą darzy się trenerów pokroju Mourinho czy Simeone.
Druzyny z MLS graja w pucharach, ich odpowiednikow do LE i LM. Fakt, graja glownie z druzynami z Meksyku, Kostaryki, i kto tam sie jeszcze zakwalifikuje. Prawda, ze sa to przeciwnicy mniej wymagajacy niz czolowe zespoly z Europy, ale mimo wszystko Meksykanskie druzyny raczej by pokonaly te pseudo zespoly z Polski.
W lipcu w Meksyku czy w marcu w Polsce?
możesz dać linka do tego mema?
Ale żeś wysrał socjalistyczny bełkot. Ustawą znieść defensywę!
Obok siebie dosłownie są dwie wypowiedzi Bradleya, wpierw mówi że Jimenez dobrze porusza się po boisku i stwarza okazje partnerom a niżej jego tekst o tym, że Jimenez tylko wykańcza sytuacje kolegów…what?
Chronologia! Pierwsza była po transferze, a teraz jest weryfikacja.
A Yeboah banalne do przewidzenia, ile on miał dobrych meczów u nas? 3? Zasłynął głównie bardzo ładnym golem i tyle
Praktycznie każdy napastnik który strzelał gole w Extraklasie, będzie robił to samo w MLS, czy jest nim Nikolić, Ondraśek, Klimala, Buksa, Niezgoda (kiedy akurat nie ma kontuzji), Świderski czy Jimenez. Obrona w MLS jest na niewiele lepszym poziomie niż w X-klasie ale za to kreatywni pomocnicy i skrzydła są na poziomie ligi tureckiej czy rosyjskiej. Do tego dochodzi bezpośredni, ofensywny (czasami wręcz chaotyczny) styl gry zespołów, wysoki pressing i mniejsze wyrachowanie taktyczne, przez co napastnicy mają więcej miejsca do oddania celnego strzału.
Czyli wchodzi tam Papszun, układa defensywę i pewny mistrz? Z byle kim?
Wisła gdy sprzedała Yeboaha i El Mahdui to jakby trafili szóstkę w lotto ,super pieniądze za przeciętnych grajkow ,no ale cóż z tego jak nakupili pajacy i z ligi lecą
Yeboah – „Wystawiona przez Massive Report średnia ocen za dotychczasowe występy byłego wiślaka wynosi 5,8 (w dziesięciostopniowej skali).”
To lepiej niż najlepszy piłkarz e-klapy wg weszlaków, a przecież gra Jimeneza i większości grajków, którzy do MLS trafili z e-klapy, pokazuje, że poziom jest zbliżony. Jimenezowi nawet ewidentnie łatwiej się gra.
my buddy’s friend makes $96 hourly on the internet. She has been with out artwork for five months however final month her charge emerge as $12747 really on foot on the internet for some hours. study greater on this net internet site……. http://www.flyercash3.com
no to Luqui robi karierę jak cholera. strzelił nawet JEDNEGO gola i ma DWIE asysty…
Będziemy po nim długo płakać kolego. Jak kto się zna trochę na piłce wie ocb. Każdy kibic ekstraklasy oprócz kibiców Legii będzie teraz bredził o podkładaniu się pod faule , ale fakt jest taki że nikt nie potrafił go zatrzymać i każdy klub i normalny kibic, chciałby mieć tak wartościowego piłkarza w zespole. Był też wartością dodaną w pucharach.