Dla Miedzi Legnica to był mecz o bilet na autostradę do Ekstraklasy. Na szali było aż 15 punktów przewagi względem Korony, która walczy z Widzewem o drugie miejsce w lidze premiujące awansem. Stało się jednak to, co dzieje się – uwaga – od prawie czterech lat. Między oboma zespołami padł dzisiaj remis. O tyle dobrze, że bramkowy, choć każdy z goli to zupełny przypadek. Gdyby użyć specjalnego sita, niewiele mielibyśmy momentów, dla których warto było dzisiaj rzucić okiem na rywalizację Miedzi z Koroną.
Miedź Legnica – Korona Kielce. Wymiana błędów w pierwszej połowie
Dość szybko w tym meczu zaczęła się dobra passa dla Miedzi, bo już w 13. minucie. Jeden z zawodników Korony nie porozumiał się z bramkarzem, który wybiegał do złapania piłki i krzyczał „Moja!”. Podgórski nie posłuchał. Ba, popełnił babola, zmylił Forenca i tym samym podarował prezent piłkarzom Miedzi. Konkretnie dostał go Chuca, który z piłką pod nogami nawet się nie zastanawiał. Karygodny błąd, łatwa bramka. Tego dało się uniknąć i mogło to trenera Ojrzyńskiego boleć tym bardziej, że Korona nie pozwalała na zbyt wiele ofensywie gospodarzy. Ale jak już w defensywie coś przeciekło (w pierwszej połowie tylko dwa razy), to naprawdę poważnie. W 20. minucie interwencję kolejki zrobił Danek. Gdy piłka leciała w światło pustej bramki po rykoszecie, zawodnik gości zdołał podnieść się z murawy i jakimś cudem szczupakiem wybić futbolówkę. To był kluczowy moment, bo niedługo później „Scyzory” mogły się odgryźć i zacząć to spotkanie jeszcze raz.
Po golu Korony można było powiedzieć, że to mecz błędów. Kto popełni ich mniej – wygra. Owszem, to żadne odkrycie Ameryki, właściwie zawsze tak jest, ale tutaj mowa wręcz o wielbłądach. W pewnym momencie bowiem Lenarcik wypluł piłkę po strzale z dystansu, odwdzięczył się za prezent Koja, co oczywiście miało swój koszt. Czujny w polu karnym był Dawid Błanik. Po tym trafieniu mecz właściwie zaczął się od nowa, a minęło dopiero nieco ponad 30 minut. W międzyczasie dużo było piłkarskich szachów i wzajemnego neutralizowania swoich atutów. Oba trafienia były tak naprawdę efektem ubocznym.
Miedź Legnica – Korona Kielce. Druga połowa lekiem na bezsenność
Chcielibyśmy napisać coś fajnego o drugiej połowie. Naprawdę. Ale, cholera, po zmianie stron oglądaliśmy zwyczajny paździerz. Od 45. do 80. minuty piłki w piłce było tyle, co kot naplakał. Średnio dysponowany sędzia Jarzębak rozdawał kartki, trener Łobodziński wpadał w furię za linią boczną, a obie drużyny próbowały złapać jakiś rytm. Skończyło się to klapą, dopiero w końcówce coś ruszyło. Dość powiedzieć, że jedyna klarowna sytuacja na strzelenie bramki w drugiej połowie to próba Kamila Zapolnika w ostatnich sekundach spotkania. Forenc stał jednak na posterunku, nie dał się zaskoczyć, choć napastnik „Miedzianki” mógł zrobić trochę więcej.
Słowa „więcej” nie możemy dzisiaj użyć w przypadku Miedzi Legnica. Jej przewaga nad jednym z dwóch głównych rywali do awansu nie zwiększyła się, choć remis też jest całkiem dobrym wynikiem. Liderowi 1. ligi został jeszcze jeden mecz na szczycie, czyli ten z Widzewem u siebie. Gdyby wówczas też udałoby się nie przegrać, raczej nikt nie powinien kręcić nosem. Miedź i tak ma kawał przewagi, o który oczywiście trzeba dbać, ale żaden z kibiców nie powinien wpadać w panikę, kiedy Widzew wygra swoje spotkanie w tej kolejce i zmniejszy dystans do ośmiu oczek.
Korona natomiast nie spełniła celu, który sobie założyła. Remis nie leży jej tak jak Miedzi, bo tuż za plecami „Scyzorów” czyha Arka Gdynia, która w przypadku zwycięstwa zrówna się punktami z ekipą trenera Ojrzyńskiego. Ekipą, która dziś spisała się całkiem nieźle szczególnie dzięki pracy w defensywie, ale mającą wyraźne problemy z kreowaniem akcji na połowie rywala. Jeśli to się nie zmieni, kwestia awansu może dość szybko stać się problematyczna.
Miedź Legnica – Korona Kielce 1:1 (1:1)
Chuca 13′ – Błanik 33′
WIĘCEJ O PIŁKARZACH MIEDZI LEGNICA:
- Carlos Julio: – Barcelona to fikcja. Gdy odejdziesz z La Masii, uczysz się, jakie jest życie
- Dominguez: Zakaria? Nie był najlepszy. W Genewie mieliśmy talenty, ale i łatkę leniów
- Makuch: Zawsze chciałem być tak pracowity jak Cristiano Ronaldo!
- Mijusković: Czego mam się bać? K*rwa, grałem na Lewandowskiego
- Łobodziński: Mamy za dużo kolejek do końca, żeby popadać w euforię
Fot. Newspix