Iga Świątek oficjalnie awansowała dzisiaj na najwyższe miejsce w rankingu WTA. W tej sytuacji warto zastanowić się – jak długo może się na nim utrzymać? Czy któraś z zawodniczek z czołówki depcze jej po piętach? A może Polka powinna być absolutnie spokojna o swoją pozycję – przynajmniej do końca sezonu na mączce (który lada moment wystartuje)? Poniżej odpowiadamy na te pytania.
Przedstawmy, jak sytuacja w zestawieniu WTA prezentuje się obecnie:
- Iga Świątek 6711 punktów
- Barbora Krejcikova 4975 pkt
- Paula Badosa 4970 pkt
- Maria Sakkari 4705 pkt
- Aryna Sabalenka 4657 pkt
- Anett Kontaveit 4511 pkt
- Karolina Pliskova 4197 pkt
O zawodniczkach znajdujących się poniżej siódmej pozycji wspominać nie warto – bo te nie dostrzegają nawet pleców Igi. Wystarczy powiedzieć, że ósma Danielle Collins na ten moment ma ponad 1000 pkt mniej od siódmej Pliskovej. A więc ponad 3500 pkt mniej od Polki.
Zastanówmy się zatem, która z sześciu wymienionych tenisistek będzie miała szansę zepchnąć Igę ze szczytu globalnego rankingu. Analizie poddaliśmy kilka następnych tygodni – to znaczy turnieje do wielkoszlemowego Roland Garros włącznie. Terminarz czołowych tenisistek świata na mączce powinien być dość zbliżony. Choć oczywiście nie możemy przewidzieć sytuacji losowych – na przykład rezygnacji jednej z nich z turnieju w Rzymie, aby lepiej przygotować się do French Open.
Załóżmy jednak, że żadnych niespodzianek nie będzie i pierwsza siódemka rankingu wystąpi w Madrycie (26 kwietnia – 8 maja, maksymalnie 1000 pkt do zdobycia), Rzymie (kwalifikacje startują 2 maja, kończy się 15 maja, 900 pkt) oraz Roland Garros (22 maja – 6 czerwca. 2000 pkt). Na ten moment Iga, Krejcikova, Badosa, Sakkari, Sabalenka, Kontaveit i Pliskova są zgłoszone też do zawodów w Stuttgarcie (rozpoczynających się 18 kwietnia) – jeśli mają jednak odpuścić jeden ze wspomnianych turniejów, to zapewne ten w Niemczech. Jest najmniej prestiżowy, a także ma niższą rangę od pozostałych (WTA 500, 470 punktów za zwycięstwo).
Czołowa trójka
Oczywiście – światowy ranking działa w ten sposób, że tenisistki bronią punktów, które “zarobiły” w ubiegłym sezonie. Jeśli jedna zawodniczka wygrała turniej rok temu, to teraz nie będzie mogła nic zyskać w zestawieniu WTA – co najwyżej nie dopuścić do straty.
Najtrudniej jeśli chodzi o pięcie się w rankingu będą miały zatem w najbliższym czasie panie, które miały świetny ubiegłoroczny sezon na mączce. Czyli – przede wszystkim – Barbora Krejcikova, która wygrała Roland Garros. Czeszka jest obecnie drugą rakietą świata, ale będzie musiała się napocić, żeby utrzymać tę pozycję.
Załóżmy jednak scenariusz, w którym 26-latka wchodzi w życiową wręcz dyspozycję. Nie tylko sięga po tytuł w Paryżu (broniąc swoich 2000 pkt), ale wygrywa rywalizację w Stuttgarcie, Madrycie oraz Rzymie. W tej sytuacji na początku czerwca będzie miała w garści 7200 pkt. Czyli zrzuci Igę ze szczytu rankingu WTA – o ile Polka będzie radzić sobie na mączce podobnie lub gorzej niż rok temu (co jest możliwe, bo w sezonie 2021 wygrała zawody w Rzymie i była w ćwierćfinale RG).
