Kamil Glik wielkimi krokami zbliża się do 34. urodzin. Oczywiście w realiach współczesnego futbolu to jeszcze nie jest znak, że czas na emeryturę. Dość powiedzieć, że stoper reprezentacji Polski jest rówieśnikiem Roberta Lewandowskiego, wycenionego ponoć niedawno przez Bayern Monachium na 60 milionów euro. No ale nie wszyscy zawodnicy mogą się przecież starzeć aż tak godnie jak „Lewy”. Włoskie media co i rusz donoszą, że drugoligowe Benevento chce się za wszelką cenę pozbyć Glika z listy płac, a kolejka chętnych na podpisanie kontraktu z Polakiem na razie nie wygląda na zbyt długą. Co może niepokoić w kontekście naszej drużyny narodowej.
Trudno sobie wyobrazić defensywę biało-czerwonych bez Glika w wyjściowej jedenastce. Bez jego twardości, charyzmy. Ale, co tu kryć, wielkimi krokami zbliża się moment, w którym selekcjoner reprezentacji Polski będzie po prostu zmuszony, by układać sobie w głowie formację obronną z pominięciem Kamila.
Zejście ze szczytu
Przed startem sezonu 2020/21 Glik po czterech latach opuścił AS Monaco, kończąc tym samym jeden z najciekawszych etapów swojej piłkarskiej kariery. W ekipie z Księstwa polski obrońca wystartował fenomenalnie. W 2017 roku był mocnym punktem niesamowitej drużyny, która na krajowym podwórku zdetronizowała Paris Saint-Germain i sięgnęła po mistrzostwo kraju, a w Lidze Mistrzów zawędrowała aż do półfinału. I jasne, to nie Kamil był największą gwiazdą tamtego zespołu. Światła reflektorów padały przede wszystkim na takich graczy jak Kylian Mbappe, Bernardo Silva, Radamel Falcao, Fabinho, Thomas Lemar czy Joao Moutinho. Ale reprezentant Polski również zbierał znakomite recenzje. Jak zawsze imponował skutecznością w walce powietrznej, tylko w Ligue 1 zanotował sześć trafień. Nie bez kozery znalazło się dla niego miejsce w najlepszej jedenastce sezonu francuskiej ekstraklasy.
Grał po swojemu, czyli jak skała.
Kamil Glik
Sezon 2017/18 również był dla Polaka bardzo udany. Wprawdzie ekipa dowodzona przez Leonardo Jardima nie zdołała zatrzymać w składzie znacznej części ze swoich największych gwiazd i nie obroniła tytułu, ale Glik podtrzymał wysoki poziom. Schody zaczęły się później. Systematycznie osłabiany klub pogrążył się bowiem w chaosie, dodatkowo pogłębianym przez chybione transfery i dziwaczne zmiany na ławce trenerskiej. Efekt? W 2019 roku Monaco ledwo-ledwo uniknęło spadku. Wówczas Glik nie był już przez francuską prasę komplementowany i wskazywany jako czołowy stoper w lidze. Przeciwnie. Wielu ekspertów przedstawiało go jako jeden z głównych problemów Monaco. – Glik jest zbyt powolny, nie nadaje się do zespołu próbującego wysoko ustawiać linię obrony – pisała „L’Equipe”. Kamilowi często zdarzało się w tamtym okresie zakładać opaskę kapitańską, ale trudno było nie odnieść wrażenia, że klub wkrótce się go pozbędzie.
I tak też się stało. W skróconym z powodu wybuchu pandemii sezonie 2019/20 Glik był już pełną gębą kapitanem Monaco, ale na tym jego przygoda z klubem się zakończyła. Kilka defensywnych katastrof drużyny z Księstwa (0:3 z Lyonem, 0:3 z Metz, 3:4 z Marsylią, 1:3 ze Strasbourgiem, 1:4 z PSG) przekonało działaczy, że czas na poważne zmiany personalne, jeśli chodzi o obsadę formacji obronnej. – Mówienie o regresie formy Glika jest niczym popychanie otwartych drzwi. Kapitan Monaco jest daleki od szczytowej formy. Wszyscy pamiętają jego błędy, na przykład zgubione krycie w starciu ze Strasbourgiem i sprokurowaną jedenastkę w meczu z PSG. Zaufanie do „Polskiej Skały” całkowicie upadło. Trener musi działać – pisali dziennikarze „Onze Mondial”.
Duże ambicje, przykre realia
Mimo kiepskiego finiszu w Monaco, latem 2020 roku Glik wciąż cieszył się niezłą renomą. Zwłaszcza we Włoszech, gdzie błyszczał przed laty jako kapitan Torino. Stąd nie może dziwić, iż właśnie w Italii udało się reprezentantowi Polski zaczepić po opuszczeniu Ligue 1. Trafił do Benevento, powracającego wówczas do Serie A po świetnym sezonie na zapleczu. I wydawało się to dla niego naprawdę ciekawą opcją. Beniaminek z ambicjami, niezła kasa, olbrzymie zaufanie działaczy i sztabu szkoleniowego. Glik stał się istotną częścią bardzo interesującego projektu. – Jeśli spojrzymy na to, jak silny jest to klub i jak bardzo zaangażowany w niego jest nasz prezydent, możemy nawet marzyć o Lidze Europy – wypalił Roberto Inglese, jeden z klubowych kolegów Polaka.
Nastroje tonował prezes Oreste Vigorito, ale i on kreślił ambitne plany. – Nie możemy mieć jednego celu, raczej kilka, które zrealizujemy jeden po drugim. Najpierw chcemy się utrzymać. Potem chcemy się okopać w lidze. Aż w końcu chcemy piąć się w górę tabeli. Musimy być jak Padova Nereo Rocco, której wszyscy się bali. Albo jak Avellino, przeciwko któremu rywale przez dziesięć lat musieli się wysilać, żeby zdobyć punkty.
Na śmiałych założeniach się jednak skończyło. Benevento w sezonie 2020/21 przegrało dziewiętnaście meczów ligowych i zajęło 18. lokatę w Serie A. Ponownie spadło z ligi. „Czarownice” straciły w lidze aż 75 bramek, co naturalnie ustawiło je w ścisłym gronie najgorzej broniących drużyn w rozgrywkach.
Kamil Glik
Jak wielka była w tym wszystkim wina Kamila Glika? Cóż, rażące błędy można mu wyliczać długo.
Druga kolejka, spotkanie z Interem Mediolan. Romelu Lukaku z łatwością wygrywa z nim starcie fizyczne i pakuje futbolówkę do sieci, ostatecznie Nerazzurri triumfują 5:2. Czwarta kolejka, mecz z Romą. Carlos Perez w banalny sposób unika wślizgu Glika i dobija Benevento piątym golem. 18. kolejka, Crotone. Polak, znów zdominowany fizycznie we własnym polu karnym, strzela samobója na 0:1, potem fatalnie interweniuje przy trafieniu na 0:2. Ostatecznie Benevento obrywa aż 1:4 od jednej z najsłabszych drużyn w lidze. 25. kolejka, Hellas. Katastrofalny kiks Glika otwiera rywalowi autostradę do bramki, kończy się 0:3. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Uwierzcie, moglibyśmy tę wyliczankę mocno wydłużyć. Reprezentant Polski w wielu sytuacjach zwyczajnie nie nadążał za dynamicznie dryblującymi oponentami, za późno odbudowywał linię spalonego. A jego powroty po ofensywnych stałych fragmentach gry… Horror.
