Są drużyny nijakie i są drużyny jak Wolverhampton – takie, z którymi od razu mamy jakieś skojarzenia. Lampka, która zapala się większości kibiców po usłyszeniu nazwy klubu z West Midlands, głośno krzyczy „Jorge Mendes” i „portugalska kolonia”. Powoli się to zmienia, bo Wolves mogłoby słynąć po prostu z mądrego planowania. Klub zaczyna bowiem zbierać bogate plony działań, które ostatecznie doprowadziły go między innymi do współpracy z Grasshoppers.

Od awansu w sezonie 2017/18, w Wolves ani przez chwilę nie martwili się wizją powrotu do Championship. Dwukrotnie kończyli sezon na siódmym miejscu (które zajmują również obecnie). Nie jest to oczywiście przypadek, a efekt długoterminowej taktyki. Do tej pory leżała ona w cieniu nazwiska Jorge Mendesa, ale powoli zaczynają wychodzić na światło dzienne inne jej aspekty.
Wpływ wspomnianego agenta na działania rynkowe Wolverhampton były i zapewne nadal są ogromne. Mendes pomagał obecnym właścicielom jeszcze przy zakupie samego klubu z Molineux Stadium, a ze współpracy korzystają obie strony. Ktoś mądry pomyślał na szczęście, że Portugalczyk nie może być jedynym źródłem pozyskiwania nowych piłkarzy. Przez pewien moment jednak trochę tak było…
Początki „nowego Wolves” pod rządami Jorge Mendesa
Właściciel agencji GestiFute miewał swoje „ulubione” kluby już wcześniej. Z powodu pochodzenia często robi interesy z Porto czy Benfiką, a kilka lat temu był również bardzo aktywny w kwestii transferów Valencii czy Monako. Wiele osób twierdzi, że Peter Lim, czyli właściciel ekipy z Mestalla sprowadzając w pewnym okresie tylko klientów 56-latka, niemal zniszczył 6-krotnego mistrza Hiszpanii. Zresztą nie bez podstaw.
Żadna współpraca Mendesa nie była jednak tak poważna, jak ta z Wolverhampton. Według Reuters jeszcze przed zakupem klubu przez chiński konglomerat, jeden z jego założycieli – Guo Guangchang – za 42 miliony funtów wszedł w posiadanie 15% udziałów w GestiFute. Urodzony w Lizbonie biznesmen był później bardzo ważną postacią w samych negocjacjach dotyczących przejęcia Wolverhamtpon przez Fosun International. Gdyby nie on, możliwe że Chińczycy nawet by na ten klub nie spojrzeli. Dużo mówią o tym maile opublikowane przez Football Leaks.
Jeff Shi, obecny prezes ekipy z West Midlands, do bratanka i biznesowego partnera Mendesa, pisał w tych wiadomościach między innymi:
Pan Wang [współzałożyciel Fosun] bardzo chętnie nauczy się od Jorge jak dobrze prowadzić klub i wprowadzić go do Premier League. Wiesz przecież, że głównym powodem zainteresowania Wolves jest zaufanie i stawianie na Jorge. […] Jorge może zrobić z Wolves swojego partnera numer jeden na wiele, wiele lat.
Przyjaźń, która oprócz biznesu bez wątpienia łączy Mendesa z właścicielami Wolves, budziła czasami podejrzenia. Jeszcze w czasach Championship swoje oskarżenia rzucali między innymi Andrea Radrizanni, czyli większościowy udziałowiec Leeds United czy Steve Bruce, prowadzący wtedy Aston Villę. Ostatecznie przedstawiciele obu klubów do spółki z Derby County złożyli oficjalne zażalenie do EFL.
Wskazywali na powiązania GestiFute z Fosun oraz niesprawiedliwe pozyskiwanie zawodników przewyższających swoimi umiejętnościami możliwości drużyny. I to za zaskakująco niskie ceny. Po krótkim dochodzeniu liga oczyściła klub ze wszystkich zarzutów. Jak określili to Laurie Dalrympe oraz Jeff Shi, Portugalczyk jest po prostu bliskim przyjacielem i czasem doradza zarządowi. Nie było jednak wątpliwości, że choć nie na papierze, Mendes będzie w Wolves bardzo ważną postacią.
Co stoi za sprawą Fabio Silvy?
