Reklama

Ten sport jest nudny! ­Ale jestem w nim najlepszy

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

10 lutego 2022, 17:11 • 7 min czytania 7 komentarzy

Nils van der Poel kocha łyżwiarstwo szybkie, ale to trudna miłość. Jak sam tłumaczył – sport, który uprawia, bywa zbyt monotonny. Albo przytaczając jego bardziej kolokwialną wypowiedź – jest do dupy. To nie przeszkodziło mu jednak… być w nim wybitnym. Szwed pobił w Pekinie rekord olimpijski i sięgnął po złoto olimpijskie. Choć swego czasu zamiast jeździć na łyżwach, wolał pójść do wojska.

Ten sport jest nudny! ­Ale jestem w nim najlepszy

Szwedzki łyżwiarz naprawdę nie lubi się nudzić. Napędza go adrenalina, uwielbia, kiedy wokół niego dużo się dzieje, uwielbia niespodzianki. Możemy zatem śmiało założyć, że to, co stało się po finale olimpijskiego biegu na 5000 metrów, przypadło mu do gustu.

Nils van der Poel udzielał wywiadu, kiedy członek jego zespołu poinformował go, że ktoś do niego dzwoni. Ale nie rodzice, rodzeństwo, dziewczyna, przyjaciel, tylko… Magdalena Andersson, premier Szwecji. Oczywiście, takiej osobie się nie odmawia. Dlatego łyżwiarz, stojąc przed kamerami, rozmawiał z najważniejszym politykiem w swoim kraju. Czy też odbierał gratulacje.

I pożegnał się z nim, mówiąc “Tack ska du ha Magdalena”. Czyli po prostu – “dziękuję Magdaleno”. Nic tak nie oddaje luzu, z jakim van der Poel podchodzi do nie tylko swojego zawodu, ale życia.

Było trudno, będzie łatwiej?

Nie byłoby oczywiście tego telefonu, gdyby nie to, co Szwed zrobił chwilę wcześniej. Czyli zdobył złoty medal igrzysk. W kapitalnym stylu, bijąc przy okazji rekord olimpijski. Podołał presji faworyta, bo od dawna stawiali na niego wszyscy. W 2021 roku rozprawił się z dwoma rekordami świata (w biegach na 5000 oraz 10 000 metrów), był również najlepszy na mistrzostwach świata (również 5000 i 10 000 metrów). Wydawało się, że nikt w Pekinie mu nie zagrozi.

Reklama

Rękawicę rzucił mu jednak Patrick Roest z Holandii. Wykręcił taki czas (przez chwilę rekord olimpijski), z którym van der Poel mógł sobie nie poradzić. I przez długi czas faktycznie wiele wskazywało na to, że polegnie. Po 4200 metrach tracił do Holendra 1.7 sekundy. Ale na dwóch ostatnich okrążeniach wzniósł się na wyżyny swoich możliwości (były one jego najszybszymi). Odrobił stratę do rywala i zgarnął złoto (warto dodać, że dwójka łyżwiarzy startowała oddzielnie)

Szwed poradził sobie zatem w warunkach, które były dla niego nietypowe. W zawodach Pucharu Świata potrafił wygrywać z przewagą kilku sekund nad zawodnikiem z drugiego miejsca. A przecież mówimy o sporcie, w którym liczą się ułamki, czasem nawet tysięczne sekundy. To pokazuje, jaki bywał mocny. Ale kiedy musiał gonić rywala, też nie pękł na robocie.

Tym samym Nils van der Poel odniósł największy sukces w karierze. Stał się też pierwszym Szwedem od lat osiemdziesiątych, który zdobył medal w łyżwiarstwie szybkim na zimowych igrzyskach. I dołożył się do bogatego dorobku całej reprezentacji, która w Pekinie – przez chwilę – była na szczycie klasyfikacji medalowej. Ale to wcale nie musi być koniec.

Bo w piątek będzie miał miejsce finał biegu na 10 000 metrów. W nim Szwed znowu będzie faworytem do zdobycia złotego krążka.

Nie do poznania

Jeszcze cztery lata temu van der Poel nie należał do światowej czołówki. Rywalizację na 5000 metrów podczas igrzysk w Pjognczangu zakończył na 14. miejscu. To był dla niego sygnał – musiał na jakiś czas odpocząć od łyżwiarstwa. Dlatego… poszedł na jedenaście miesięcy do wojska. I nie był w nim traktowany na specjalnych prawach – po prostu przechodził przez to co tysiące innych rekrutów.

Reklama

– Nauczyłem się robić dobrą robotę przy dużej presji – wspominał łyżwiarz. Czas, który spędził w szwedzkiej miejscowości Arvidsjaur, miał mu pomóc w życiu sportowym. Kiedy służył, bywał głodny, było mu zimno, padał ze zmęczenia. Czymże przy tym wszystkim jest jazda po lodzie?

W 2021 roku zresztą wrócił do wojska. Ale już jako instruktor. Przez kilka tygodni łączył zajęcia z żołnierzami ze… swoimi treningami pod igrzyska olimpijskie oraz Puchar Świata. Jak możemy domyślać się – wszystko, żeby zabić nudę, uciec od rutyny. Nils woli nietypowe warunki i doświadczenia od żmudnych treningów w jednym z ośrodków sportu.

Swoje podejście do łyżwiarstwa tłumaczył w rozmowie z New York Times: – Kiedy jesteś sportowcem i uprawiasz dyscyplinę, która jest tak do dupy jak łyżwiarstwo szybkie, musisz znaleźć sposób, żeby sobie pomóc. Musisz zrobić cokolwiek, żeby znaleźć inspirację.

