Anita Włodarczyk to trzykrotna mistrzyni olimpijska i czterokrotna mistrzyni globu. Autorka większości z najdalszych rzutów w historii rywalizacji młociarek. I też weteranka, która startowała już na igrzyskach w Pekinie. Nie ma co ukrywać – Polka nie musi już nic, jest sportowcem spełnionym. Z tym, że wciąż chce więcej. Gdzie zatem kolejne rekordy i medale mogą umiejscowić ją w historycznych tabelach?
Po skończeniu kariery przez Piotra Małachowskiego, Joannę Fiodorow, Kamilę Lićwinko (jeszcze w ubiegłym roku) oraz Adama Kszczota i Sylwestra Bednarka (w trakcie sezonu halowego) w polskiej lekkoatletyce nie ma już wielu znaczących zawodników urodzonych w latach osiemdziesiątych. Ich liczbę pewnie możemy zamknąć na palcach dwóch rąk, maksymalnie trzech rąk.
W biegach wciąż oglądamy Igę Baumgart-Witan, Annę Kiełbasińską oraz nieśmiertelnego Marcina Lewandowskiego. Oczywiście paliwa w baku nie brakuje Wojciechowi Nowickiemu oraz Pawłowi Fajdkowi. Dawnej formy szukają natomiast Paweł Wojciechowski, Angelika Cichocka czy Robert Urbanek. Jest też Dawid Tomala, który jako chodziarz według definicji należy do grona lekkoatletów. No i Anita.
Wszyscy wymieni zawodnicy mają inny powód, dla którego dalej startują. Zazwyczaj jest nim dobra forma. Ale tylko o młociarzach możemy powiedzieć: nie tylko zobaczymy ich w tym sezonie, ale nawet na igrzyskach w Paryżu mogą zdobyć złoto.
Misja 2022 czy 2024?
Oczywiście to ryzykowna teza, bo o ile Fajdek i Nowicki są lekkoatletami z rocznika 1989, tak Anita będzie miała w 2024 roku niemal czterdziestkę. W historii polskiej lekkoatletyki nikt nie odnosił wielkich, międzynarodowych sukcesów będąc w tym wieku. Ale przecież nikt też – poza Robertem Korzeniowskim – nie zdobywał trzech złotych medali na trzech kolejnych olimpijskich imprezach – tak jak Włodarczyk.
Dominacji polskiej młociarki nie da się podważyć. Rządzi od dekady – w tym czasie na wielkich imprezach, w których wzięła udział, “przegrywała” tylko z nafaszerowaną dopingiem Tatjaną Łysienko, ale i te srebra z 2012 oraz 2013 roku w końcu zostały zamienione na złota. Co jednak szczególnie istotne – Anita nie wyznaczyła sobie konkretnej daty, w której zawiesi buty na kołku.
Przypomnijmy jej wypowiedź z magazynu Orły: – Plany po karierze? Klarują się. Ale po igrzyskach na pewno nie będę jeszcze kończyła kariery. Gdybyśmy rozmawiali w 2019 roku, to mogłabym powiedzieć: tak, po Tokio kończę. Ale przez to, że miałam dwa lata przerwy, organizm się zregenerował – mówiła.
– Psychicznie też czuję straszny głód treningu, zawodów. To mnóstwo motywacji. Jeśli zdrowie pozwoli, jeszcze rok, dwa lata po Tokio chciałabym trenować. Są w przyszłym roku mistrzostwa świata w USA, więc mam już wyznaczony kolejny cel – tłumaczyła nam Anita.
Od dłuższego czasu było zatem jasne, że młociarka nie pożegna się ze sportem po ostatnich igrzyskach. Wiemy też, że wystartuje na nadchodzących mistrzostwach świata w Eugene. A kolejne imprezy? To już nic pewnego, ale nic też nie zapowiada, żeby sezon 2022 miał być ostatnim dla Anity. A jak wybije rok 2023, to i do Paryża zostanie już niewiele czasu.
Na razie Polka rozpoczęła swoje rzucanie w 2022 roku. Podczas mityngu w tureckiej Antalyi osiągnęła wynik 73.08 m. Lepszy od wszystkich startujących tam zawodniczek. I piąty – jak na razie – na świecie.
Sezon letni oczywiście ledwo się rozpoczął, wielu zawodników nie miało jeszcze okazji startować gdziekolwiek. Mowa szczególnie o tych, którzy występowali na hali. Anita jednak – jak reszta młociarek i młociarzy – pod dachem nie występuje. Dlatego zdecydowała się na przetarcie w Turcji.
