Do dość kuriozalnej sytuacji doszło na poziomie drugiej ligi. Mariusz Pawelec myślał, że wyleciał z boiska, a… wcale nie.
Wszystko działo się w starciu rezerw Śląska z Wigrami Suwałki. W pewnym momencie Pawelec głupim wślizgiem wjechał w rywala, zarobił dla niego rzut karny, a dla siebie żółtką kartkę. Tyle że zaćmienie Pawelca trwało, bo poza durną jedenastką, nie rozpoznał także koloru kartonika, jaki pokazuje mu arbiter. Pawelec był święcie przekonany, że idzie pod prysznic, ściągnął opaskę kapitańską i poszedł w swoją stronę.
Gonić musiał go arbiter, a wołać koledzy:
Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że Wigry wygrały ten mecz 1:0.
Fot. Newspix