Trenerzy, a czasem też piłkarze, są po prostu zobligowani do tego, by po porażce stanąć przed kamerą i powiedzieć, co w danym meczu nie zagrało. Wiadomo – bywa, że zawodnicy starają się tego uniknąć, ale szkoleniowcy zawsze mają konferencję prasową i raczej nie mogą się wykpić brakiem ochoty. Na końcu najzwyczajniej zasługują na to kibice – kupili bilet, wspierają klub, często od lat, nikogo nie zbawi, jeśli aktor widowiska przekaże opinii publicznej kilka słów. Dlaczego więc sędziowie są wyjęci z tej zasady jak święte krowy?
Serial pod tytułem „Sędziowie” na Canal+ był bardzo ciekawy, pokazywał życie arbitrów od kulis, generalnie takie materiały zawsze znajdują poklask. Widz chce zobaczyć nie tylko to, co można dostrzec na pierwszy rzut oka. Był to jednak serial dla arbitrów całkiem wygodny, bo nie tyczył się spotkań, które ze względu na błędy przyniosły taką temperaturę jak ostatnia kolejka. Jasne, choćby Musiał mówił o swoim błędzie w meczu ze słynnego starcia Arka-Ruch, ale miało to miejsce tyle lat temu, że to nie jest już nawet temperatura pokojowa.
Wspominamy o tym dlatego, bo może się nie podobać, że w ostatnim czasie arbitrzy chowają głowę w piasek. Najpierw Tomasz Kwiatkowski odmówił komentarza po meczu, kiedy nie uznał prawidłowej bramki Wisły na 2:0 z Lechem, a stanęło na 1:1. Teraz Krzysztof Marciniak z Canal+ przekazał, że sędziujący spotkania Pogoni z Wisłą Płock i Lecha z Legią również nie mieli ochoty wytłumaczyć się ze swoich – co tu dużo mówić – skandalicznych decyzji.
Na klatę wszystko wziął Tomasz Mikulski, który jednak też się nie popisał, mówiąc choćby, że „wyszło niefortunnie”. A „niefortunnie” to jest wtedy, gdy sędzia myśli, iż Sezonienko jest z Ukrainy, a nie w momencie, kiedy krzywdzi się drużyny walczące o mistrzostwo Polski.
Niemniej już pal licho, Mikulski przynajmniej odebrał telefon. Sędziowie wypaczyli wyniki dwóch spotkań do niedzieli i milczeli. Czyli jak to jest? Kiedy pokazują nas w fajnym świetle, to jesteśmy na tak i chętnie staniemy przed kamerą, pokażemy swoje domy i życie prywatne, ale gdy trzeba zmierzyć się z kontrowersją, to tej samej ochoty już nie ma? Wiadomo, że drugi przypadek jest znacznie trudniejszy, ale cóż – takie życie. Nie jest tylko prosto i lekko. Arbitrom w tych trudniejszych wypadkach chyba zabrakło odwagi. A nawet na pewno.
Nie ma co się zasłaniać odgórnym zakazem. Mikulski mówił u nas: – Nie mogę zabronić sędziom udzielania wywiadów. To jest ich prawo do swobodnej wypowiedzi.
Kiedyś Daniel Stefański i Szymon Marciniak podpadli kibicom Arki, bo w meczu derbowym nie podyktowali ewidentnego rzutu karnego dla gdynian (faul Nunesa na Kunie). Był to sezon 17/18, gdy dopiero uczyliśmy się VAR-u. Marciniak po spotkaniu nie miał problemu, by udzielić nam wywiadu, w którym opowiedział, co w danym momencie zawiodło. Podobnie było wtedy, kiedy ręka Kostewycza w starciu z Legią wydawała się nieoczywista – Marciniak dał karnego. Po spotkaniu na antenie WeszłoFM spokojnie wytłumaczył, jak to wszystko widział i dlaczego podjął słuszną decyzję.
Wiadomo – to nie są dokładnie takie same sytuacje jak w minionej kolejce, ale pokazują, że można wyjść do ludzi. I wtedy, kiedy nie wyszło, i wtedy, kiedy ludzie myślą, że nie wyszło, a wszystko było w porządku. Może ta odwaga to też jedna składowych tego, że Marciniak sędziuje Ligę Mistrzów jako główny na poziomie ćwierćfinału, a inni arbitrzy z Polski niekoniecznie?
Jeszcze jakoś rozumiemy, że sędziowie nie chcieliby oceniać pewnych rzeczy na gorąco. Tyle że Liga Plus Extra leciała w niedzielę, a błędy popełniano w piątek i sobotę. Było trochę czasu, żeby sobie te sprawy poukładać w głowie i zabrać głos.
Bo jeśli arbitrzy wrócą do tych sytuacji w sequelu „Sędziów” w 2026 roku, niespecjalnie nas to urządza.
WIĘCEJ O SĘDZIOWANIU:
- Szef sędziów: W Szczecinie i Poznaniu sędziowie popełnili błędy przy braku rzutów karnych
- Satka: Nie rozumiem dlaczego nie dostaliśmy rzutu karnego
- Sędziowie nie lubią Legii? „Powiedział mi, że marzy, żeby ostentacyjnie zakończyć mecz przed czasem”
Fot. FotoPyk