Czy 73.08 m możemy uznać za dobry wynik? Na otwarcie sezonu Polka zazwyczaj rzucała lepiej – nawet w zeszłym roku, kiedy wracała po dwóch latach przerwy po kontuzji (73.87). Gorzej wypadała jednak w 2014 czy 2018 roku – wtedy na “inaugurujących” mityngach nie przebiła 70 metrów. A co było potem? Złote medale.
Koniec końców powinniśmy zrozumieć, że raz, Polka w kwietniu jest wciąż w ciężkim treningu, a dwa, na tym etapie kariery Włodarczyk nie musi być absolutną dominatorką przez cały sezon. Ważne, żeby odpalała na imprezie docelowej. Jak w 2021 roku. Zresztą sytuacja, w której na listach światowych lepiej wypadać będą inne zawodniczki, może działać na nią motywująco. Jak mówiła: najtrudniej jest znaleźć w sobie moc, kiedy konkurentki są daleko.
– Praca nad własną motywacją: miałam taki okres w karierze, kiedy pozostałe zawodniczki dzieliła ode mnie przepaść. Wychodziłam i miałam nad nimi 5-6 metrów przewagi. Po dwóch kolejkach mogłabym zdjąć buty, siedzieć przy kole i obserwować, jak dziewczyny rzucają. Ale mój charakter mi na to nie pozwalał. Inni mówili: „Ale ty masz super, bo jesteś sama, na 99% nikt cię w zawodach nie wyprzedzi”. Ale to nie jest łatwe. Masz cele, marzenia, trudniej jest się zmotywować do pracy. Jest inaczej, gdy podczas konkursu dziewczyny mnie przerzucają, ta motywacja jest wtedy automatyczna, włącza się waleczność – mówiła trzykrotna mistrzyni olimpijska w “Orłach”.
Kto stoi na jej drodze?
Jak wspomnieliśmy, ostatnią rywalką, która dała się we znaki Anicie, była – jak się potem okazało – oszustka z Rosji. Od 2013 roku Polka jednak rywalizowała sama ze sobą. Ten stan rzeczy zmieniły dopiero kontuzje. Sezon 2019 przyniósł problemy z kolanem, przez które Polka straciła niemal dwa lata występów. Rehabilitacja była długa i żmudna. Polka od podstaw nawet… uczyła się chodzić. W trakcie powrotu do zdrowia czerpała radość z tak małych sukcesów, jak założenie skarpety.
Nieobecność dominatorki na mistrzostwach świata w Dausze wykorzystały oczywiście inne zawodniczki. DeAnna Price została najlepszą zawodniczką globu, Joanna Fiodorow sięgnęła po srebro, a Wang Zheng po brąz. Uzyskiwane przez nie wyniki były niezłe, ale nie na poziomie Włodarczyk. Sęk jednak w tym, że w kolejnych sezonach rywalki Anity zrobiły kolejny krok do przodu.
Mówimy przede wszystkim o wspomnianej Price, która zresztą również w przeszłości miała sporo problemów z urazami. Rok 2021 był jednak dla niej łaskawy – została drugą kobietą w historii, która przekroczyła 80 metrów w rzucie młotem. Regularnie pokonywała granicę 76 metrów. Wyrosła na faworytkę do złota w Tokio. Ale tam zawiodła. Choć miała też pecha – bo przed olimpijską rywalizacją złamała kość śródstopia.
To jednak oczywiście przeszłość. Price ma 28 lat, spore możliwości i w dalszej perspektywie na pewno będzie chciała zagrozić Anicie. Na jakie zawodniczki nasza młociarka powinna jeszcze zwrócić uwagę?
Wybija się przede wszystkim rodaczka Price, czyli Brooke Anderson. To jedna z młodszych zawodniczek w światowej czołówce, która w sierpniu skończy 27 lat. Czyli właśnie wchodzi w teorii w najlepszy czas dla młociarki. Rok temu potrafiła rzucać powyżej 78 metrów (ale również nie spisała się w Tokio). W kwietniu natomiast zaliczyła dwa świetne występy (77.26 i 76.76) i na ten moment przewodzi światowym listom.
Nieźle w tym roku wypada też Camryn Rogers, piąta zawodniczka igrzysk w Tokio. Urodzona w 1999 roku Kanadyjka przekroczyła w kwietniu granicę 75 metrów (75.73). Poza zawodniczkami z Ameryki wyróżnić trzeba też weterankę Zheng Wang oraz oczywiście Malwinę Kopron (obie bez występu w tym sezonie). Choć raz jeszcze – wiele, w kontekście formy najlepszych młociarek globu, wyjaśni się w kolejnych tygodniach. Na obecne, pojedyncze wyniki należy patrzeć z przymrużeniem oka.