Z drugiej strony, pewne przesłanki zdawały się wskazywać, iż w lepiej zorganizowanej drużynie Glik wciąż mógłby robić swoje. Na przykład pod względem wybić futbolówki z własnego pola karnego Kamil zdecydowanie przewodził w Serie A – udało mu się skasować w ten sposób aż 220 akcji. Zablokował też 37 strzałów (3. miejsce w lidze) i wykonał 43 skuteczne odbiory w defensywnej tercji boiska (10. miejsce w lidze). Jednak ostatecznie żaden z klubów włoskiej ekstraklasy nie zdecydował się na przygarnięcie Glika. Sporo mówiło się o Udinese, lecz summa summarum Polak spadł do Serie B razem z Benevento.
Niechciany weteran
Niestety trudno powiedzieć, by występy na drugim szczeblu rozgrywek pozwoliły Glikowi odzyskać dawny blask. Benevento radzi sobie bardzo przyzwoicie – po dwudziestu kolejkach sezonu 2021/22 plasuje się na czwartym miejscu w lidze i wciąż pozostaje w grze o bezpośredni awans do Serie A. Jednak z Włoch napływa coraz więcej opinii, jakoby doświadczony polski defensor raczej swojej drużynie przeszkadzał niż pomagał. Glik wciąż nie unika bowiem pomyłek. Na dodatek obejrzał już w Serie B dwie czerwone kartki. W sumie pauzował z tego powodu przez cztery kolejki, dwukrotnie trener posadził go zaś tak po prostu na ławce.
Rezultaty Benevento bez Glika?
- 0:0 z Lecce u siebie
- 0:0 z Perugią u siebie
- 0:1 z Pisą na wyjeździe
- 4:0 z Regginą u siebie
- 3:2 z Vicenzą na wyjeździe
- 2:0 z Ternaną na wyjeździe
- 0:2 z Alessandrią na wyjeździe (Glik wszedł na kilkadziesiąt sekund)
Cztery czyste konta w siedmiu meczach. Zupełnie niezły bilans przy absencji obrońcy, który – zdaniem włoskich dziennikarzy – może liczyć na zarobki rzędu około 2,5 miliona euro za sezon. Głosy płynące z Italii są jasne – „Czarownice” pragną jak najprędzej pozbyć się Glika i jego monstrualnego kontraktu.
Glik dobry wariat 😮😮😮 pic.twitter.com/Dxiee4743o
— Tomasz Kawa (@TomaszKawa) November 6, 2021
Sęk w tym, że umowa Glika z Benevento wygasa w czerwcu 2023 roku, więc Polakowi nie musi się wcale spieszyć z poszukiwaniem nowego klubu. Portal „I am Calcio” donosi, że żądania finansowe doświadczonego stopera odstraszyły jak na razie wszystkie drużyny, które zastanawiały się nad transferem. Najmocniej zainteresowana była Parma, doszło nawet podobno do rozmów, lecz nawet Gialloblu dali sobie spokój.
Natchniony reprezentant
Glik znalazł się zatem w sytuacji, gdy klub z drugiej ligi włoskiej traktuje go niczym piąte koło u wozu. Warto więc na koniec rozważyć ten temat w kontekście reprezentacji Polski, w której Kamil wciąż odgrywa niebagatelną rolę. Co tu dużo gadać, należy do grona jej liderów. Na boisku i poza nim.
Jak dotąd obrońca w narodowych barwach wystąpił 90 razy. Na liście zawodników z największą liczbą meczów w kadrze znajduje się już na dziewiątej pozycji. Jest kwestią czasu, gdy wyprzedzi Władysława Żmudę (91), Jacków Krzynówka i Bąka (96), a także Kazimierza Deynę (97). A wyżej są już tylko Grzegorz Lato (100), Michał Żewłakow (102), Jakub Błaszczykowski (108) oraz Robert Lewandowski (128). Elitarne grono. No i sam Kamil rzetelnie na swoje miejsce w tej elicie zapracował, bo naprawdę od wielu, wielu lat – niezależnie od wzlotów i upadków na arenie klubowej – stanowi bardzo mocny punkt reprezentacji. Jest niewątpliwie jednym z tych zawodników, którym wysłuchanie „Mazurka Dąbrowskiego” zapewnia zastrzyk dodatkowej energii.
Pytanie: jak długo jeszcze ta magia będzie działać?
Kamil Glik
Za kadencji Jerzego Brzęczka do postawy Glika rzadko kierowano pretensje. W eliminacjach do mistrzostw Europy spisywał się solidnie, a w najgorszym meczu w wykonaniu biało-czerwonych (0:2 ze Słowenią) akurat go zabrakło, co w sumie było dość wymowne. Stworzył nieźle funkcjonujący duet z Janem Bednarkiem i często to właśnie tej dwójce zawdzięczaliśmy stosunkowo łagodne porażki w starciach z wyżej notowanymi oponentami, mimo że ci totalnie Polaków tłamsili. Ale trzeba też pamiętać, jaką taktykę preferował Brzęczek. Głęboka defensywa, nisko ustawiona linia obrony. Sporo wybijanki z własnego pola karnego. Ospały atak pozycyjny, długie piłki kierowane do Roberta Lewandowskiego lub w boczne sektory boiska. W takich okolicznościach Glik czuł się jak ryba w wodzie.
Mógł wyeksponować wszystkie ze swoich atutów.
Paulo Sousa próbował trochę w tym temacie namieszać. W pierwszym meczu eliminacji do mistrzostw świata zaszokował, sadzając Glika na ławce i polecając biało-czerwonym grę z wyżej ustawionym blokiem defensywnym. Efekt był taki, że Węgrzy kompletnie nas rozjechali i zrobili wiatrak z zagubionego Jana Bednarka, któremu zupełnie nie wyszło wcielenie się w rolę lidera formacji obronnej. Sousa na zrozumienie swojego błędu potrzebował niespełna godziny – w 58. minucie starcia w Budapeszcie Glik pojawił się na boisku w miejsce Michała Helika, by uratować sytuację. Od tego momentu Sousa na dobre mu zaufał.
I w sumie nieźle na tym wyszedł. Kamil na Euro świetnie zaprezentował się w starciu z Hiszpanią, był też znakomicie dysponowany w rewanżowych konfrontacjach eliminacyjnych z Anglią (1:1) i Albanią (1:0). Rzuca się wszakże w oczy, iż komplementowano obrońcę głównie po spotkaniach, gdzie kadra albo opędzała się od ataków znacznie silniejszego przeciwnika (jak Anglicy czy Hiszpanie), albo po postu grała zachowawczo (jak z Albanią na wyjeździe).
***
Kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski – nie wiemy. Jedno jest natomiast pewne. Jeżeli będzie to człowiek, któremu Cezary Kulesza powierzy misję przygotowania drużyny nie tylko do baraży i ewentualnego mundialu, ale również eliminacji do mistrzostw Europy, jednym z jego najpoważniejszych zmartwień będzie znalezienie pomysłu na grę obronną kadry z mniejszą niż dotychczas rolą Kamila Glika. Nie zrobił tego Brzęczek, nie udało się to Sousie. I ktokolwiek zasiądzie na ławce trenerskiej, będzie miał z tym problemy. Całe szczęście, że pogarszająca się pozycja Glika w futbolu klubowym nie ma jak dotąd wielkiego przełożenia na jego dyspozycję w kadrze – nie trzeba szukać dlań następcy na gwałt, na już, na teraz-zaraz.
Ale problem istnieje. I będzie się tylko powiększał.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Genoa i jej pieniądze mogą zablokować Szewczenkę
- Czy warto rozbijać bank dla Szewczenki?
- „Piechniczek na Księżyc!”, czyli historia nieudanego powrotu
- ranking najlepszych polskich stoperów w 2021 rok
fot. NewsPix.pl