O Wiśle Płock było głośno ze względu na zwolnienie Macieja Bartoszka, na które zanosiło się od dawna. Okazuje się jednak, że w ostatnich tygodniach to wcale nie jest temat numer jeden na klubowych korytarzach. Znacznie gęstsza atmosfera panuje, gdy rozmowy zaczynają zmierzać w stronę zaległości w płatnościach. Władze „Nafciarzy” dotarły do momentu, w którym poważnie zaburzona została płynność finansowa klubu.
W ostatnich dniach napływają do nas kolejne informacje o problemach finansowych Wisły Płock. Innymi słowy – coraz więcej osób traci z tego powodu cierpliwość. Zapytaliśmy więc o to we wczorajszych Weszłopolskich Tomasza Marca, prezesa nafciarskiego klubu.
– Nie ukrywam, że są drobne przesunięcia w płatnościach, ale o tym zawodnicy są informowani na bieżąco. Regulujemy zobowiązania – mówił wczoraj w Weszłopolskich prezes Wisły Płock.
– Czym są „drobne” opóźnienia? Trzymiesięczne zaległości względem większości pierwszego zespołu? – dopytaliśmy.
– To nie jest prawda. Maksymalnie trzy-cztery tygodnie – dodał Tomasz Marzec.
Zaległości w Wiśle Płock
Według naszych informacji, potwierdzonych w kilku źródłach, prezes Wisły Płock okłamał w tych słowach nie tylko naszych widzów, ale przede wszystkim kibiców „Nafciarzy” i samych piłkarzy. Lecz ci ostatni reagują na ten fakt śmiechem przez łzy, bo w ostatnich miesiącach byli regularnie zwodzeni, a więc zdążyli już do tej retoryki przywyknąć. Żeby zrozumieć ten fakt, musimy nakreślić tło z ostatnich miesięcy w Wiśle Płock. Klub z Mazowsza wpadł w poważne problemy finansowe. Jak ćwierkają płockie wróble, księgowa dzieli dziś piłkarzy na trzy grupy, jeśli chodzi o przelewanie pensji:
- młodzi, którzy zarabiają niewielkie pieniądze (większość z nich dostaje je na czas, bo nie mieliby za co żyć),
- reszta piłkarzy, która boryka się z trzymiesięcznymi opóźnieniami w płatnościach (to większość kadry pierwszego zespołu),
- zawodnicy, którzy dostają pieniądze regularnie.
Najbardziej poszkodowana jest ta druga grupa, w której dominują polscy zawodnicy. Pensje to jedno. Dłuższy okres zaległości dotyczy zapewnionych w kontraktach premii meczowych/drużynowych. Wszystko składa się w naprawdę pokaźną górkę. Niektórym liderom zespołu Wisła już teraz zalega pieniądze, za które mogliby kupić sobie niezłe mieszkanie w Płocku. Mówimy więc o naprawdę dużych kwotach, liczonych w setkach tysięcy złotych. To potęguje zdziwienie wielu piłkarzy Wisły, bo przecież w tym klubie nie zarabia się kokosów, ale w ostatnich latach “Nafciarze” budowali swoją wiarygodność na tym, że pensje zawsze były na czas. Ten fakt wpływa na morale zawodników i powoduje pewne rozłamy nie tylko na linii władze klubu – zawodnicy, ale i wewnątrz samej szatni.
Oba te przypadki musimy pokrótce omówić.
Napięcie na linii zawodnicy – władze klubu? Wielu piłkarzom pewnie łatwiej byłoby zrozumieć zaistniałe zaległości, gdyby nie fakt, że są od dłuższego czasu zwodzeni. Wielu z nich parokrotnie słyszało z ust prezesa, że pieniądze „za niedługo będą”. Wciąż ich nie ma. Gdy szatnia dopytuje o problemy finansowe Wisły Płock, klubowe władze przekazują jej, że Ekstraklasa wciąż nie zapłaciła transzy za prawa telewizyjne.
Jest też grupa piłkarzy, która regularnie dostaje pensje. Należą do nich na pewno Filip Lesniak, Krisitian Vallo i Anton Krywociuk. Skąd się bierze fakt, że akurat oni dostają wynagrodzenie na czas? Jak słyszymy, w przypadku niektórych sprawa jest prozaiczna – zwyczajnie mają menedżerów, którzy upierdliwie, niemalże codziennie, domagają się należności, a więc „Nafciarze” wypłacają w pierwszej kolejności właśnie im, by nie eskalować problemu. Zwłaszcza, że zagraniczni piłkarze – by tak rzec – są mniej przewidywalni. Inną sprawą jest fakt, że Vallo i Krywociuk to mocne punkty zapalne w relacjach na linii szatnia – trener – władze klubu.