Nie ma co jednak ukrywać, że Krejcikova wygrywająca cztery turnieje z rzędu to coś, co nie ma prawa się zdarzyć. Czeszka od czasu Australian Open nie prezentuje wysokiej formy – przegrywała w dwóch setach z Dajana Jastremską w Dubaju oraz Jeleną Ostapenko w Dosze.
Pamiętajmy też, jak kosztowna będzie dla Barbory jakakolwiek porażka we French Open – jeśli przegra w finale, straci 700 pkt. Jeśli ktoś zatrzyma ją w półfinale, straci 1220 pkt (!). A niby również niezły wynik, czyli ćwierćfinał turnieju wielkoszlemowego, będzie kosztował ją stratę 1570 pkt.
Generalnie – Barbora Krejcikova stąpa po cienkim lodzie. I jeśli ktoś ma w najbliższym zagrozić Idze, to niekoniecznie ona.
Znacznie większe szanse dawalibyśmy Pauli Badosie. Hiszpanka jest obecnie trzecia w rankingu WTA i nie będzie musiała bronić na mączce aż tylu punktów co Czeszka czy również Świątek (1285 pkt, przy 2425 Krejcikovej oraz 1450 Igi). To jednak nie znaczy, że nie przepada za ceglaną nawierzchnią. Rok temu zameldowała się w półfinałach zawodów w Charleston oraz Madrycie, wygrała turniej rangi WTA 250 w Belgradzie oraz awansowała do ćwierćfinału French Open.
Badosa – w przeciwieństwie do paru innych zawodniczek z czołówki – planuje ponownie grać w Charleston. Jeśli wygra ten turniej, a potem rywalizację w kolejno Stuttgarcie, Madrycie, Rzymie (odpuszczając zatem Belgrad) oraz Paryżu, będzie mogła pochwalić się dorobkiem… 8625 pkt. Ten wynik jest jednak raczej nie do osiągnięcia, szczególnie że wątpliwe, aby Paola nie odpuściła sobie żadnego ze wspomnianych wyżej turniejów.
Ale powiedzmy, że w przypadku wygrania French Open (da jej to dodatkowych 1570 pkt), a także świetnych występów w innych turniejach (na przykład półfinały w Madrycie oraz Rzymie) Paola Badosa będzie miała podobny wynik do obecnego Igi. Jeśli nasza tenisistka akurat nie obroni tytułu w Rzymie, i nie poszaleje w Roland Garros, owszem, istnieje ryzyko, że straci wówczas pozycję numer jeden w rankingu.
Z dalszego planu?
Jak to wygląda w przypadku Marii Sakkari oraz Aryny Sabalenki? Obie miały bardzo dobry sezon na mączce rok temu. Greczynka grała w półfinale Roland Garros (rundę wcześniej pokonując zresztą Świątek) i uzbierała łącznie 1015 pkt. Białorusinka, która wygrała turniej w stolicy Hiszpanii, uzbierała łącznie 1540 pkt.
Tenisistki będące na kolejno czwartym i piątym miejscu w rankingu WTA będą musiały zatem bronić dość sporej liczby pkt. Ale jeśli miałyby – znowu czysto teoretycznie – zgarnąć pełną pulę, wygrywając w Stuttgarcie, Madrycie, Rzymie oraz Paryżu, zgromadziłyby w okolicach 8000 pkt (dokładnie: Sakkari 8060, Sabalenka 7957).
Nieco większe szanse z tej dwójki dawalibyśmy Sakkari – mimo tego, że ma do obrony więcej punktów w Roland Garros. Raz, że jest w lepszej formie od Sabalenki, a dwa – poza Paryżem nie prezentowała się rok temu spektakularnie. Dlatego może sporo zyskać w Madrycie oraz Rzymie (w 2021 roku kolejno 1/8 i 1/16).
