Reklama

Javier Pastore powoli zjeżdża do bazy. Nie błyszczy nawet w Elche

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

10 lutego 2022, 11:46 • 10 min czytania 5 komentarzy

Transfer Javiera Pastore do Elche był w pewnym sensie pokazem siły drużyny, która walczy o utrzymanie. Do zespołu, który nie ma wielkich gwiazd, nagle dołączył pomocnik, któremu wróżono wielką karierę, grał w PSG i Romie, ale koniec końców wycisnął z kariery niewiele. Każdy wiedział, że zniszczyły go kontuzje, ale mimo to już samo nazwisko Argentyńczyka działało na wyobraźnię i pokazywało, że Elche ma duże ambicje.

Javier Pastore powoli zjeżdża do bazy. Nie błyszczy nawet w Elche

Przez ostatnie lata wartość piłkarza, który był jednym z pierwszych wielkich transferów PSG się zdewaluowała. Po opuszczeniu Parku Książąt jego kariera nie tyle wyhamowała, ile po prostu siadła. Dla Romy stał się niepotrzebnym rekordem na liście płac. Z tego względu rozwiązał kontrakt i szukał dla siebie nowego piłkarskiego domu. Znalazł go w Elche.

W podobnym okresie do Rayo Vallecano trafił Radamel Falcao, więc mniejsze kluby z Primera Division zaczęły wzbogacać swoje kadry o piłkarzy o uznanej marce, ale będących na zakręcie. O ile Falcao był na łuku 90 stopni, o tyle Pastore znalazł się praktycznie na nawrocie.

Przewlekłe urazy sprawiły, że po trzydziestce stał się piłkarskim inwalidą, ale już nie takie zwroty akcji obserwowaliśmy w futbolu. Pamiętacie zapewne historię Santiego Cazorli, którego już wręcz skazano na futbolowe złomowisko, a w Villarrealu wrócił do formy z najlepszych czasów. Niestety nie każdy jest Cazorlą. Są i takie przypadki jak Pastore.

Javier Pastore. Jedna z ostatnich dziesiątek

Javier Pastore to dość rzadki przypadek piłkarza, który często miewał wakacje od futbolu, ale nie dlatego że mu się nie chciało, albo po prostu chciał się odciąć. Jego karierę w pewnym momencie zbombardowały urazy. Jeden po drugim wysysały z niego energię. Dziś jest już w zasadzie po drugiej stronie rzeki i żaden wielki klub się nim nie interesuje.

Reklama

Nie można mu odmówić umiejętności. To jedna z tych ostatnich dziesiątek, o których mówi, że od lat wymierają, ale wciąż pojawiają się nowe, choć faktycznie ich liczba spada. Pastore zawsze rozgrywał swój mecz, nie zważając na ogólnie przyjęte zasady. Dryblingi, kręcenie rywalami, był wręcz dla nich nieznośny. Bardziej przypominało to gry treningowe z popularnej serii gier na konsole i PC niż standardowy futbol, z którego coraz częściej odziera się romantyczną warstwę na rzecz optymalizacji, atletyczności i statystyk.

Wybaczcie, ale tetryczne podejście nie pozwoli nam wyprzeć z pamięci starych, dobrych dziesiątek. Szybkobiegacze, którym futbolówka przeszkadza, szybko wyfruną z szuflad ukrytych w naszych głowach.

Paryż, sława i Cantona

Dwa znakomite sezony w Palermo sprawiły, że zaczęły interesować się nim najbogatsze kluby. Mógł trafić do Barcelony, Madrytu, Manchesteru, Turynu, ale wybrał Paryż. Był to jeden z pierwszych poważnych sygnałów wysłanych przez katarskich właścicieli, że PSG planuje stać się piłkarskim hegemonem.

PSG dobrze wystartował. Chciał wszystkim udowodnić, że jego transfer to inwestycja i nie ma nic wspólnego ze spekulacją. Francuska prasa rozpływała się na jego temat, przygotowując hagiograficzne artykuły. Zachwycali się nim również byli piłkarze. Zidane powiedział, że właśnie takiego zawodnika brakowało w Paryżu. Platini porównywał Pastore do Zidane’a. Cantona (później, ale jednak) uznał go za najlepszego piłkarza świata. Inni upatrywali w nim Riquelme ze względu na paszport. Jednak na przestrzeni kolejnych miesięcy i lat nie było już tak słodko. Sam Pastore zdarł warstwę lukru z wydanych na jego temat opinii.

Reklama

Grał coraz gorzej. Może nie był słaby, ale nie nawiązywał w żadnym stopniu do pierwszych występów w barwach PSG. Marazm się tylko pogłębiał. Nie pomogło nawet sprowadzenie Edinsona Cavaniego, który miał być gwarancją goli dla paryżan, a zarazem gwarancją asyst dla Pastore. Ciężko było zdjąć z niego plombę przeciętności.

