Pamiętacie trałkowanie? Lider Warty Poznań parę lat temu, kiedy grał jeszcze w Polonii Warszawa, położył się we własnym polu karnym i obserwował, jak drużyna przeciwna zdobywa bramkę. Jego „interwencja” przeszła do historii Ekstraklasy. Trzeba przyznać, że Diogo Verdasca zrobił wiele, by złożyć hołd klasykowi polskiej ligi.
I póki co tylko w taki sposób portugalski obrońca jest w stanie zaskarbić sobie sympatię widowni. Choć dostaje naprawdę dużo szans od Jacka Magiery, umiejętności piłkarskie – delikatnie sprawy ujmując – nie leżą po jego stronie. Udowodnił to dziś w meczu z Piastem Gliwice.
Gdy Wilczek został wypuszczony na wolne pole, dwóch defensorów popędziło za nim. Napastnik przerzucił sobie piłkę nad Verdaską, a ten… przewrócił się na murawie. To jednak można jeszcze wybaczyć. Problem w tym, że zawodnik Śląska leżał, leżał i leżał. Otrzepanie się i błyskawiczny powrót, by pomóc kolegom? Gdzie tam. Obrońca uznał, że jest już po akcji.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1495091001005944839
Tymczasem Wilczek na spokojnie zabawił się ze Szromnikiem i skierował piłkę do siatki po tym jak bramkarz został wykiwany. Szybko wracający Verdasca z pewnością by się przydał. Jak zauważył Krzysztof Marciniak z C+ – od momentu jego upadku do strzelenia gola minęło osiem sekund. Mamy nadzieję, że Portugalczyk przynajmniej solidnie wypoczął. Trałkowanie odchodzi do lamusa – od dziś obowiązuje verdaskowanie.
WIĘCEJ O ŚLĄSKU: