Ostatnie sobotnie spotkanie w lidze hiszpańskiej, jak na bitwę drużyn z czołówki przyszło, od początku zapowiadało się emocjonująco. Oba zespoły – pomimo zagwarantowanych pucharach w kolejnym sezonie – nie składają jeszcze broni i deklarują chęć walki wydarcia każdego punktu do samego końca. Barcelona gra o wicemistrzostwo, a także przypieczętowanie możliwości gry w Lidze Mistrzów. Z kolei Real Betis ma większe ambicje niż Liga Europy, która wywalczona została dzięki Copa del Rey i jemu także przyświeca chęć awansu do Champions League. Zwycięstwo Blaugrany oznaczało istotne oddalenie się od marzeń w przypadku jej rywali.
Zacznijmy jednak od tego, że przed tym nie byle jakim meczem uhonorowano nie byle jakiego człowieka.
Wielki @W_Kowal uhonorowany przez @RealBetis 💚 przed meczem z Barceloną ⚽ Gratulacje Kowal! 👏
PS ale elegancko się nasz Wojtek prezentuje w garniaczku 👌 pic.twitter.com/dCmmscDtr2
— Kanał Sportowy (@Sportowy_Kanal) May 7, 2022
Po prostu – kozak!
Wracając – grudniowe spotkanie tych zespołów zakończyło się jednobramkowym zwycięstwem Verdiblancos. Stanowiło to dość adekwatne odzwierciedlenie sytuacji w tabeli, ponieważ już od dłuższego czasu Betis znajdował się na wysokich, pucharowych lokatach. Ba, patrząc nawet teraz – od 24 kolejek nie spadł on poniżej piątego miejsca, jednocześnie spędzając kilka miesięcy na podium. Xaviemu poprawienie formy zajęło trochę dłużej, jednak jak wiadomo, obejmował on zespół w zupełnie innych warunkach.
Obecna dyspozycja obu zespołów jest jednak dosyć kapryśna. Od odpadnięcia z Eintrachtem w Lidze Europy Barca zanotowała jeszcze dwa zwycięstwa oraz dwie porażki, a w tym potknięcie ze znajdującym się wówczas w strefie spadkowej Cadiz. I niby była to pierwsza ligowa klęska od grudnia, niby na korzyść Katalończyków przemawiało dziś to, że na wyjazdach pod wodzą Xaviego pozostają niepokonani. Ale zmniejszenie perspektywy do skali mikro i wzięcie pod uwagę jedynie tych ostatnich spotkań, niejako odbierało jednoznacznie pozytywny obraz Barcelony i utrudniało przewidywania na dzisiejszy mecz.
W czym pomocna nie była także forma ekipy Pellegriniego. Puchar Króla, stałe, nieoddane od dwóch miesięcy piąte miejsce w tabeli i tylko jedna wpadka z Elche – mogło to nastrajać optymistycznie, jednak w gruncie rzeczy ten zespół od dawna nie był weryfikowany w rywalizacji z kimś z czołówki. Ponadto nastąpił zastój w ofensywie, ponieważ w ostatnich trzech ligowych spotkaniach nie strzelił ani jednej bramki. Szkoleniowiec Betisu przed dzisiejszym meczem zwracał uwagę na to, że jego zespół czekają cztery mini-finały – oprócz Barcy rywalami Verdiblancos będą bowiem m.in. Real Madryt i walcząca o utrzymanie Granada. Jak jednak wspomnieliśmy – to właśnie dzisiejszy pojedynek miał kluczowe znaczenie w kontekście walki o Ligę Mistrzów.
DEFENSYWNE LUKI BARCY
Główne osłabienie Dumy Katalonii stanowiły absencje Ter Stegena oraz Pique. W obliczu nieobecności pierwszego z nich po czterech miesiącach między słupki powrócił Neto, dla którego to prawdopodobnie jedno z ostatnich spotkań w obecnych barwach. Pique został z kolei zastąpiony Erikiem Garcią, którego jednak nie można uznać za gwarant stabilizacji. Betis wystawił najmocniejszy skład, a za klubowy talizman uważano przed spotkaniem Fekira, który w trzech ostatnich spotkaniach z Barceloną zanotował dwa trafienia oraz asystę. Odcięcie od podań Francuza oraz jego partnerów z drugiej linii stanowiło jedno z kluczowych zadań stojących przed drużyną Xaviego.
DO PRZERWY CIEKAWIE, JEDNAK BEZ KONKRETÓW
Od początku oba zespoły przystąpiły do ataków ze swoich lewych stron. Moreno i Juanmi ogrywali Daniego Alvesa, a Barcelona za słaby punkt uznała Sabaly’ego, atakowanego przez Depaya, Gaviego i podłączanego do akcji Albę. Konkrety nadchodziły jednak z przeciwległej strony boiska – Dembele zaliczał wrzutkę za wrzutką, lecz albo nie znajdowały one jego kolegów, albo wyłapywane były przez Claudio Bravo. Chilijczyk jednak nie miał szans długo nacieszyć się grą. W 12. minucie, podczas najgroźniejszej dotychczas akcji Barcelony, czyli strzału Dembele, interweniował na tyle pechowo, że po 5 minutach musiał zejść z boiska z kontuzją. Zastąpił go Rui Silva, od początku testowany przez Katalończyków – obserwowaliśmy wyciągnięcie strzału Araujo na poprzeczkę czy kolejne dośrodkowania z rzutów rożnych. Wkrótce oblężenie gości się skończyło, a akcje przeniosły na ich stronę.
Tam aktywnych było sporo zawodników gospodarzy, którzy często włączali się do ofensywnej gry. Po akcji Guardado-Canales-Rodriguez ostatni z nich trafił w słupek, a trzy minuty później Fekir zmarnował obiecującą okazję, pakując piłkę wprost pod nogi obrońcy Barcelony. A potem znowu strzał Depaya i mały zryw Barcelony. I tak na zmianę – ataki raz z jednej, raz z drugiej strony. Oglądało się to jednak naprawdę w porządku – widzieliśmy strzały i obiecujące akcje, a na dynamikę gry zdecydowanie nie można było narzekać. Brakowało jednak konkretów. 0:0 nikogo nie satysfakcjonowało, ale też nie odzwierciedlało przebiegu gry. Fakt, była ona wyrównana, jednak za brak skuteczności i finalizacji akcji należało chwalić przede wszystkim defensorów obu stron.
NADESZŁO TO, NA CO CZEKALIŚMY
Początek drugiej połowy nie zwiastował jednak tego, by wynik miał ulec zmianie. Ba, dostrzegaliśmy jeszcze mniej składu i konkretów niż przed przerwą. Ataki Barcelony do przerwy bazowały głównie na trochę pozbawionych zamysłu wrzutkach, ale nawet tego obserwowaliśmy już coraz mniej. Zamiast tego, Katalończycy niejednokrotnie łapani byli na spalonym. Tempo meczu siadło, a irytacja trenerów wzrastała wprost proporcjonalnie do liczby popełnianych błędów – akcje kończyły się strzałami za lekkimi, w boczną siatkę, gdzieś nad poprzeczką… Oznaczało to najwyższą porę na zmiany – do 74. min Xavi wymienił całą linię ataku, którą stworzyli Aubameyang, Traore oraz Fati. Na efekty długo nie trzeba było czekać – zaledwie dwie minuty później Barca wyszła na prowadzenie, a jokerem okazał się właśnie Fati, który po dośrodkowaniu od Jordiego Alby wypatrzył lukę między obrońcami Betisu i posłał piłkę obok wrytego w ziemię Silvy.
Odpowiedź gospodarzy przyszła jednak równie błyskawicznie. Trzy minuty później Fekir dośrodkowuje z kornera, a niekryty, niedostrzeżony przez obrońców Barcelony Bartra wbiega w pole karne i pakuje głową piłkę do siatki. Do końca zostało jednak już tylko 10 minut. Gra ponownie nabrała intensywności – zwłaszcza, że na tablicę wyników powrócił remis, który nikogo nie satysfakcjonował. Czas jednak płynął nieubłaganie, gdy widzieliśmy kolejne niecelne strzały (z obu stron, bo próbowali m.in. Aubameyang czy Pezzella). Kiedy jednak wydawało się, że rezultat już nie ulegnie zmianie, rozstrzygnięcie nadeszło w ostatniej akcji spotkania. W 94. minucie z akcją ponownie ruszył Fati, który dośrodkowywał, lecz piłka zamiast do któregoś z jego kolegów wylądowała u Rodriego. Ten jednak zamiast oddalić zagrożenie wybił ją gdzieś nad siebie. W efekcie zebrał ją Traore, który wycofał do Alvesa, a ten przerzucił na lewą do Alby, który sieknął z woleja. Silva w tej akcji nie miał żadnych szans.
Wyszarpała zwycięstwo w ostatniej minucie @FCBarcelona❗🔥 #HolaLaLiga
Przepięknie to wykończył Jordi Alba🤩 pic.twitter.com/fhTpogC2K5
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) May 7, 2022
Po wyrównanym spotkaniu to Barca rzutem na taśmę zgarnia cenne punkty, kwalifikuje się do kolejnego sezonu Ligi Mistrzów i może skupić się na walce o drugie miejsce. Dla Betisu sytuacja się komplikuje – od czwartego Atletico dzielą go trzy punkty, jednak zespół z Madrytu swoje spotkanie w tej kolejce rozgrywa dopiero jutro. Dołączenie do elity będzie ciężkim zadaniem, ale wciąż matematycznie możliwym.
Real Betis – FC Barcelona 1:2
Bartra 79′ – Fati 76’, Alba 94′
IZA ZAPOROWSKA
Fot. newspix.pl