Biało-czerwony walec się nie zatrzymuje! Polacy wygrali drugi mecz na Euro 2022, tym razem z Białorusią, aż 29:20. Ten sukces oznacza, że zapewniliśmy sobie awans do drugiej rundy turnieju. Zanim w niej wystąpimy, czeka nas jeszcze jedno stracie w grupie, z Niemcami (wtorek 18). Jeśli zespół Patryka Rombla zagra z nimi na takim poziomie, jak dziś, może wyszarpać faworytom punkty.
Przed tym spotkaniem mieliśmy powody, by obawiać się Białorusinów. Przecież to zespół, który w eliminacjach do ME ograł u siebie 33:25 jedną ze światowych potęg – Norwegię. Jego liderami są Artem Karalek i Władysław Kulesz z Vive Kielce oraz Nikita Wajłupow z Veszprem.
Ten pierwszy przez wielu ekspertów uważany jest za jednego z trzech najlepszych obrotowych świata. Gdy ma swój dzień, naprawdę nie da się go zatrzymać. O piłce ręcznej mówi, że to nie jest jego praca czy hobby, ale całe życie. I że w związku z tym podchodzi do niej wyjątkowo poważnie. Kulesz co prawda nie sprawdził się w Kielcach na tyle, by zostać w Vive na sezon 2022/23, ale to typ zawodnika, który w kadrze zawsze wchodzi na wysoki poziom. Umiejętności Wajłupowa najlepiej opisują dwa fakty: w Lidze SEHA rzucił kiedyś w jednym meczu… 20 bramek. Był też wicekrólem strzelców poprzednich mistrzostw Europy.
Jak widzicie, było się kogo obawiać. Trochę ulżyło nam gdy usłyszeliśmy, że Kulesz jednak dziś nie zagra, ale chwilę potem humor znów się popsuł – okazało się, że koronawirus dopadł Patryka Walczaka. W meczu z Austrią to właśnie ten chłopak odpowiadał za środek obrony wespół z Maciejem Gębalą. A przecież nasza defensywa już wtedy była osłabiona brakiem kapitana Piotra Chrapkowskiego…
Stało się jasne, że z Białorusią ramię w ramię z graczem DHfK Lipsk musi wystąpić Bartek Bis, czyli zawodnik powołany z listy rezerwowej, który przed turniejem miał na swoim koncie zaledwie 5 meczów w kadrze. Czy mieliśmy obawy, jak ten chłopak poradzi sobie z Karalekiem? Oczywiście! Czy okazały się uzasadnione? Absolutnie nie!
Urodzony w Kielcach zawodnik, który przez kilka lat szlifował swój talent pod okiem… Talanta Dujszebajewa, zdecydowanie wytrzymał presję. Widać, że w ostatnich miesiącach wykonał kolejny krok do przodu pod batutą trenera Marcina Lijewskiego w Górniku Zabrze. Dziś był momentami nie do przejścia, podobnie jak kapitalny Gębala. To właśnie w dużej mierze tej dwójce zawdzięczamy zaledwie 20 straconych bramek.
W defensywie nie oszczędzał się też Michał Olejniczak, który już na początku spotkania powalił na parkiet swojego klubowego kolegę Karaleka. Pokazał tym samym, że w trakcie meczu zapominamy o kieleckich przyjaźniach. Pokazał też na szczęście coś więcej – kapitalną grę w ataku. Szczególnie w drugiej połowie zaimponował nam balansem ciała, dzięki któremu raz za razem gubił rywali.
To dobry moment, aby przypomnieć dwa fragmenty wywiadu, jakiego Michał udzielił niedawno Weszło:
– Pamiętajmy, że na mojej pozycji liczy się nie tylko siła, ale przede wszystkim praca nóg. Jest niezbędna, by grać szybko i wygrywać pojedynki 1×1.
– W jaki sposób ją doskonalisz?
– Zazwyczaj są to ćwiczenia ruchowe z użyciem specjalnej koordynacyjnej drabinki, położonej na ziemi. Pozwala ona trenować w bardzo różnorodny sposób.
– Dziś dużo lepiej rozumiem na czym polega piłka ręczna na najwyższym poziomie. Stało się tak dzięki temu, że regularnie mogę trenować ze starszymi, a co za tym idzie bardziej doświadczonymi zawodnikami.
Poza Olejem na pochwałę zasłużyli dwaj płoccy profesorowie, czyli Michał Daszek i Przemysław Krajewski. Ich występ najlepiej podsumowuje akcja, która była hitem jakiego nie powstydziłby mający takie samo nazwisko jak Przemek pan Seweryn, lider „Czerwonych Gitar”.
Daszek oddał koledze piłkę na lewe skrzydło, a gdy wydawało się, że Krajewski zakończy akcję rzutem, ten niespodziewanie zwrócił piłkę frunącemu w powietrzu Michałowi, który spokojnie wpakował ją do pustej bramki! Coś pięknego, wydaje się, że był to jeden z tych momentów, w którym Białorusini stracili nadzieję na nawiązanie walki z Polakami. A mieli ją jeszcze w ostatnich 10 minutach pierwszej połowy, w której zaliczyliśmy największy kryzys tego spotkania, skutkiem czego rywale doszli nas na trzy gole (11:14)
– Martwi mnie nasz atak pozycyjny, w ostatnich akcjach bardzo trudno buduje się Polakom korzystne pozycje do oddania rzutu – analizowała na gorąco Iwona Niedźwiedź, ekspertka Eurosportu.
Na szczęście w drugiej połowie Biało-Czerwoni znów weszli na odpowiedni poziom, mimo że nie szło dziś Szymonowi Sićce. Patryk Rombel po raz kolejny nie zawahał się wstawić za niego Ariela Pietrasika, a ten odwdzięczył mu się trzema golami. Chłopak naprawdę nam imponuje. Głównie spokojem. Człowiek ma wrażenie, że ten gość nie ma układu nerwowego. No i myśli na parkiecie błyskawicznie – patrz akcja, w której przerzucił białoruskiego bramkarza. Nie tylko siła, ale i spryt. Rozgrywający na lata? Chcielibyśmy, żeby tak się stało, ale na razie nie wybiegamy myślami dalej niż do wtorku.
Tego dnia czeka nas niezwykle ważny mecz z Niemcami – o pierwsze miejsce w grupie. Jeśli pokonamy zespół Alfreda Gislasona, wejdziemy do drugiej rundy z dwoma punktami. Oczywiście – to rywale nadal są faworytem, bo mają w swoich szeregach kilku znakomitych zawodników, takich jak chociażby kapitan Johannes Golla, ale musimy pamiętać, że w ich drużynie zaszło w ostatnich miesiącach sporo zmian.
Po igrzyskach w Tokio reprezentacyjne kariery zakończyli doświadczeni liderzy – Steffen Weinhold, Uwe Gensheimer i Hendrik Pekeler. Z różnych innych względów nie ma kolejnych istotnych dla drużyny graczy, takich jak Juri Knorr (nie chciał się zaszczepić), Julius Kuehn (koronawirus), Fabian Wiede, Patrick Groetzki (obaj sprawy osobiste), Paul Drux (kontuzja). Takich dziur nie da się super szybko załatać. Dlatego uważamy, że jeśli Polska zagra z Niemcami na takim poziomie, jak w dwóch pierwszych spotkaniach, we wtorek koło 19.40 możemy być jeszcze szczęśliwsi, niż dziś wieczorem!
Fot. Newspix.pl