Zaczynając listę od do niedawna trenera Wolves – Nuno Espirito Santo – większość transferów klubu w erze Fosun to piłkarze z Portugalii lub klubów tamtejszej ligi. Nuno to zresztą pierwszy klient swojego rodaka. Jorge Mendes sam chciał być kiedyś zawodowym piłkarzem, lecz zabrakło mu talentu. Drogę do wielkiej kariery utorowała mu za to smykałka do interesów. Właśnie dzięki jednemu ze swoich biznesów poznał młodego bramkarza o imieniu Nuno. Panowie spotkali się w barze obecnego agenta, a kilka rozmów doprowadziło do tego, że golkiper Vitorii Guimaraes z pomocą Mendesa przeniósł się do Deportivo La Coruna.
CUD NA RIAZOR. JAK DEPORTIVO RZUCIŁO MILAN NA KOLANA
Ich wspólna droga nadal trwa, choć przygoda 48-latka w Anglii na razie się skończyła. Dla nikogo niespodzianką nie będzie chyba fakt, że jego zastępca, czyli Bruno Lage również jest klientem GestiFute.
Wiele źródeł podaje, że Fabio Silva nim nie jest, a Jorge Mendes i tak był ważną częścią związanych z jego kupnem negocjacji. Za 18-latka z praktycznie zerowym doświadczeniem w dorosłej piłce, Wolverhampton zapłaciło w 2020 roku aż 35 milionów funtów. Ogromna jak na realia Wilków kwota wzbudziła wśród fanów duże zdziwienie. Tym bardziej, że wcześniej Wolves nie wydawali takich pieniędzy nawet na piłkarzy zweryfikowanych już na wyższym poziomie. W końcu tacy zawodnicy jak Rui Patricio, Ruben Neves czy Willy Boly zostali kupieni za kwoty sporo niższe niż te, na które wyceniali ich wtedy eksperci.
Dlaczego więc za piłkarza, który nikomu nic jeszcze nie udowodnił, klub zdecydował się prawdopodobnie przepłacić? Dziennikarze blisko Wolves są zdania, że Porto przez ogólnoświatową pandemię wpadło w małe kłopoty finansowe. Potrzebny był im zatem zastrzyk gotówki na już. Dzięki dobrym relacjom z agentem (i automatycznie samym Wolves), udało się do takiego porozumienia dojść. W pewnym sensie jest to wyrównanie rachunków za wcześniejsze deale, które można nazwać promocyjnymi.
Silva był przy okazji już 6. przypadkiem w erze Fosun, kiedy klub pobił rekord transferowy. Cała lista wygląda tak:
- Ivan Cavaleiro – 7 mln funtów z Monaco,
- Helder Costa – 13 mln funtów z Benfiki,
- Ruben Neves – 15 mln funtów z Porto,
- Adama Traore – 18 mln funtów z Middlesbrough,
- Raul Jimenez – 32 mln funtów z Benfiki,
- Fabio Silva – 35 mln funtów z Porto.
Trzech z nich to Portugalczycy, czterech jest klientami GestiFute (choć biorąc po uwagę udział Mendesa w transferze Silvy, można również doliczyć i jego), czwórka przyszła z klubów portugalskich. Nie będzie kontrowersją stwierdzenie, że największe hity transferowe pozostawiono w rękach super-agenta. Ale to przecież nie wszystkie ruchy, jakie robi się na Molineux.
Armia Wolverhampton w obozie Grasshoppers
Oprócz posiadania na pokładzie jednego z najlepszych agentów świata, dobrze mieć wśród swoich „sojuszników” klub, z którym warto współpracować. Patrząc tylko na Premier League, korzyści z takich kolaboracji czerpią chociażby Manchester City (City Football Group) czy Watford (kluby i znajomości właścicieli, rodziny Pozzo).
Wolverhampton przez pewien czas szukało odpowiedniego partnera. Nie udało się ani z angielskim AFC Telford, ani z hiszpańskim Jumilla, ani ze słowackim FC DAC. W 2020 roku nieoficjalnie zaczęto współpracę ze śpiącym gigantem szwajcarskiej piłki – Grasshoppers Zurych. Najbardziej utytułowany klub w kraju przejęła wtedy Jenny Wang, żona jednego z współzałożycieli Fosun. Ma w planach odbudować potęgę, która wraz z początkiem XXI wieku oddała głos Young Boys oraz FC Basel. Wcześniej na krajowym podwórku panował jeden zespół. Sukcesy Grasshoppers wyglądają imponująco:
- 27 x mistrz Szwajcarii,
- 19 x Puchar Szwajcarii,
- 2 x Puchar Ligi,
- 1 x Superpuchar Szwajcarii.