Co takiego znalazł sam Szwed? – Przebiegłem około dwudziestu ultramaratonów [ultramaraton to każdy wyścig dłuższy od tradycyjnego maratonu przyp-red.]. Z tysiąc razy skoczyłem ze spadochronem. Przez rok służyłem w wojsku. Sporo imprezowałem. Często jeździłem na snowboardzie. A także zjeżdżałem z gór na nartach. Przejechałem na rowerze całą Szwecję.

Oczywiście – koniec końców van der Poel musiał wrócić do jazdy na łyżwach. Zamykał się w ośrodku z taflą lodową na dwa miesiące. I bez przerwy trenował. To, co jednak robił wcześniej, romansując z wieloma ekstremalnymi zajęciami, dało mu energię, z której czerpał. Energię, która pomogła mu skupić się na łyżwiarstwie. Ale tylko na jakiś czas.

Bo nie jest typem człowieka, który potrafi ciągle robić to samo. – Kocham łyżwiarstwo szybkie. Naprawdę kocham ten sport. Bardziej niż wiele rzeczy – tłumaczył dla New York Timesa. – Jeśli chcesz trenować tyle, ile jest to potrzebne, musisz to kochać. Ale jeśli chcesz kochać cały czas, musisz pracować. To jak w związku. Nic nie przychodzi za darmo, nic nie jest perfekcyjnie. Musisz się starać.

Szwed przez “pracę” czy “staranie” rozumie znajdowanie motywacji. A motywację do jazdy na łyżwach, pokonywania okrążenia za okrążaniem, dają mu przygody, przeróżne zajęcia, o których mówił. – Błędem mojej młodości było to, że nie szukałem motywacji. Myślałem, że ona zawsze będzie. Ale tak nie jest. Musisz ją gonić. To znacznie trudniejsze niż gonienie rywali.

To już koniec?

Nils van der Poel jest rodzynkiem w Szwecji. To kraj, który w przeszłości produkował masę znakomitych narciarzy alpejskich, biegaczy narciarskich, biathlonistów czy hokeistów. Ale niekoniecznie łyżwiarzy. Jak wspominaliśmy – 25-latek jest pierwszym Szwedem od lat osiemdziesiątych, który przywiózł w tej dyscyplinie krążek z igrzysk. Poprzednim był Tomas Gustafson, który specjalizował się w tych samych dystansach co van de Poel, i zbierał medalowe żniwa na imprezach w Calgary w 1988 roku oraz Sarajewie w 1984 roku.

To, w jakim stylu Nils zaczął nawiązywać do sukcesów swojego wybitnego rodaka, wzbudziło nawet kontrowersje. To znaczy – pojawiły się pytania, czy van der Poel może… korzystać z dopingu. Oczywiście Szwedowi nigdy nic nie udowodniono. Sam zresztą z uśmiechem na ustach wypowiada się na ten temat. Tuż po tym, jak pobił rekord świata, mówił: – Jestem zaskoczony, że dopiero teraz mówicie o dopingu. Spodziewałem się tego wcześniej. To denerwujące, kiedy ludzie myślą, że oszukujesz, ale to też komplement. Kiedy inni uważają, że jesteś szybszy, niż to możliwe.

Nils van de Poel zwracał też uwagę na to, jak istotne jest rzetelne przeprowadzanie kontroli antydopingowej. Mówił, że odwrócenie uwagi od sportowca, może skutkować tym, że ten wykorzysta okazję (na przykład podmieniając próbki) i mu się upiecze. Wczoraj, już po zdobyciu złota, wypowiadał się natomiast na temat holenderskiej reprezentacji. I oskarżył ją… o korupcję. Uważa, że organizatorzy, odpowiedzialni za przygotowanie tafli lodowej, manipulowali jej temperaturą, aby przygotować warunki korzystne pod Holendrów. – To nie ma nic wspólnego z fair play. To największy skandal w naszym sporcie – mówił Szwed.

W czasie igrzysk o van der Poelu może być zatem głośno (dyrektor techniczny kadry Holendrów zdążył już zdystansować się od jego słów) nie tylko za sprawą sukcesów sportowych. A co będzie potem? Pytanie, które warto postawić, brzmi: czy szwedzki łyżwiarz niedługo powie pas? W końcu ten miłośnik adrenaliny może nie mieć ochoty na cztery lata żmudnych treningów przed kolejnymi igrzyskami. – Próbowałem rzucić ten sport dwukrotnie i mi się nie powiodło. Myślę, że tym razem też mi się nie uda. Może – oceniał.

Pewne jest za to, że Szwed nie zniknie ze świata sportu. Będzie biegał, szybował albo jeździł na rowerze – coś na pewno. Wracając jeszcze do jego przygód: swego czasu udał się na “przejażdżkę” rowerem, z zamiarem pokonania 290 kilometrów. Zaskoczyła go jednak burza, przemókł do suchej nitki, niemal zamarzł. Po tym, jak wreszcie dotarł do domu, przez tydzień nie był w stanie używać rąk. Dla jednych – traumatyczne doświadczenie. Dla van der Poela – nic, co mogłoby zniechęcić od życia swoim życiem.

– Sportowcy są klaunami oraz tancerzami. Dostarczamy rozgrywkę, jesteśmy idolami. To jedyne możliwe wytłumaczenie, dla którego uprawiam sport – mówił o sobie jeden z najbardziej niezwykłych uczestników zimowych igrzysk w Pekinie, który w piątek zaprezentuje się światu po raz kolejny.

KACPER MARCINIAK

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

7 komentarzy

Loading...