Gdy przed sezonem zastanawiano się, z jakich drużyn będzie składać się najlepsza czwórka w Premier League, większość ekspertów bez zawahania odpowiadała: Manchester City, Liverpool, Chelsea, Manchester United. “W losowej kolejności” – tak najczęściej brzmiało dopowiedzenie odpowiedzi. Tymczasem jednak zadziało się w tym gronie coś niespodziewanego. Każdej drużynie do końca sezonu ligowego zostało tylko lekko ponad dziesięć meczów, a faworytem do zajęcia czwartego miejsca jest na ten moment Arsenal.
BOLESNE WSPOMNIENIA CZWARTEGO MIEJSCA
Kibice Kanonierów przez lata zdążyli przyzwyczaić się do czwórki przy nazwie swojego zespołu. Przez długi czas był to przecież obiekt drwin ze strony kibiców innych drużyn. Od sezonu 2005/06 do kampanii 2013/14 Arsenal sześciokrotnie lądował po sezonie właśnie na czwartej lokacie, trzy razy udało się kończyć o pozycję wyżej. Nic więc dziwnego, że skoro pod wodzą Arsene’a Wengera zawsze był to zespół z dużymi aspiracjami, dopiero czwarte miejsca zajmowane przez Arsenal wywoływały lawinę żartów, uderzających w jego kibiców.
O ile nie było im wtedy do śmiechu, to po kilku latach mogli czuć się zdecydowanie gorzej. Czwarte miejsce w Premier League dla ich klubu stało się nieosiągalnym celem. Zaczęli za nim tęsknić. Oczywiście wszystko przez fakt, że daje ono prawo gry w Lidze Mistrzów. Przez cztery lata musieli męczyć się, oglądając swój zespół w Lidze Europy, po czym przyszedł czas na kompletną posuchę od europejskich pucharów.
Ostatnim meczem Arsenalu w Champions League jest porażka z Bayernem Monachium 1:5 w rewanżowym meczu 1/8 finału w sezonie 2016/17. Z kadry Kanonierów na tamto spotkanie w klubie do dzisiaj ostał się jedynie Granit Xhaka, który wtedy był w klubie od zaledwie kilku miesięcy. Dzisiejsza drużyna Arsenalu jest tak młoda, że wielu z jej piłkarzy w lutym 2017 roku grało co najwyżej w różnego rodzaju młodzieżówkach. Teraz są na dobrej drodze, by już za kilka miesięcy móc wysłuchać na Emirates hymn Champions League.
MŁODZIEŻ PRZEJMUJE SZATNIĘ
Jakby nie patrzeć, seria Arsenalu jest obecnie jedną z najlepszych wśród drużyn z pięciu najlepszych lig w Europie. W ciągu ostatnich 10 spotkań Kanonierzy zdobyli aż 25 punktów, z czym równać może się jedynie wynik Manchesteru City. I co prawda w tym okresie nie pokonali oni żadnego bezpośredniego rywala na poziomie Ligi Mistrzów, a nawet przegrali z wspomnianymi Obywatelami, to jednak konsekwentnie punktują przeciwników z niższej półki.
To w dużej mierze zasługa młodej ofensywy Arsenalu. Klub z Emirates ma obecnie twarz Bukayo Saki czy Emile’a Smitha Rowe’a. Młodzież regularnie występuje w pierwszym składzie i to właśnie na niej Mikel Arteta buduje swój zespół. To także jej zawdzięcza czwarte miejsce w ligowej tabeli. Spójrzmy tylko na udział przy bramkach w Premier League zawodników poniżej 21 roku życia.
- Bukayo Saka – 13
- Emile Smith Rowe – 11
- Phil Foden – 10
- Michael Olise – 7
- Gabriel Martinelli – 7
Tym samym nie dziwi nikogo chociażby odstawienie na ławkę rezerwowych Nicolasa Pepe, który kosztował Arsenal 80 milionów euro. Nawet tak ogromna kwota i większe doświadczenie Iworyjczyka nie sprawiają, by był on w stanie podjąć rękawice i powalczyć o skład z Saką czy Martinellim. Skrzydłowy w ostatnim czasie zalicza więcej minut gry w barwach Wybrzeża Kości Słoniowej niż w koszulce Arsenalu.