Od razu po przejęciu klubu jeden z członków zarządu Wolves, Sky Sun, został nowym prezesem 27-krotnego mistrza Szwajcarii. Dyrektorem sportowym okrzyknięto za to Bernarda Schuitemana, do tej pory zajmującego się skautingiem w Wolverhampton. Jego następcą w zeszłym roku został Seyi Olofinjana, również trafiając tam prosto z Molineux.
Pierwszą, dość oczywistą korzyścią dla klubu z angielskiej elity płynącą z tej współpracy jest ogrywanie zawodników młodych lub tych, którzy nie prezentują jeszcze odpowiedniego poziomu. Idąc tą myślą, na wypożyczenie z Wolves do Grasshoppers trafili już od 2020 roku: Ming-yang Yang, Leo Bonatini, Oskar Buur, Connor Ronan, Renat Dadashov, Toti Gomes, Bendeguz Bolla, Sang-bin Jeong, Leonardo Campana, Hayao Kawebe i Bruno Jordao.
To całkiem dużo nazwisk jak na niecałe dwa lata i choć kilku z nich nie ma już nawet w klubie, co jakiś czas kilku innych występuje w pierwszym składzie zespołu. Jeśli choć jeden będzie miał w przyszłości realny wpływ na grę Wolves, to znaczy że się opłacało.
Bramy azjatyckiego futbolu stają otworem
Kolejnym bardzo ważnym, a może i najważniejszym aspektem współpracy z mniejszym klubem dla klubu z Anglii może być azjatycki kierunek. Właściciele Wolves, którzy pochodzą przecież z Chin są oczywiście świadomi, że tamtejszy rynek szybko się rozwija. Guo Guangchang wraz z Jorge Mendesem w 2016 roku zorganizował nawet w Szanghaju event dotyczący nowej sieci, która miała pomóc w rozwoju tamtejszych talentów piłkarskich. Gośćmi były wtedy najważniejsze postacie Porto, Monaco czy chociażby jeden z największych klientów GestiFute – Jose Mourinho.
Piłkarze z Azji muszą spełnić odpowiednie kryteria, aby dostać pozwolenie wykonywania zawodu w Wielkiej Brytanii. Najlepsi zawodnicy pokroju Heung-min Sona czy kupionego ostatnio przez Wolves Hwanga Hee-chana nie mają z tym najmniejszego problemu. W przypadku Korei Południowej wystarczy wystąpić bowiem w 60% oficjalnych gier pierwszej reprezentacji, biorąc pod uwagę 12 miesięcy poprzedzające transfer. Dla Japonii, która w rankingu FIFA zajmuje wyższe miejsce, kryterium to wynosi 50%.
Inaczej sprawa ma się z piłkarzami, którzy nie mogą liczyć w swoich reprezentacjach na więcej niż chociażby 20% czasu na placu gry. Takimi zawodnikami są na przykład Hayao Kawabe, Sang-bin Jeong czy Ming-yang Yang, których ekipa z Molineux wypożyczała do Grasshoppers.
Oprócz gry w kadrze, muszą oni rozegrać odpowiednią liczbę meczów w europejskiej drużynie. Im siła ligi jest wyższa, tym lepiej. Hayao Kawabe jest idealnym przykładem na to, jak działa cały proces. 26-latek w sierpniu zeszłego roku został kupiony przez Grasshoppers z Sanfrecce Hiroshima. Anglicy postanowili wykupić go już teraz, po kilkunastu spotkaniach, a następnie wysłać go na drugą część sezonu z powrotem do szwajcarskiego klubu.
Po co podpisywać piłkarza, który nie jest im jeszcze potrzebny? Jak mówi Scott Sellars, czyli dyrektor techniczny Wolverhampton, w styczniu Kawabe spełniał jeszcze wszystkie wymagania potrzebne do gry w Anglii, a za pół roku mogłoby się to zmienić. Przepracował więc zimowy okres między rundami z nowymi kolegami z Premier League, a potem wrócił walczyć o jak najwyższe miejsce w Swiss Super League. Przed kolejnym sezonem ma zostać już pełnoprawnym reprezentantem zespołu z wyspiarskiej ekstraklasy. Jako że oficjalnie do transferu doszło zimą, papiery ma załatwione już teraz i na dobrą sprawę grą dla kadry nie musiałby się nawet przejmować.
Wolverhampton w Premier League
Współpraca między Wolverhampton a Grasshoppers jest nieoficjalna, acz dość oczywista. Minusów nie widać, a korzyści może przynieść dużo. O ile już ich nie przyniosła. Klub z Molineux dzięki mądrze zarządzającym właścicielom, Jorge Mendesowi oraz ogromnym zasobom pieniężnym może zajść naprawdę wysoko.
Wystarczy spojrzeć, jak na ich tle radzą sobie inne zespoły. Razem z Wolves lub później do Premier League awansowały: Cardiff (spadek), Fulham (spadek), Norwich (spadek, strefa spadkowa), Sheffield United (spadek), West Bromwich (spadek), Aston Villa, Leeds, Brentford i Watford (strefa spadkowa).
Tymczasem podopieczni Bruno Lage spokojnie grają w pierwszej połowie stawki i nic nie wskazuje na to, że ich sytuacja miałaby się znacznie pogorszyć. Wręcz przeciwnie – powinien być to zespół stanowiący wzór.
Czytaj więcej o Premier League:
- Jak wiele traci Brighton na kontuzji Jakuba Modera?
- Brak Ligi Mistrzów może być bardzo bolesny w skutkach. Co czeka Manchester United?
JULES MOINET
Fot. Newspix
” Wystarczy spojrzeć, jak na ich tle radzą sobie inne zespoły. Razem z Wolves lub później do Premier League awansowały: Cardiff (spadek), Fulham (spadek), Norwich (spadek, strefa spadkowa), Sheffield United (spadek), West Bromwich (spadek), Aston Villa, Leeds, Brentford i Watford (strefa spadkowa). Tymczasem podopieczni Bruno Lage spokojnie grają w pierwszej połowie stawki i nic nie wskazuje na to, że ich sytuacja miałaby się znacznie pogorszyć. Wręcz przeciwnie – powinien być to zespół stanowiący wzór. ”
Wg Transfermarkt, wartość kadry w mln Euro:
Na pewno zespół stanowiący wzór? Z wyjątkiem AV i Leeds, ich kadra jest warta lekko 200mln euro więcej od pozostałych wymienionych „nieudaczników”, którzy w tym samym czasie po awansie nie wytrzymują poziomu mocnej EPL. No jak mają wytrzymywać, jeśli nie mają takich możliwości finansowych – a jeśli ktoś buduje swój sukces tak mocno poprzez kontakty i hajs, to serio stanowi wzór do naśladowania? Rozumiem, gdyby wyciągali nieoczywistych zawodników z mniej znanych klubów, np dzięki świetnie rozwiniętej siatce skautingowej w kilku regionach, i w tej sposób na kadrze zbudowanej „za grosze”, wartej (tak samo jak większości powyższych drużyn) ok 150mln euro wykręciliby taki świetny wynik i regularnie miejsca ok 7-10. No ale chyba było inaczej.
Wiem, że to nie jest takie zero-jedynkowe, że klub ma hajs = ma wyniki, jest to bardziej złożone i zawsze będą wyjątki. Natomiast gołym okiem widać zależność na podstawie klubów które przytoczono w artykule – dlaczego nie poradziły sobie w EPL i szybko spadły właśnie te kluby, których wartość kadry oscyluje wokół 100-150mln euro? Dlaczego niektóre z tych klubów obecnie są w strefie spadkowej? Dlaczego za kluby, które „aż tak słabe nie są” można uznać właśnie AV, Leeds i Brentford – które jako jedyne przekraczają wartość kadry 200mln euro? Jedno spojrzenie na tabele ligową oraz wartość kadry… w strefie spadkowej wszystkie drużyny, które jako jedyne mają kadrę wartą przynajmniej 100mln euro mniej od reszty. Być może wkrótce wyjątkiem będzie Everton, który jest w kryzysie.
Faktycznie, świetnie, wzorowo, modelowo prowadzony klub. To trochę jak z tym żartem, gdy chłopak 2/10 dociera do guru randkowania, aby dowiedzieć się co musi zrobić, aby mieć powodzenie u kobiet – no musi być wrażliwy, inteligentny, zaradny, zabawny, powinien szanować ludzi… oraz być przystojnym. Cóż, porady równie trafne i mądre, co budowanie sukcesu klubu poprzez możliwości finansowe – i z pewnością żaden klub nie wpadł na to, że gdyby miał możliwości na utrzymanie kadry o 2x większej wartości, to pewnie też utrzymałby się spokojnie w EPL.
