Wimbledon to najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej w świecie tenisa. Już niedługo może jednak zostać pozbawiony – przynajmniej w pewnym stopniu – tego drugiego miana. Według informacji “L’Equipe” władze WTA chcą ukarać organizatorów brytyjskich zawodów. Aż tak dotknęła ich bowiem “trudna” sytuacja rosyjskich i białoruskich tenisistów, którzy nie będą mogli zagrać w Londynie.
Decyzja organizatorów Wimbledonu wywołała spore poruszenie w tenisowym środowisku. Ba, znacznie większe, niż mogliśmy przypuszczać. Sankcje nakładane na zawodników z Rosji oraz Białorusi to w końcu nic nowego – mówimy o kierunku, którym podążyło wiele sportowych instytucji. Zresztą – pogłoski o tym, że Daniił Miedwiediew i spółka nie zagrają w jednym z czterech wielkoszlemowych turniejów, pojawiły się już w marcu. Teraz zostały tylko potwierdzone.
Novak Djoković, Martina Navratilowa czy Billie Jean King – wszystkie te postaci zdążyły wyrazić swoje oburzenie. Pierwszy używał słów jak “szaleństwo”, druga mówiła, że ma łzy w oczach, trzecia wskazywała na to, że wciąż stoi za zasadami, które wyznawała w 1973 roku. Generalnie – nie do pomyślenia jest dla tej trójki, że zarabiający miliony sportowcy zostaną zmuszeni do znalezienia sobie nowych planów na lipiec.
Głosy wybitnych tenisistów to jednak jedno, ale przeciwne wobec wykluczenia rosyjskich i białoruskich sportowców okazały się najważniejsze organizacje w tenisie, czyli ATP oraz WTA. To właśnie druga z nich ma w przyszłym tygodniu zorganizować spotkanie, w czasie którego – wraz z przedstawicielkami zawodniczek – uzgodni, co należy zrobić z Wimbledonem. Jedną z rozpatrywanych opcji ma być nieuwzględnianie wyników z tych zawodów wielkoszlemowych w światowym rankingu.
Taka sytuacja oznaczałaby, że startujący w Londynie mogliby co najwyżej powalczyć o nagrodę pieniężną. Prestiż Wimbledonu zostałby zatem naruszony, być może oznaczałoby to nawet wycofanie się z rywalizacji paru tenisistek (już nie z Rosji oraz Białorusi).
To niesamowite, jak zdecydowana okazała się reakcja WTA na ostatnie wydarzenia. Przecież organizacja, na czele której stoi Steve Simon, po wybuchu wojny w Ukrainie nie podjęła żadnych znaczących działań. Tylko nakazała tenisistkom z Rosji i Białorusi grać pod neutralną flagą. A teraz nie przeraża jej scenariusz, w którym ewentualny sukces Miedwiediewa czy Andrieja Rublewa w Wimbledonie zostałby wykorzystany przez Rosję do celów propagandowych. Simona i jego współpracowników nie zastanawia tez to, dlaczego ukraińscy tenisiści nie otrzymali żadnego wsparcia od swoich rosyjskich kolegów po fachu, których wcześniej uważali za przyjaciół (mówiła o tym m.in. Marta Kostiuk).
Słyszymy natomiast o “dyskryminacji”, skreślaniu sportowców ze względu na narodowość. Nikogo te słowa nie mają prawa przekonać. Więcej sensu ma natomiast propozycja ukraińskiej tenisistki Eliny Switoliny. Według niej rosyjscy i białoruscy zawodnicy powinni zostać dopuszczeni do Wimbledonu wyłącznie, jeśli jasno opowiedzą się przeciwko działaniom rządu Władimira Putina. Mówienie, że jest się przeciwko wojnie, nie wystarcza. A mówienie, że nie interesuje się polityką (nawiązując do narzekania Rublewa), to zwykły żart.
Widocznie wiedzą o tym organizatorzy zawodów w Rzymie, którzy – według włoskich mediów – również zamierzają nie dopuścić do gry zawodników z Rosji oraz Białorusi. Liczymy zatem na efekt domina.
Fot. Newspix.pl
Czytaj także: