Wyobraź sobie, że jesteś propagandzistą na usługach Barcelony. Klub prosi cię, żebyś na szybko skręcił sprawny materiał, ukazujący mecz z Deportivo Alaves w najjaśniejszych możliwych barwach. W świat ma pójść przekaz, że Barca, z problemami, bo z problemami, ale powoli odzyskuje boiskową godność. Wiesz, że to karkołomne zadanie, no hej, obejrzałeś właśnie straszny paździerz, ale bierzesz się do roboty, masz plan. Jaki? Kurde, sprytny. Wybierasz akcję bramkową. Podkreślasz klasowe przejęcie Busquetsa. Rozwodzisz się nad wymuskanym podaniem Alby. Zachwycasz się przytomnością Torresa. Robisz zbliżenie na wykończenie De Jonga. Wszystko pięknie, wykapany Xavi, jak nic. Szkoda tylko, że to pozory…
Alaves-FC Barcelona. Bo tutaj jest jak jest
Przyznamy się wam, że na kilka minut przed piękną akcją poprzedzającą gola Frenkiego de Jonga zaczynaliśmy tworzyć sobie w głowach pomysł na konkretną, mięsistą pomeczówkę wokół prostej osi narracyjnej – „ten mecz to piękny obraz miejsca, w jakim od dobrych kilku miesięcy tkwi Barca”. Byłoby to dziewiąte niewygrane spotkanie Dumy Katalonii za kadencji Xaviego. Ba, czwarte z rzędu, co już sygnalizowałoby, że coś ewidentnie nie gra, bo tak jak z Realem czy z Athletikiem można przegrać, tak z Granadą czy z Alaves to już trochę wstyd zremisować.
Bo weźmy taką ekipę Jose Luisa Mendilibara. Dziewiętnaste miejsce i trzecia najgorsza defensywa w lidze. To już brzmi kelnersko, a jak dodamy do tego fakt, że przez całe bite dziewięćdziesiąt minut piłkarze Alaves mieli autentyczny problem z wymienieniem trzech celnych podań, to naprawdę Barcelona powinna wstydzić się własnej słabości, a szczególnie swojej postawy z pierwszej połowy, kiedy nie zgadzało się w jej grze absolutnie nic. Tempo – ślamazarne, żółwie. Sytuacji – jak na lekarstwo. Kreacja – a co to takiego? A przecież rozmawiamy o zespole, w którym środek pola tworzy tercet Busquets-Pedri-De Jong i zabijcie nas, ale każdy z tej trójki miałby poważne argumenty, żeby nie tylko rywalizować o miejsce w składzie KAŻDEGO największego klubu na świecie, ale też stanowić o sile takiego zespołu.
To się więc nie godziło.
Alaves-FC Barcelona. Liczy się rezultat
W drugiej połowie coś drgnęło. Parę sytuacji miał Luuk de Jong. A to zdjął setkę z głowy Ferrana Torresa, a to – będąc i tak na spalonym – zabierał się do strzału przez milion lat, a to pobłądził wokół dośrodkowywanej piłki wraz z Pique. Dwoił się i troił Pedri. Odważnie dryblował Abde. Częściej w pole karne wchodził Frenkie de Jong. Dalej to nie była wielka piłka, wróć, dalej to nie była nawet przyzwoita piłka, ale coś się zaczynało dziać. No i w końcu przyszłą ta jedna jedyna, złota i piękna, lśniąca i wizytówkowa akcja, która uratowała Barcy honor.
Inna sprawa, że przecież Alaves też miało swoje szanse i to wcale nie jakieś gorsze od tych kreowanych sobie przez Barcę. Najpierw bowiem dwie niezłe szanse miał Pons, potem Joselu przestrzelił głową z siedmiu metrów, a w samej końcowe Edgar Mendez spartaczył piłkę meczową. Jose Luis Mendilibar pielił się tak, że wyleciał na trybuny. Nic dziwnego, czuł szansę.
Co dalej? Xavi przekonywał ostatnio, że nie martwi go gra jego piłkarzy, ale zaczynają gryźć go niekorzystne i niesatysfakcjonujące wyniki. No to w końcu ma ten swój upragniony rezultat. Pytanie tylko, czy w ogóle ma prawo być z niego zadowolony, bo jedna udana akcja wiosny nie czyni.
Alaves 0:1 FC Barcelona
De Jong 87′
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Powoli dobiega końca era Luisa Suareza w Atletico
- Uczcie się na cudzych błędach. Joao Felix w pułapce cholismo i zdrowia
- Top 10 pozytywnych zaskoczeń na półmetku sezonu La Liga
Fot. Newspix