Jeszcze gorszy los spotkał Pierre’a Emericka Aubameyanga, który z uwagi na odsunięcie od pierwszego składu opuścił klub w zimowym oknie transferowym. Liczby jasno pokazują, że Kanonierom dużo lepiej wiedzie się bez Gabończyka na boisku. Ostatnim jego występem ligowym w koszulce z armatką na piersi było starcie z Evertonem 6 grudnia. Od tego momentu liczby Arsenalu w ofensywie znacząco się poprawiły. Jest on w tym okresie w ścisłej czołówce Premier League, jeśli mówimy o zdobytych bramkach, oddanych strzałach, czy wskaźniku expected goals. Wystarczyło po prostu zaufać młodym zawodnikom i dać im rozkwitać.
BUKAYO SAKA: 20-LATEK, KTÓRY WYWAŻYŁ DRZWI DO ANGIELSKIEJ PIŁKI
Wdrożenie do składu tak dużej liczby niedoświadczonych piłkarzy idzie na konto Artety. Hiszpan pracuje na Emirates od ponad dwóch lat i niejednokrotnie wątpiono w jego umiejętności. Dokonał on jednak gruntownej przebudowy, stawiając na zupełnie nowe nazwiska. Oczywiście nie wszystko idzie po jego myśli, chociażby w kontekście długości ławki rezerwowych, ale w tym momencie ma on dokładnie taką drużynę, jaką chciał mieć na tym etapie pracy.
Oprócz zupełnych młokosów, którzy wciąż potrzebują regularnej gry, by dopiero za jakiś czas wejść na wyżyny swoich umiejętności, do dobrze funkcjonującego zespołu udało wkomponować się Martina Odeegarda i Alexandre’a Lacazette’a. Norweg pojawia się nawet w dyskusji o kolejnym kapitanie Arsenalu, co do którego Arteta nie podjął jeszcze wiążącej decyzji po odejściu Aubameyanga. Lacazette z kolei idealnie pasuje do kombinacyjnej gry, którą prowadzi młoda ofensywa klubu.
– Nadal nie będzie szczęśliwy w szatni, ponieważ chce strzelać więcej bramek, natomiast robi na boisku wiele innych fantastycznych rzeczy. Myślę, że miał lepsze momenty, jeśli mówimy o liczbie strzelanych bramek, ale z tego, o co go proszę, wywiązuje się bardzo, bardzo dobrze – mówił Arteta o postawie swojego napastnika po ostatnim meczu z Watfordem.
NIEDOCIĄGNIĘCIA W OBRONIE
W tym sezonie znacznie poprawiła się też gra w obronie, lecz w tym względzie nie jest to jeszcze taki poziom, który pozwoli Arsenalowi bić się o coś więcej, niż awans do Ligi Mistrzów. W kwestii poprawy postawy defensywy Kanonierów w ciągu sezonu warto zwrócić uwagę na personalia. Arsenal zaczął sezon Premier League od trzech porażek i pobytu w strefie spadkowej. W pierwszych trzech kolejkach mierzył się z Brentford, Manchesterem City i Chelsea, co częściowo może tłumaczyć stratę wielu punktów. Kto wie jednak, jak zaprezentowałaby się wówczas ekipa Artety, gdyby w pełni zdrowy był blok obronny.
Ben White musiał ominąć pierwsze kolejki ze względu na pozytywny wynik COVID-19, Gabriel pauzował ze względu na kontuzję, a Takehiro Tomiyasu nie było jeszcze w klubie. Późniejsze wyniki pokazały, że dopiero w składzie z całą trójką Arsenal prezentuje się najlepiej. Dopełnieniem bloku obronnego jest oczywiście Kieran Tierney.
Problem w tym, że na ławce brakuje konkretnych wzmocnień. W razie wypadku jednego z wymienionej czwórki, do gry muszą wejść zawodnicy zupełnie odbiegający poziomem od reszty. Takim przykładem jest chociażby Cedric Soares, który od dłuższego czasu gra na prawej obronie z uwagi na kontuzję Tomiyasu. Sam Arteta wspominał po ostatnim meczu z Watfordem, że jego zespół musi prezentować się w defensywie jeszcze lepiej. Kanonierzy mieli pełną kontrolę nad spotkaniem, ale po golu straconym na kilka minut przed końcem zrobiło się nerwowo.