Obaj zawodnicy to transfery Pawła Magdonia. Dyrektor sportowy, który pracuje w Wiśle już prawie 1,5 roku, wciąż musi uwiarygadniać swoją osobę na tym stołku. Delikatnie sprawy ujmując – w komunikacji miejskiej o jego transferach się nie rozmawia. W przypadku obu tych zawodników pojawiły się z jego strony mocne naciski na trenera, by to oni grali w wyjściowej jedenastce. Zdarzało się nawet, że tuż przed meczem Maciej Bartoszek, po presji ze strony przełożonego, zmieniał wyjściowy skład. To źle świadczy nie tylko o dyrektorze sportowym, który nie powinien posuwać się do takich zagrań, ale i samym trenerze, który na takie praktyki się godził.
Krywociuk dostaje regularnie pensję ze względu na sytuację rodzinną. Jego najbliżsi nie przyjechali na stałe do Płocka. Mieszkają w Baku. Piłkarz przedstawił w klubie, że skoro regularnie musi latać do Azerbejdżanu, powinien mieć na to pieniądze. Wisła regularnie przelewa mu więc ponad 50 tysięcy złotych na konto. Vallo? Słowaka śmiało można nazwać ulubieńcem dyrektora sportowego. To właśnie jego nazwisko najczęściej padało w sugestiach do trenera, kogo powinien wystawić. W pewnym momencie Bartoszek powiedział wprost do Damiana Zbozienia: – Chciałbym na ciebie stawiać, ale dyrektor sportowy jest za Vallo.
No i częściej grał Vallo.
Do czego zmierzamy? Do tego, że wbrew swojego image’u charakternego gościa, Bartoszek w pewnym momencie nie wykazywał odporności na naciski, a cała sytuacja tylko podburzała relacje wewnątrz klubu. Ani Vallo, ani Krywociuk, ani też Lesniak, nie są przecież pewnymi punktami płockiego zespołu. Szatnia zdawała się stać za Bartoszkiem, rozumiejąc jego położenie.
Skąd się wzięły problemy finansowe Wisły Płock?
W tym momencie warto zastanowić się, z czego wynikają problemy finansowe Wisły. To klub, który opiera swój budżet nie tylko z transzach wypłacanych przez Ekstraklasę SA (chodzi o wpływy dla klubów od Canal+, jak również innych sponsorów ligi), ale i miejskich środków oraz wsparcia PKN Orlen. Okazuje się jednak, że wspomniane źródła finansowania nie wystarczają na pokrycie ich działań. Jak wspomnieliśmy – Tomasz Marzec często przekazuje szatni, że problemy z płynnością finansową wynikają w opóźnieniach płatności transzy z Ekstraklasy SA.
Dopytaliśmy w tej sprawie. I okazuje się, że… Ekstraklasa SA wypłaciła Wiśle Płock i wszystkim innym klubom wszystko na czas. Przelew od spółki zarządzającej ligą został wykonany w grudniu, czyli w zasadzie przed czasem, bo pieniądze miały trafić na konta klubów w styczniu. Następną transzę kluby – w tym Wisła – dostaną na koniec sezonu. Nie ma mowy o żadnym uchybieniu w płatnościach ze strony podmiotu, który zarządza rozgrywkami Ekstraklasy. Wymówka, którą Tomasz Marzec zwodził zawodników, okazuje się zwykłym mitem. Mimo to wciąż bardzo chętnie ją przedstawia.
W międzyczasie zawodnicy, zatrudnieni w klubie na działalności gospodarczej, muszą odprowadzać co miesiąc podatek od pensji, których nie otrzymują. Dostali oni w ostatnim czasie po pięć tysięcy złotych na wyregulowanie należności z Urzędem Skarbowym. Oprócz samych pensji, „Nafciarze” zalegają jeszcze z…
- premiami meczowymi,
- wyrównaniem środków za obcięciem płac po wybuchu COVID-19.
Chwilę po wybuchu pandemii kluby Ekstraklasy – zgodnie z sugestią władz ligi, nie do końca umocowanej prawnie – obcinały swoim zawodnikom po połowie należności. Wisła miała później uregulować wszystko do stu procent wynagrodzenia. I tego też wciąż nie zrobiła. Oznacza to, że Wisła zalega także zawodnikom, którzy nie mają z nią już nic wspólnego. Do końca marca „Nafciarze” zamierzają uregulować wszystkie należności za 2021 rok (szatnia usłyszała kilka dni temu, że przelewy wyjdą dokładnie dzisiaj – 1 marca). Jeśli tego nie zrobią, grożą im poważne kłopoty licencyjne. Na dziś jest możliwy nawet scenariusz, w którym Wisła otrzymuje ujemne punkty jeszcze w tym sezonie.
Skąd się biorą te problemy finansowe? Wisła Płock za kadencji obecnego dyrektora sportowego przestrzeliła z kilkoma transferami. Jak słyszymy, znaczące środki zapłacono za Vallo, Krywociuka i Jorghino (mamy na myśli kwoty odstępnego i pensje). Swoją drogą, ten ostatni został wepchnięty do klubu z polecenia… Jacka Góralskiego.
