Pogoń stanęła zimą przed trudnym dylematem, choć oczywiście nikt w Szczecinie nie może na taki stan rzeczy narzekać, bo przecież każdy klub chciałby mierzyć się z podobnymi „problemami”. Na stole oferta za Kacpra Kozłowskiego, największa w historii ligi, w perspektywie też tak duża szansa na mistrzostwo Polski, jak nigdy wcześniej. Optymalnie byłoby przyklepać deal zimą, ale zostawić młodzieżowca jeszcze na pół roku – tak jak zrobił to Lech z Kamińskim – lecz ten wariant uniemożliwiły angielskie przepisy, bo Kozłowski musi nabijać punkty w lepszej lidze, żeby dostać pozwolenie na pracę. „Portowcy” musieli odpowiedzieć sobie na jedno, zajebiście ważne pytanie: czy nasi młodzieżowcy to uciągną?
A nie była to wcale tak oczywista sprawa. Z jednej strony mamy naprawdę topową akademię, która rokrocznie produkuje ostatnio piłkarza mogącego z powodzeniem grać na poziomie Ekstraklasy. Z drugiej – żaden z nich nie stanowił gwarancji jakości w kontekście walki o najwyższe cele. Pewien przewidywalny poziom mógł zapewnić na dobrą sprawę tylko Kacper Smoliński, już zweryfikowany na poziomie Ekstraklasy, ale on wciąż leczy kontuzję. Maciej Żurawski? Miał za sobą dość przeciętną jesień i choć ze względu na klubową hierarchię, której lubi trzymać się Runjaic, to on zaczął grać „na pozycji młodzieżowca”, szybko został odstawiony do drugiego szeregu. Łęgowski i Fornalczyk? Wiadomo było, że mają papiery na grę w piłkę, ale wciąż nie wiedzieliśmy o nich zbyt wiele. A na pewno nie na tyle dużo, by ze spokojem powiedzieć: eee, no luz, brak Kozłowskiego nie będzie w ogóle odczuwalny.
W pewnym momencie mogło się wydawać wręcz, że Pogoń będzie najbardziej poszkodowaną drużyną w lidze przez przepis o młodzieżowcu – i nie dlatego, że nie ma utalentowanych chłopaków, a dlatego, że w środku pola naprawdę roi się od poważnych piłkarzy. Pachniało to stworzeniem się dużej dysproporcji pomiędzy grającymi młodymi, a siedzącymi na ławce Biczachczjanami, Drygasami czy Jeanami Carlosami. Rzeczywistość? I Fornalczyk, i Łęgowski nie zaniżają poziomu i dają Pogoni naprawdę bardzo dużo.
Pierwszy z nich znalazł się w naszej jedenastce kozaków. Skrzydłowy nie ma po swojej stronie żadnej liczby, natomiast wydatnie przyczynił się do strzelenia dwóch bramek, prowokując samobóje Colleya i Gruszkowskiego. Podoba nam się ten chłopak, bo ma w sobie naturalną przebojowość i nie mamy na myśli wcale ekscentrycznych fryzur, które prezentuje. Zdajemy sobie też sprawę, że w przeszłości mieliśmy wielu skrzydłowych, którzy mieli fajną bujankę i szybko przepadali, więc zalecamy trzymanie rąk na kołdrze. Fornalczyk niemniej ciekawie się zapowiada, a i mobilny Łęgowski nie musi mieć kompleksów, gdy wychodzi w topowej linii pomocy w lidze.
Inne pozycje? W ostatniej kolejce Ekstraklasy obrodziło w świetne występy graczy środka pola. W naszej jedenastce lądują Karlstrom (pierwsza asysta w lidze), Kowalczyk (asysta z Wisłą), Kądzior (gol przeciwko Cracovii), Miguel Luis (gol i asysta) i Joao Amaral, którego wejście rozruszało obchodzącego stulecie Lecha Poznań (gol i asysta). Śmiało mogliśmy rozważać tutaj jeszcze Dąbrowskiego, Radwańskiego czy Podolskiego. Warto zauważyć, że ponad połowa zawodników z naszej jedenastki kozaków gra w Poznaniu. To bez wątpienia świetny weekend dla wielkopolskiej piłki.
JEDENASTKA KOZAKÓW 26. KOLEJKI EKSTRAKLASY
Jedenastka badziewiaków? Tu brylują piłkarze Zagłębia Lubin i Wisły Kraków. Oba te zespoły zostały brutalnie zlane w piątkowych meczach – kolejno przez Wartę i Pogoń. W Wiśle „wyróżniamy” Savicia, Fazlagicia i Colleya. Pierwszy z tego grona… On w ogóle grał w tym meczu? Gdy mógł się do czegoś przydać (na przykład zablokować wrzutkę Kowalczyka przy golu na 2:1), to zachował totalną bierność. Fazlagić? No cóż – nie jest to zastępstwo Aschrafa 1:1. Gdy Dąbrowski podawał do strzelającego na 4:1 Kucharczyka, postanowił stać i patrzeć. Zero doskoku. Zero reakcji. Najgorszy jednak z tego tercetu był Colley. Raz, że walnął samobója. Dwa, że stracił piłkę pod własnym polem karnym, z czego powinien być gol. Trzy, że nie potrafił pokryć Drygasa przy golu. Beznadziejny występ.
Zagłębie? Jhon Chancellor ma niezłe wejście w ligę – na tyle niezłe, że nawet zaczęliśmy się zastanawiać, czy „Miedziowi” wreszcie trafili z zagranicznym środkowym obrońcą. Z Wartą pokazał jednak, że trzeba podchodzić do takich tez z dużą rezerwą. Wenezuelczyk „krył rywali” przy każdej z trzech bramek dla Warty. Chodyna był z kolei notorycznie spóźniony – czy to przy dryblingach Castanedy, czy przy golu na 3:0. Bieszczad dał sobie wpuścić bramkę przy krótkim słupku. Całość uzupełnia bezbarwny Dieng.
Na ataku wystawiamy Piotra Krawczyka, który ewidentnie jest kwiatkiem do kożucha przy kreatywnie grających Lukasie Podolskim i Bartoszu Nowaku. Ciekawą zmianę dał w niedzielę Dani Pacheco, a więc można spodziewać się, że Hiszpan szybko wygryzie ze składu kolegę, którego – patrząc w szerszej perspektywie – chyba jednak przerosła Ekstraklasa.
JEDENASTKA BADZIEWIAKÓW 26. KOLEJKI EKSTRAKLASY
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Takimi meczami przegrywa się utrzymanie
- Piast na murawie wygląda jak niezła drużyna
- Judo na plaży, czyli Radomiak i Stal dzielą się punktami
Fot. Newspix.pl