POLE POSITION O LIGĘ MISTRZÓW
Arsenal ma za sobą świetną serię czterech wygranych meczów w Premier League i ma najlepszą pozycję wyjściową do zajęcia czwartej pozycji na koniec sezonu. Wszystko przez to, że już w tej chwili zajmuje tę lokatę, a do tego ma o trzy rozegrane mecze mniej od najgroźniejszych bezpośrednich rywali – Manchesteru United i West Hamu. Pozostałe dwie ekipy, które miały walczyć o Ligę Mistrzów – Tottenham i Wolves – w ostatnich kolejkach zrobiły wiele, by wypisać się z rywalizacji.
Najważniejszym pytaniem pozostaje jednak to, na ile Arsenal będzie w stanie wykorzystać zaległe spotkania do zdobycia w nich punktów pozwalających jeszcze bardziej powiększyć przewagę. Wszystko przez to, że mowa o starciach z Liverpoolem, Chelsea i Tottenhamem. Z góry można założyć, że zdobycie w nich dziewięciu punktów jest bardzo mało prawdopodobne. Rywale mogą wręcz zakładać, że spotkania do odrobienia po prostu nie przyniosą Kanonierom żadnej przewagi. Z perspektywy Arsenalu może się wydawać, że zdobycie w nich czterech punktów było sporym sukcesem.
To jednak nie jedyna przewaga jaką klub z Emirates ma nad swoimi rywalami. Manchester United i West Ham są zaangażowane w grę w europejskich pucharach. Czerwone Diabły za tydzień powalczą o awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Atletico Madryt, z kolei West Ham czeka dwumecz z Sevillą w Lidze Europy. Podopieczni Ralpha Rangnicka mogą więc w pewnym momencie uznać, że walka o Ligę Mistrzów po prostu bardziej im się opłaca. Młoty nie wydają się z kolei zespołem, który byłby w stanie pogodzić grę na najwyższym poziomie w Premier League z ciężkimi bojami w fazie pucharowej europejskich pucharów.
Drużyna Artety może za to skupić się tylko i wyłącznie na zdobywaniu kolejnych punktów w Premier League, nie zaprzątając sobie głowy dodatkowymi meczami o dużą stawkę.
PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ
Awans do Ligi Mistrzów może mieć dla Arsenalu długofalowe profity. Przede wszystkim sprawi, że pozycja Artety w klubie zdecydowanie się wzmocni, a piłkarze przekonają się do jego projektu. Możemy tylko podejrzewać, że utrzymanie tak wielu młodych gwiazd w drużynie mogłoby być bardzo trudne, gdyby drużynie po raz kolejny nie udało się awansować do Champions League lub przynajmniej Ligi Europy. Każdy kolejny sezon przerwy od najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie utrudniałby ich utrzymanie na liście płac.
Naturalną konsekwencją awansu jest też oczywiście przykucie uwagi potencjalnych celów transferowych. Od momentu, gdy Kanonierzy nie grają w Lidze Mistrzów, znacznie trudniej było im odnosić sukcesy w trakcie okienek transferowych. Można więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zarazem utrzymać obecną kadrę, jak i rozszerzyć ją o kolejne nazwiska.
A to pewnie największy pozasportowy cel klubu na najbliższe miesiące. W tym momencie ławka rezerwowych potrzebuje wielu wzmocnień, bo na ten moment Arteta w trakcie meczów tak naprawdę nie jest w stanie wprowadzić żadnego zawodnika, który przynajmniej utrzymałby poziom pierwszej jedenastki. Ewentualny uraz Lacazette’a będzie skutkować wprowadzeniem Eddiego Nketiaha. Z kolei brak Thomasa Partey z uwagi na wyjazd na Puchar Narodów Afryki spowodował minuty gry dla Sambiego Lokongi.
Nie są to oczywiście piłkarze, którzy zasługują na regularną grę w Lidze Mistrzów. A trzeba przecież pamiętać, że wraz z awansem do europejskich pucharów przybywa też meczów, przez co koniecznością jest posiadanie w kadrze minimum kilkunastu piłkarzy w rotacji. To jednak wciąż wybieganie w przyszłość. Na ten moment to obecny skład musi wywalczyć sobie prawo gry w Lidze Mistrzów. A w zasadzie musi utrzymać pozycję, którą obecnie zajmuje.
Czytaj więcej o Premier League:
- Presja w Leeds jest tak duża, że zwolniono nawet Bielse. Co ma poprawić Jesse Marsch?
- Na kogo chce wpłynąć Antonio Conte? Gierki psychologiczne menedżera Tottenhamu
Fot. Newspix