Na boisku daje niewiele, by nie powiedzieć – nie daje nic.
W Płocku byli przekonani, że cały budżet zbilansuje się ze sprzedaży Dawida Kocyły, którym na poważnie zainteresowała się Borussia Dortmund. Niemcy byli w stanie rok temu wydać na niego nawet 3 miliony euro. Nie przeprowadzono tego transferu, ale w Płocku żyli przekonaniem, że za pół roku – w obliczu tak mocnego zainteresowania – z pewnością uda się wytransferować młodzieżowca za podobne, a może nawet wyższe pieniądze. Nie przewidzieli, że sam Kocyła – delikatnie sprawy ujmując – również podpali się tą ofertą i zboczy ze ścieżki profesjonalnego piłkarza. Młodzieżowiec był traktowany w Wiśle na specjalnych prawach. Zdarzało się nawet, że najważniejsze osoby w klubie kajały się przed Kocyłą (przed Kocyłą!), który był niezadowolony z faktu, że nie gra. Piłkarz poczuł tak mocną pozycję w Wiśle, że sam był zdziwiony, gdy nie dostawał miejsca w wyjściowej jedenastce, i nawet głośno to artykułował w rozmowach z szatnią.
Do tego dochodzą zaległości wobec podmiotów, które świadczą usługi dla Wisły Płock. Dotknęły one nawet przychodni „ESSE dla zdrowia”, w której rehabilitują się piłkarze „Nafciarzy”. Gdy ci w pewnym momencie przyszli, by popracować z fizjoterapeutami, usłyszeli na recepcji, że nie zostaną wpuszczeni do gabinetu. Jako powód podano, że ich pracodawca nie zapłacił za usługi. Musieli wrócić do domów, a klub, dopiero przymuszony tego typu presją, wyrównał rachunki.
Zaległości dotyczą też takich spraw jak np. wynajem autokaru czy przygotowanie posiłków. Gdy Wisła pojechała jesienią na mecz wyjazdowy, poprosiła jednego z będących na ekstraklasowym rynku kucharzy o przygotowanie dla niej posiłków. Kucharz wykonał swoją pracę po kosztach (miało to być przedstawienie jego portfolio na poczet ewentualnej współpracy w przyszłości). Gdy wystawił fakturę za wykonaną usługę, musiał przez kilka tygodni wydzwaniać do klubu z pytaniem, kiedy zostaną mu przelane pieniądze.
Wisła Płock tym samym – postrzegana od lat jako klub, który po prostu trwa – traci kolejny sezon. Bo zakładamy wciąż, że osiem punktów przewagi nad strefą spadkową jest pewnym komfortem, dzięki któremu nie przydarzy jej się niechciana historia.
Cała przygoda Bartoszka to jedna wielka farsa. Najważniejsze osoby w klubie wcale nie optowały za tym, by po sześciu udanych kolejkach – gdy Bartoszek był zatrudniony jako strażak – przedłużać jego kontrakt o kolejny sezon. Decyzję w tej kwestii podjęły władze miasta, które w zasadzie postawiły prezesa i dyrektora sportowego przed faktem dokonanym. To swoją drogą wiele mówi po pierwsze – o sile władz Wisły, po drugie – o niekomfortowym położeniu, w jakim znajdują się jako zarządcy miejskiego klubu, po trzecie – o tym, że Bartoszek niemalże od samego początku nie był postrzegany w klubie jako „swój”.
A potem wszystko eskalowało, do czego swoimi pozasportowymi wybrykami przyczynił się sam Bartoszek. Decyzja o jego zwolnieniu została podjęta niedługo po tym, jak został zatrudniony. Wisła Płock od dawna jest dogadana z Pavolem Stano. Słowak przez miesiące czekał na moment, gdy Bartoszek zostanie zwolniony. Wszyscy z góry wiedzieli, że do tego dojdzie. Czekano tylko na odpowiednie okoliczności. Stano deklarował w rozmowach z klubem, że poczeka nawet do końca sezonu. To on jest na dziś największym faworytem do objęcia fotela na stanowisku trenera Wisły Płock. Można dyskutować o wyjazdowej bessie Bartoszka, stylu gry jego zespołu czy wyborach personalnych. To nie ma jednak żadnego sensu. O tym zwolnieniu zadecydowały wyłącznie względy pozasportowo-obyczajowe.
Informacje zebrali: JAKUB BIAŁEK, MACIEJ WĄSOWSKI
WIĘCEJ O WIŚLE PŁOCK:
- Marzec o zwolnieniu Bartoszka: – Nie było pomysłu na wyjście z kryzysu
- Maciej Bartoszek: – Konkretnego powodu zwolnienia nie było
- Bartłomiej Sielewski: – Priorytetem w Wiśle Płock jest sprowadzanie Polaków
Fot. FotoPyK