Milan jest naprawdę blisko tytułu, szczególnie, że pomógł mu ostatnio bramkarz Interu, a Napoli, jak to Napoli, przegrywa kluczowe mecze. Niemniej – wciąż trzeba punktować i czy można sobie do tego wyobrazić lepszego rywala niż Fiorentina? Pewnie wciąż tak, ale teraz Viola to przecież dość wdzięczny przeciwnik. Dopiero co przyjęła 0:4 od Udinese, wcześniej za mocna była dla niej Salernitana. Mimo tego Milan męczył bułę niemiłosiernie, ale ostatecznie ją wymęczył i ma te upragnione trzy oczka.
AC MILAN – FIORENTINA 1:0. Okropne nudy do przerwy
Pierwsza połowa? Majówka w pełni, pykanko w tempie spacerowym, jakby Milan nie grał o mistrzostwo, a siedział w środku tabeli i myślał głównie o urlopie. Owszem, sytuacje były, ale za mało – najlepszą miał Giroud, kiedy przeniósł piłkę nad Terracciano, jednak jednocześnie nie trafił w bramkę. Ponadto pewnie przy trafieniu mielibyśmy analizę VAR, bo mógł tam być spalony.
Poza tym, cóż… Zero celnych strzałów! To się nie godzi, szczególnie z Fiorentiną, która czyste konto zachowuje dość rzadko i przyjęła w tym sezonie 46 sztuk. Gościom takie tempo odpowiadało – oni co prawda zdobyli się na jedno celne uderzenie, ale nie mieli ochoty podwyższać temperatury. To Milan musiał tutaj grać o pełną pulę, ten punkt dla Violi nie byłby zły.
Tymczasem Milan był wolny, bardzo schematyczny i przewidywalny. Nie trzeba było wielkiej defensywy, by go przed przerwą powstrzymywać.
AC MILAN – FIORENTINA 1:0. Prezent od bramkarza
W drugiej połowie było trochę lepiej. Gospodarze już zdecydowanie zdominowali przyjezdnych, niemniej wciąż brakowało skuteczności pod bramką. Znakomitą okazję miał Leao – piłka na szóstym-siódmym metrze, golkiper modlący się o cud. I wymodlił. Leao stracił równowagę, kopnął nad bramką, co w sumie było dość imponujące – przecież w tej okazji trudniej było nie trafić niż trafić.
W innym wypadku dobrze spisał się Terracciano, który zbił strzał Kessiego w krótki róg.
Fiorentina na tę drugą część miała prosty plan – zamurować i ewentualnie wyprowadzić tę jedną, zabójczą akcję. Miała ją, niestety dla nich: zawiodło wykonanie. Kapitalne dośrodkowanie dostał Cabral, uderzył głową, ale znakomicie spisał się Maignan – najpierw w sobie tylko znany sposób odbił futbolówkę nad siebie, a potem leżąc, złapał ją.
I ten mecz rozstrzygnął się tak naprawdę na poziomie bramkarza. Maignan nie zawiódł, a Terracciano, którego wcześniej można było pochwalić – już tak. Źle wybił piłkę, przejął ją Leao, pognał na bramkę i nie dał żadnych szans golkiperowi. Już nie było żadnego poślizgu, utraty równowagi. Leao tym razem okazał się skutecznym snajparem.
Czy było to zwycięstwo piękne, efektowne? Absolutnie nie. Milan się męczył i wiele nie brakowało do remisu. Ale to już ten czas sezonu, że efektywność można przedłożyć nad efektowność. Liczą się punkty. Liczy się mistrzostwo. Milan – w bólach – ale zrobił krok w jego kierunku.
AC MILAN – FIORENTINA 1:0
Leao 82′
CZYTAJ WIĘCEJ O SERIE A:
- Co słychać w rzymskim ogródku? Jest pięknie, Zalewski rozkwitł
- „Kolejny koszmar”. Koniec Drągowskiego w Fiorentinie?
- Jak radzi sobie Jose Mourinho?
- Z drużyny dla uchodźców na włoskie salony
- Walukiewicz szykuje się do powrotu. „Chcemy, żeby od razu był lepszy niż przed kontuzją”
Fot. Newspix