Z czasem na moment odzyskał blask i polot, natomiast zabawę przerwały nawarstwiające się urazy. Nie można powiedzieć, że w stolicy Francji nie podjęto prób odbudowania El Flaco. Stosowano różne metody. Również psychologiczne. Po odejściu Zlatana Ibrahimovicia dostał w spadku dziesiątkę, która miała dodać mu otuchy i odblokować. Bezskutecznie.

Gdy do Paryża zawitał duet klasy premium – Kylian Mbappe i Neymar – teoretycznie było już pozamiatane. Neymar odarł go nawet z numeru na koszulce. Jednak Unai Emery zadał sobie trud odbudowy piłkarza. Szukał dla niego nowej pozycji. Chciał go gdzieś upchnąć, bo widział, że nadal wiele potrafi, ale kruchość Pastore mu na to nie pozwoliła.

Odejście Argentyńczyka było kwestią czasu. Zasady Finansowego Fair Play tylko przyspieszyły ten proces. Pomocnik dostał kilka ofert z Premier League, ale skusił się na sentymentalną opcję włoską. We Włoszech zaistniał, więc sądził, że to najlepsze miejsce, by się odbudować. Opuszczał Paryż z wielkim niedosytem. Z jednej strony zdobył z PSG 19 trofeów. Z drugiej wiedział, że indywidualnie można było wycisnąć znacznie więcej.

Pastore potwierdza, że Monchi też się myli

Istnieje błędne przekonanie, że Monchi jest nieomylny. Na litość boską, w futbolu nie ma ludzi, którzy się nie mylą. Słynny dyrektor sportowy zaliczył sporo wtop, ale nie rzucały się tak w oczy. W Sevilli wiele pomyłek uchodziło i uchodzi mu płazem. W Romie jego ruchy były bardziej eksponowane niż w Hiszpanii. Włochom łatwiej było podważyć jego kompetencje. Popełnił mnóstwo błędów. Zgubiły go procedury i przyzwyczajenia, które sprawdzały się w Andaluzji, ale dziś nie o tym. Cholernie przestrzelił z Javierem Pastore, bo jak inaczej traktować sprowadzenie Argentyńczyka do klubu ze stolicy Włoch.

Monchi doskonale wiedział, jakie ryzyko generował transfer pomocnika o tak kruchym zdrowiu. Kibice AS Romy mają prawo wściekać się na niego o ten ruch. Dziś w kontekście piłki dużo się mówi o kontuzji kolan, ale Pastore miał inne zmartwienia. W pierwszej kolejności kontuzje łydki nie pozwalały mu zaplanować swojej przyszłości na dłużej niż trzy mecze do przodu – nie mówiąc już o rundzie czy sezonie.

Później, już w Rzymie pojawiła się poważna kontuzja biodra, która znokautowała jego karierę. Wieczna walka o powrót i ból z nią związany zabiły w nim błysk, lekkość i piłkarską bezczelność. Możliwe, że w jego głowie pojawiła się blokada, która podpowiadała mu – kolego, nie przyspieszaj, bo znowu się coś zerwie, naciągnie i czeka cię kolejna przerwa.

Bez szczęśliwego zakończenia

Kruchość sprawia, że Pastore nie potrafi się tak pięknie starzeć jak choćby Luka Modric. Zamiast tego stał się człapakiem, tuptusiem, hamulcowym. Jak zwał tak zwał. W Rzymie nie wspominają go dobrze. Stał się symbolem pomyłki, nieudolności pionu sportowego i rozczarowania.

Przez trzy sezony w ekipie Giallorossich rozegrał 37 oficjalnych spotkań. Zdobył cztery gole i zaliczył trzy asysty. Nie trzeba nic więcej dodawać, by ocenić inwestycję Romy i skalę rozczarowania samego zawodnika. Nikogo nie powinno dziwić, że we wrześniu 2021, czyli dwa lata przed planowanym końcem umowy, strony podały sobie dłonie i zakończyły współpracę.

Teraz piłkarz urodzony w argentyńskiej Cordobie skutecznie opóźnia wyprowadzkę z Europy. Jeszcze, gdy był piłkarzem Romy, dostał ofertę z Chin i właściwie był już spakowany, ale transfer wysypał się na ostatniej prostej. Potem dostał telefon z Interu Miami, by stać się podawaczem piłek Gonzalo Higuaina. I w sumie wiele wskazywało na to, że prędzej czy później trafi do MLS-u. Tym bardziej że w Interze Miami występuje również jego przyjaciel Blaise Matuidi. Niby wszystko składało się w całość, ale ostatecznie elementy układanki nie zostały ze sobą połączone.

Kilka pięter w dół

Postanowił dać sobie ostatnią szansę na odbudowę kariery na Starym kontynencie, choć dzwonili do niego również przedstawiciele Boca Juniors. Jego rodak, Christian Bragarnik przekonał go podpisania umowy z Elche i podjęcia ostatniej próbę odzyskania dziesiątki dla europejskich boisk. W klubie w tym czasie było sześciu innych Argentyńczyków, więc aklimatyzacja nie mogła mu długo zająć.

