Zagłębie Lubin należało dotychczas do grona drużyn, na których mecze w tym sezonie Ekstraklasy wyczekiwaliśmy najmniej. Z prostego względu: niczego wielkiego sobie po „Miedziowych” nie obiecywaliśmy. Zazwyczaj słusznie. Ostatnie naprawdę niezłe spotkania rozgrywali oni jeszcze w lipcu i sierpniu, gdy pokonywali Górnika Łęczna i Pogoń Szczecin. Później nawet w przypadku zwycięstwa raczej nie było się czym zachwycać. Dziś jednak lubinianie pozytywnie nas zaskoczyli.
Zagłębie Lubin – Wisła Płock 3:1. Łakomy i Hinokio zrobili różnicę
Na ile wpływ miała na to słabość rywala w defensywie, trudno powiedzieć, ale z pewnością Zagłębiu nie zaszkodziły problemy kadrowe w drugiej linii. Ba, nawet pomogły, bo nie wiadomo, czy w przypadku braku kontuzji i kartek znalazłoby się miejsce w pierwszym składzie dla Łukasza Łakomego i Kokiego Hinokio. Ten drugi w poprzedniej kolejce grał jeszcze dla Stali Mielec i nagle, z dnia na dzień, został ściągnięty z powrotem, jego wypożyczenie skrócono. W Stali mocno się zdenerwowali, bo ustne ustalenia były inne. I trudno się dziwić, ale z perspektywy Zagłębia powrót Japończyka wygląda na znakomitą wiadomość.
On i Łakomy należeli do ojców tej wygranej. Hinokio żadnych konkretów ofensywnych nie zaliczył, ale jego technika, luz z piłką przy nodze i duża ruchliwość sprawiały, że gra całego zespołu zyskała na jakości. Łakomy poszedł krok dalej. Już do przerwy dobrze się prezentował: zero kompleksów, odwaga, błyskotliwe otwierające podania. Sporo mu wychodziło. Po zmianie stron dał show. Najpierw po jego dośrodkowaniu gospodarze wyszli na prowadzenie za sprawą Doleżala, a potem były pomocnik Legii znakomicie wykończył wzorową kontrę. Zaczęła się ona od Kacpra Chodyny, który będąc we własnym polu karnym spokojnie przyjął przeciągnięte dośrodkowanie rywali i będąc pod presją ładnie napędził akcję. Pociągnął ją Łakomy, później pokazał się Szyszowi, otrzymał przytomne podanie i samym przyjęciem piłki doszedł do sytuacji, którą pewnie wykorzystał.
Łakomy powinien mieć drugą asystę, ale Szysz zmarnował jego dogranie. Był praktycznie sam na sam i… za długo myślał, przez co powstrzymał go wracający Piotr Tomasik.
W każdym razie, z braku zrodziło się lepsze. Po takim meczu pauzujący za kartki Łukasz Poręba niekoniecznie będzie pewniakiem do wyjściowej jedenastki.
Zagłębie Lubin – Wisła Płock 3:1. Pierwsze gole Doleżala
Wspomnieliśmy już o Martinie Doleżalu. Pobyt na polskiej ziemi zaczął niezbyt szałowo, ale dziś dwukrotnie trafił do siatki. Zaczął robić to, po co go sprowadzono. Ostatnią rundę w Jabloncu miał słabą, wcześniej jednak regularnie dochodził do dwucyfrowej liczby goli w czeskiej ekstraklasie. W nowym klubie już teraz ma tyle samo bramek co Tomas Zajic i Karol Podliński razem wzięci.
Pierwszy raz na listę strzelców Doleżał wpisał się po akcji zapoczątkowanej przez banalną stratę Jakuba Rzeźniczaka. Maciej Bartoszek ustawił go na prawej obronie i cóż, nie wypaliło. Kapitan „Nafciarzy” jeszcze przed upływem godziny został zmieniony.
Wisła Płock miała ustawione granie, bo prowadziła. Łukasz Sekulski naprawdę nam zaimponował świetnym przyjęciem piłki w polu karnym i wypracowaniem sobie pozycji strzeleckiej. Zabrakło pójścia za ciosem. Przed swoją szansą stanął Kolar, dobrym podaniem obsłużył go Wolski, ale Chorwat strzelił tak, że piłkę wybił Bartosz Kopacz. Generalnie goście zawiedli. Przegrali walkę o środek pola i popełniali więcej prostych błędów.
Zagłębie Lubin – Wisła Płock 3:1. Kontrowersje sędziowskie
Osobny temat to sędziowanie. Z jednej strony dobrze, że Daniel Stefański szedł jedną drogą, uznając, że nie było rzutów karnych i po upadku Szysza, i Fryderyka Gerbowskiego. Szkopuł w tym, że po upadku Gerbowskiego w pierwszym odruchu podyktował jedenastkę, a po kilku sekundach zmienił decyzję o 180 stopni, pokazując żółtą kartkę za symulowanie zawodnikowi Wisły. I tego już nie rozumiemy. Skąd tak szybka zmiana stanowiska? Czy arbiter od razu został poprawiony przez ludzi z wozu VAR? Czemu sam nie obejrzał powtórek? Czy tu mówilibyśmy o ewidentnym błędzie, co usprawiedliwiałoby interwencję VAR-u? Dlaczego bardzo podobna sytuacja z meczu Termalica – Jagiellonia (starcie Romanczuka z Biedrzyckim) zakończyło się karnym, a to nie? Sędziowie sami wprowadzają mętlik do swoich interpretacji, które dla kibiców i dziennikarzy stają się po prostu nieczytelne.
Kolejno:
– odwołany karny po VAR, kartka dla napastnika
– brak karnego, kartka dla napastnika
– karny po bardzo długim VARWeź tu bądź mądry. https://t.co/eG2BjOcJbE pic.twitter.com/IJPFB40P81
— Damian Smyk (@D_Smyk) February 18, 2022
Wisła mogła złapać kontakt pod koniec spotkania. Balić po średnio udanym woleju Wolskiego skiksował i skończyłby z samobójem, gdyby nie spalony Michalskiego, który utrudniał interwencję wybijającemu piłkę Kopaczowi. Po powtórkach Stefański gola anulował.
Przyjezdni mogą więc czuć, że w paru momentach zabrakło im uśmiechu losu, ale generalnie przegrali zasłużenie. To podopieczni Piotra Stokowca zaprezentowali dziś znacznie bardziej ekscytujący futbol. Trenera „Miedziowych” za tydzień czeka przyjemny ból głowy.
CZYTAJ WIĘCEJ O ZAGŁĘBIU LUBIN:
- „W Czechach pisali o mnie: Michal Doleżal. Nie wiedziałem, o co chodzi!” [WYWIAD]
- Burlikowski: Zgadzam się, że w Lubinie jest za wygodnie. Piłkarze potrzebują większej dyscypliny [WYWIAD]
Fot. Newspix