To nie jest takie proste. Wartość kadry buduje się również poprzez sukcesy sportowe i wartość kadry nie jest równa pieniądzom zapłaconym za sprowadzenie tych piłkarzy do klubu. Weźmy na warsztat kilku piłkarzy, sprowadzonych za czasów Fosun:
A po drodze był jeszcze Diogo Jota, sprowadzony za 14, sprzedany za 45 mln.
Sprawę śledzę blisko, bo jestem fanem Wilków od ponad 25 lat i wielu już przeżyłem managerów, wiele strategii a obecni właściciele są trzecimi za „moich czasów”.
Moim zdaniem tutaj mamy połączenie chińskiego modelu biznesowego (długoterminowego), prowadzonego przez grupę inwestycyjną jaką jest Fosun z rzeczywistością świata sportu. Nowi właściciele faktycznie zainwestowali bardzo dużo od czasu przyjścia do klubu, ale inwestycja w nowych zawodników i wysokie transfery to przede wszystkim trzy pierwsze lata. Celem było ustabilizowanie klubu w Premier League. Kwoty zainwestowane w piłkarzy były wysokie, zważywszy na ówczesny status klubu, ale zdecydowanie niższe niż te, które płacił w ostatnich latach choćby Everton.
Od tamtej pory nastąpił wyraźny zwrot w kierunku samowystarczalności i organicznego rozwoju klubu, z poszukiwaniem sposobów na wzrost dochodów, bez wsparcia właścicieli. Ostatni rok finansowy Wolves zamknęli na plusie. Jak podkreśla w wywiadach prezes, Jeff Shi, klub szuka „innowacyjnych” metod na to jak zamknąć przepaść zionącą pomiędzy przychodami tzw. „Top 6” a resztą stawki. Nie chodzi o zapłacenie milionów za jednorazowy sukces, tylko zbudowanie struktury, która będzie dawała klubowi możliwość zadomowienia się w czołówce angielskiej piłki na dłuższy czas.
Słowem – nie ma i nie będzie szastania pieniędzmi na transfery na lewo i prawo.
Cóż, być może w tym konkretnym przypadku jest tak jak mówisz. Nie zapominajmy jednak, że kwota transferu to czasem tylko jedno – istotne też są pensje zawodników. Nie wiem na ile poważnie można traktować publiczne dane, ale łączna pensja zawodników Wolves to ponoć w przeliczeniu 350mln zł w skali 1 sezonu. Co na to pozostali?
Jeśli wierzyć tym danym, to ponownie tylko AV ma zbliżony status, podczas gdy większość ponosi aż 2x mniejsze koszty związane z pensją zawodników. Masz kolejne 40mln euro wydawane więcej, tylko w skali roku. Myślę że to gotówka, za którą dowolne takie Norwich, WBA czy Watford mogłoby sobie pozwolić na zakup 2-3 kluczowych zawodników pod kątem walki o utrzymanie, albo kilku wartościowych zawodników rotacyjnych. Pozornie to może nie jest dużo, ale masz w ten sposób 40mln euro na pensjach, kolejne 200mln euro odnośnie kadry – w obu obszarach jest to 2x więcej gotówki, a sumarycznie miliard euro na przestrzeni 4 sezonów. Mało, czy dużo? Niech każdy odpowie na to wedle własnego uznania, po prostu argumentuję dlaczego nie powinno dziwić że Wolverhampton nie walczy teraz o utrzymanie (lub awans z Championship) tak jak wymienione tam drużyny, ta różnica finansowa jest potężna, a to tylko 2 płaszczyzny.
Jeśli od tylu lat jesteś fanem Wolves i interesujesz się tematem bardziej wnikliwie niż typowy kibic, to nie ma szans abym Cię czymkolwiek tu zaskoczył 🙂 jednak nadal w moim odczuciu, jeśli u podstaw mocno zainwestowane finanse pozwoliły dość szybko wybić się powyżej średniawki EPL i zakotwiczyć tuż za plecami TOP6… to będzie to „tylko i aż” sukces zbudowany w jakimś znacznym stopniu na pieniądzach. Być może nie każdy potrafiłby z czasem mądrze to gospodarować i poprowadzić. Być może gdy już osiągnięto sukces, to nie ma szastania pieniędzmi na lewo i prawo. Osobiście po prostu uważam, że tak zbudowany nagły sukces (raczej dość nieoczekiwany wydaje się poziom, gdzie przed momentem nawet Arsenal, Tottenham czy choćby Leicester miały problemy aby utrzymać się w TOP6) jest sprzeczny z „modelowym/wzorowym prowadzeniem klubu”.