 

Nie oszukujmy się, AS Roma i PSG mają zupełnie inne priorytety, jakość piłkarską i warunki niż Los Franjiverdes. Przekładając to na normalne życie Pastore przeniósł się z luksusowej willi do skromnej kawalerki. W PSG zawsze celują w mistrzostwo Francji i wygranie Ligi Mistrzów, Roma zawsze chce znaleźć się na pudle Serie A, a ambicją Elche jest spokojne utrzymanie. Już bliżej Elche do Palermo, w którym kiedyś błyszczał. Niczego nie ujmując Elche lub Palermo to dużo mniejsze kluby, niż takie PSG. Nawet relacje pracowników z piłkarzami są bliższe. Nie ma takiego podziału my i oni. Wszystko jest inne.

Pastore świeżo po przenosinach do Hiszpanii udzielił wielu wywiadów, z których bił żal do Romy. Skarżył się na to, że kiedy wrócił do treningów w grudniu 2020 roku, to nikt już na niego nie liczył. Jego sytuacja nie zmieniła się po zmianie trenera. Dodał, że kiedy stery przejął Jose Mourinho, nie pozwolono mu na treningi z pierwszą drużyną. To go strasznie bolało.

Europejski last dance

– Znam dobrze ten zespół. Celem Elche jest utrzymanie. Grałem w klubach, w których celem było zdobycie tytułu mistrzowskiego lub wejście do Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że będę mógł to osiągnąć również tutaj. Ważne jest, aby dobrze wystartować. Podczas treningów widziałem, że gramy dobry futbol. Ważne jest, aby pozostać w Primera Division. Jeśli zaczniemy dobrze, oczekiwania mogą wzrosnąć i mamy nadzieję, że znajdziemy się w pierwszej dziesiątce – powiedział Pastore zaraz po podpisaniu kontraktu z Elche na początku września.

W kolejnych wypowiedziach uczciwie przyznał, że ma duże zaległości treningowe. Z tego względu opracowano dla niego specjalny plan przygotowań. Szybko zadebiutował, ale grał mało. Fran Escriba starał się go szybko odbudować, ale nie było to proste zadanie. Testował ustawienie z Argentyńczykiem na boku wzorem tego co zaproponował Carlo Ancelotti, kiedy pracował w PSG. W Elche ten manewr się nie sprawdził.

Jednak najlepiej Pastore wypadł w meczu z Realem Madryt. W tym spotkaniu zagrał na dziesiątce. Dostał dużo swobody dzięki temu, że zabezpieczali go Raul Guti i Omar Mascarell. Obiecujący występ został doceniony przez hiszpańskich dziennikarzy, którzy pisali o tym, że Pastore nadaje płynność grze Los Franjiverdes i to dopiero początek. Później było już tylko gorzej. Znów doszły do głosu urazy, ale i trenerzy Elche (Escriba został zwolniony i zastąpił go Francisco) woleli stawiać na innych zawodników.

Coś się kończy

W 2022 Pastore właściwie nie gra, ale Elche radzi sobie doskonale. W tym roku zdobyło 11 punktów na 15 możliwych. Nie należy oczekiwać, że utrzyma średnią przekraczającą dwa punkty na mecz, ale i tak ten zespół zasługuje na kilka ciepłych słów. Pastore obecnie jest tylko piątym kołem u wozu w układance, w której błyszczą Pere Milla, Lucas Boye, Fidel, Josan, Tete Morente i kilku innych piłkarzy, o których większość ludzi pewnie nawet nie słyszała.

Dla niektórych może być przygnębiający fakt, że piłkarz tej klasy przegrywa rywalizację ze średniakami, bo tak należy traktować większość jego konkurentów do miejsca w składzie Elche. Można było liczyć, że on tych przeciętniaków wyciągnie za uszy, będzie ich przewodnikiem na wyboistej drodze do utrzymania, ale tak się nie stało. Okazało się, że reszta doskonale sobie radzi bez niego. Rozegrał tylko 520 minut na 2160 możliwych. Nie strzelił gola, nie zaliczył asysty.

W związku z tym znów pojawiają się doniesienia o zainteresowaniu argentyńskich klubów, które chętnie przygarną piłkarza, po którym zostało już właściwie tylko nazwisko.

Jak już rozliczamy karierę Pastore, która niewątpliwie zmierza ku końcowi, to zróbmy to uczciwie. Pomocnik może być rozczarowany również swoją postawą. Jeszcze w czasach, gdy zdrowie nie stanowiło przeszkody w uprawianiu sportu na najwyższym poziomie nie zawsze dawał z siebie stu procent. Coraz częściej mówi, że mógł coś zrobić lepiej, szybciej, ambitniej. To domena ludzi, którzy wiedzą, że na poprawę błędów jest za późno i najlepsze już za nimi. Kolejna zmiana pracodawcy raczej nie zmieni jego sytuacji i raczej już nie nawiąże do swoich najlepszych występów, które obrosły legendą.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
2
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...