Walka z samą sobą i historią
Igrzyska w Tokio nauczyły nas jednego – Anity Włodarczyk nie należy nie doceniać. Jeśli będzie zdrowa, a żadna z jej rywalek nie wejdzie na kosmiczny poziom, nadal powinna wygrywać. No i właśnie, tu należy zadać sobie pytanie: gdzie kolejne sukcesy mogą umiejscowić polską lekkoatletkę w historycznych tabelach?
Już złoto w Tokio sprawiło, że Anita została pierwszą kobietą w historii, która na trzech kolejnych igrzyskach wygrywała tą samą lekkoatletyczną konkurencję. Dołączyła do Korzeniowskiego, Usaina Bolta, Raya Ewry’ego, Johna Flanagana, Jana Zelezny’ego oraz Wiktora Saniejewa – będąc jedyną w tym gronie zawodniczką.
Istnieje jednak też kolejny, bardziej ekskluzywny klub, do którego należą wyłącznie Carl Lewis oraz Al Oerter – oni są jedynymi lekkoatletami, którzy na czterech kolejnych igrzyskach wygrywali tę samą konkurencję. Pierwszy sięgał po złoto w skoku w dal w 1984, 1988, 1992 i 1996 roku. Drugi zdominował rywalizację w rzucie dyskiem w 1956, 1960, 1964 i 1968 roku. Zatem jeśli Włodarczyk wygrałaby konkurs młociarek w Paryżu – stanęłaby obok tych dwóch wybitnych Amerykanów.
Mówimy jednak o czymś, co może wydarzyć się dopiero w 2024 roku. Co natomiast, jeśli skupilibyśmy się na mistrzostwach globu w Eugene, w których Włodarczyk na pewno weźmie udział?
Polka już teraz jest czterokrotną mistrzynią globu, tak samo zresztą jak Paweł Fajdek. Cztery razy w jednej konkurencji na MŚ triumfowali też Shelly-Ann Fraser-Pryce (bieg na 100 metrów), Usain Bolt (bieg na 200 metrów oraz sztafeta 4×100, setkę wygrywał trzykrotnie), Brittney Reese (skok w dal), Liu Hong (chód na 20 kilometrów), Valerie Adams (pchnięcie kulą), Sanya Richards-Ross (sztafeta 4×400), Jessica Beard (sztafeta 4×400), Hicham El Guerrouj (bieg na 1500 metrów), Haile Gebreselassie (bieg na 10 000 metrów), Ezekiel Kemboi (3000 metrów z przeszkodami), Kenenisa Bekele (bieg na 10 000 metrów) oraz Michael Johnson (bieg na 400 metrów).
Jak widzicie – lista jest dość długa. Ale jeśli Fajdek oraz Anita wygraliby złoto w Eugene, dołączyliby do takiej, na której znajdują się wyłącznie trzy nazwiska. Czyli Lars Riedel, pięciokrotny mistrz świata w rzucie dyskiem, a także Allyson Felix i Natasha Hastings, które pięciokrotnie były członkiniami złotych amerykańskich sztafet 4×400.
Czy to znaczy, że Polacy mają szansę wyrównać rekord wszech czasów? Nie, bo aż sześć złotych medali w jednej konkurencji na mistrzostwach świata zdobywali LaShawn Merritt (sztafeta 4×400), a także Siergiej Bubka (skok o tyczce). Cóż, na kozaka zawsze znajdzie się większy kozak.
W każdym razie – jeśli Anita wygra w Eugene, dołączy do Riedela, Felix i Hastings. A jeśli pociągnie z karierą do 2024 roku i wygra w Paryżu, dołączy do Lewisa i Oertera. Te statystyki potrafią zawrócić w głowie. A być może nawet uświadomić samej zainteresowanej, jakich rzeczy dokonuje. Raz jeszcze przypomnijmy bowiem wypowiedź Anity Włodarczyk z “Orłów”:
– Teraz, z perspektywy czasu, muszę powiedzieć, że do końca jeszcze nie jestem świadoma tego, co w sporcie osiągnęłam. Spotykam się z wieloma ludźmi, każdy gratuluje, nazywa mnie legendą polskiej lekkoatletyki. A ja… nie wiem. Może to odczuję to dopiero, jak zakończę karierę. Może nie czuję tego, bo cały czas jestem w treningu, cały czas mam cele i na nich się koncentruję.
Fot. Newspix.pl