Która tenisistka z pierwszej siódemki rankingu nie musi natomiast prawie w ogóle przejmować się kwestią bronienia punktów z zeszłego sezonu? Anett Kontaveit – bo Estonka w ubiegłym roku znakomicie prezentowała się przede wszystkim na nawierzchni twardej. Mączka przyniosła jej natomiast łącznie zaledwie 295 pkt.
W tym miejscu musimy jednak postawić pytanie: czy Kontaveit jest w stanie grać na wysokim poziomie na cegle? Z racji, że mówimy o tenisistce, która dopiero niedawno przedarła się do czołówki, trudno na nie odpowiedzieć. Zakładając jednak prawdziwy wybuch formy 26-latki – na początku czerwca może mieć nawet 8586 pkt. Oczywiście jeśli wygra w Stuttgarcie, Madrycie, Rzymie oraz Paryżu.
To znowu scenariusz rodem z science fiction, ale na pewno Kontaveit może w najbliższym czasie awansować w rankingu WTA. Bo nie będzie do tego potrzebowała wybitnego sezonu na mączce, tylko po prostu niezłego.
Na koniec zostawiliśmy sobie Karolinę Pliskovą. Czeszka odstaje nieco od wspomnianych wcześniej tenisistek – bo ma na koncie 4197 pkt. Czyli o ponad 2500 mniej od Igi. Wyprzedzić Polkę może tylko w teorii – bo nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której 30-latka nagle staje się najbardziej dominującą postacią w tourze. A tylko to pozwoliłoby jej nie tylko obronić niezły dorobek z sezonu 2021 (820 pkt), ale jeszcze sporo oczek “zarobić”.
Nie za plecami, ale na horyzoncie
Nie ma co ukrywać – sytuacja, w której znalazła się Iga Świątek, jest naprawdę komfortowa. Polka doskonale czuje się na powierzchni ceglanej. Trudno sobie wyobrazić, żeby w najbliższych tygodniach miała seryjnie odpadać we wczesnych fazach turniejów. A nawet jeśli miałaby to robić – jej przewaga w rankingu nad resztą stawki jest dość spora.
Biorąc pod uwagę punkty, które muszą bronić Krejcikova oraz Sabalenka – wyprzedzić Polkę nie będzie im łatwo. Trudno też obawiać się Karoliny Pliskovej.
Za największe zagrożenie dla Polki możemy zatem uznać Marię Sakkari oraz Paulę Badosę, która prezentują się ostatnio nieźle, potrafią grać na mączce, a także nie mają sterty punktów do obrony w nadchodzących turniejach (w porównaniu do swoich bezpośrednich rywalek). Albo ewentualnie Anett Kontaveit – jeśli okaże się, że Estonka potrafi włączyć tryb dominatorki na wspomnianej nawierzchni.
Na końcu mamy jednak Igę Świątek, która wygrała 17 (!) meczów z rzędu, oraz parę tenisistek, które ostatnio zdecydowanie odstawały od niej poziomem. A na dodatek – tenisistek, które nie nazywają się Barty, Williams czy Osaka – i w większości nie udowodniły jeszcze, że potrafią grać na najwyższym poziomie z wielką regularnością, jaką prezentowała ostatnio Iga.
Wiele wskazuje więc na to, że miano, które Polka zyskała dzisiaj, czyli pierwsza rakieta świata, trochę jej potowarzyszy. Przynajmniej do sezonu na trawie.
Czytaj więcej o Idze Świątek:
- Dwudziestoletnie dominatorki w XXI wieku. Jak Iga wypada na tle Sereny, Szarapowej i spółki?
- Świątek wygrała trzeci turniej z rzędu – tym razem w Miami!
- Od gry z siostrą do pozycji liderki rankingu WTA. Jak Świątek wchodziła na szczyt
- Fajnie jest mieć Igę Świątek – komentarz
Fot. Newspix.pl