Popraw mnie jeśli się mylę, ale mówimy o drużynie która na poziomie EPL nie spędziła na ten moment nawet 10 sezonów, a po raz pierwszy awansowała do elity niespełna 20 lat temu? Ponadto niespełna dekadę temu spadli nawet do League One? Być może w związku z powyższym mam jakieś niesprawiedliwe uprzedzenie, ale w moim odczuciu to wszystko dzieje się „zbyt szybko” i w takich dziwnych okolicznościach, aby traktować to jako realny, modelowy i zdrowy przykład funkcjonowania – zwłaszcza w warunkach EPL, gdzie właśnie ekipy jak Norwich, Watford czy WBA niemal co roku seryjnie pokazują, że nie jest takie oczywiste załapanie się choćby na stałe do EPL nawet na miejsca 14-16.
Tak czy inaczej, dzięki za merytoryczną wymianę zdań.
Musiałbym spojrzeć na akutalną tabelę pensji, żeby się do niej odnieść. Tam jednak zawsze byłą duża korelacja z pozycją w tabeli. Nie mam wątpliwości, że sukces został zbudowany na pieniądzach.
Bardziej chodziło mi o to, że nie mamy tu do czynienia z przypadkiem Chelsea, Man City czy pewnie niedługo Newcastle. Tutaj owszem inwestycja była i to znaczna, ale od pewnego momentu klub musi sobie radzić w inny sposób niż tylko liczyć na zastrzyki gotówki od chińskich właścicieli. Wygląda to od środka naprawdę dobrze a dobra organizacja przekłada się też, jak to bywa, na atmosferę w szatni i co za tym idzie – na grę drużyny.
Nie wiem, na ile interesujesz się angielską piłką, ale istnieje tam pewna wypracowana historycznie ranga klubu. Przekłada się ona też biznesowo na potencjał klubu (liczba fanów, marka, często pojemność stadionu). Z klubów, które wymieniłeś, Norwich i Watford to jest inna liga niż Wolves. To typowe kluby yo-yo, między dwoma górnymi klasami rozgrywkowymi.
Wilki może nie rozegrały w Premier League wielu sezonów, ale pamiętajmy że angielska piłka ligowa zaczęła się w 1888 roku, nie w 1992. Mówimy o trzykrotnym mistrzu Anglii, 4-krotnym zdobywcy FA Cup i 2-krotnym Pucharu Ligi. To są sukcesy, o których pomarzyć mogą nie tylko Norwich i Watford, ale choćby i Leicester, mimo niedawnego mistrzostwa. Wolverhampton nie jest może metropolią, ale to 250-tysięczne miasto, pełne tradycyjnnej angielskiej „working-class”, żyjącej mocno piłką. Do tego dochodzi diaspora fanów rozsiana po całej Anglii i nie tylko.
Chodzi mi o to, że z zewnątrz może to wyglądać na duży i nagły skok. Natomiast dla fana wilków, nowi właściciele nie stworzyli czegoś z niczego. Moim zdaniem obecna pozycja Wilków odpowiada mniej więcej nie tylko historycznej randze, ale i potencjałowi klubu. W latach 90. prezesem i właścicielem klubu był sir Jack Hayward, multimilioner i fan od dziecka. Już wtedy była próba powrotu na właściwe tory, ale niestety nieudana. Po latach stagnacji, która nastąpiła później (fatalne rządy Steve’a Morgana, który zadowalał się „średniactwem”), nowi właściciele przywrócili klub na właściwe tory.
Piłka to trudny i delikatny biznes. Cieszę się chwilą, ale mam nadzieję, że przedłuży się ona na lata.
Dzięki za dyskusję 🙂
„Są drużyny nijakie i są drużyny jak Wolverhampton – takie, z którymi od razu mamy jakieś skojarzenia”
Ja z Wolverhampton mam jedno skojarzenie, zupełnie inne niż Mendes
Steve Bull !
😉
No i to jest prawidłowe skojarzenie!
Dlaczego autor uważa J. Mendesa za Portugalczyka?
Bo takiej jest narodowości?