Reklama

PRASA. Murawski: Lech Poznań udźwignął rolę faworyta

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2021, 09:36 • 12 min czytania 5 komentarzy

Środowa prasa, jak na okres po zakończeniu ligi przystało, pełna jest podsumowań. Maciej Murawski wybrał najlepszych w rundzie jesiennej, ‘Przegląd Sportowy’ opisał także sukces Radomiaka. Z kolei ‘Sport’ serwuje nam ciekawostki i newsy także z 1. ligi i przedstawia historię Polaka, który postawił się PSG.

PRASA. Murawski: Lech Poznań udźwignął rolę faworyta

Sport

Wzmocnienia Piasta Gliwice. Nowy pomocnik oraz napastnik.

Pisaliśmy już o pomocniku Tihomirze Kostadinowie, który z końcem roku stanie się wolnym zawodnikiem. 25-letni Macedończyk pożegnał się już z kibicami słowackiego MFK Rużomberok. Reprezentant Macedonii Północnej może zostać przedstawiony jako pierwsze zimowe wzmocnienie. Kostadinow najpewniej zastąpi Patryka Sokołowskiego, który za kilka dni też zostanie wolnym graczem i raczej nie przedłuży wygasającej z Piastem umowy. Jednak nie nazwisko pomocnika rozbudziło wyobraźnię fanów gliwiczan, a nazwisko potencjalnego nowego napastnika. Jako pierwszy doniósł o tym sportslaski. pl, a temat jest rzeczywiście blisko finiszu. Chodzi o reprezentanta Estonii Rauno Sapinnena, który miał już przejść testy medyczne i ustalić szczegóły kontraktu. Napastnik Flory Tallin ma za sobą świetny rok, a w lipcu miał okazję zagrać przeciwko Legii Warszawa. Już wtedy wielu kibiców polskiej ekstraklasy chciało, żeby to ich klub sprowadził tego napastnika. Sapinnen w 53 meczach w tym roku strzelił 38 goli, a w europejskich pucharach zdobył 11 bramek w 12 meczach.

Tomas Pekhart zaliczył szybki zjazd. A to w końcu wciąż panujący król strzelców.

Przyczyn takiego stanu rzeczy można doszukać się kilku. Pekhart jest zawodnikiem dość wiekowym, choć oczywiście rok starszy od niego Robert Lewandowski mógłby się tylko uśmiechnąć. Faktem jednak jest, że piłkarze po „30” prędzej czy później obniżają swoje loty. Różni są gracze, różnie się prowadzą, mają różne organizmy… Ważniejsze są jednak kolejne kwestie. Mianowicie jesienią niewielu było w Legii piłkarzy, których można było pochwalić za formę. Tabela nie kłamie, mowa o skrajnie beznadziejnej drużynie, w której chyba tylko Portugalczyk Josue trzyma fason, będąc jednym z najlepszych rozgrywających ekstraklasy. Potwierdzają to nawet statystyki. Warszawska mierność sprawia, że mierny jest także Pekhart. To bowiem kolejny element- Czech jest po prostu… „drewniany”. 

Reklama

Andrzej Niewulis o formie Rakowa Częstochowa.

Rozmawiając o rundzie jesiennej – jakie uczucie dominuje po jej zakończeniu?

– Mam przekonanie, że była świetna, ale na to wpływa wiele czynników, jak choćby liczba rozegranych spotkań, więc trzeba spojrzeć na to szerzej. Po prostu nie lubimy przegrywać. Tym bardziej nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by przegrać kilka meczów z rzędu. Stąd też na jej koniec nie do końca byliśmy zadowoleni. Jednak gdy przeanalizujemy sobie wszystkie wydarzenia z ostatnich miesięcy, to była dobra runda, przecież zakończyliśmy ją na podium. W drugiej części będziemy chcieli z całych sił atakować, by co najmniej powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu.

Gdzie leży przyczyna wahań formy z końcówki obecnej rundy? Miała na nią wpływ nadmierna liczba rozegranych przez was meczów?

– Nie zgodzę się, że ich liczba była nadmierna. Jesteśmy przygotowani nawet na grę co trzy dni. Mamy szeroki skład. Raczej wskazywałbym na urazy, które przytrafiały się chłopakom. Rotacje były częste. W obronie grali Fran Tudor czy Giannis Papanikolaou. Myślę, że to mogło być czynnikiem, przez który mieliśmy wahania formy. Oni wyglądali dobrze w defensywie, jednak nie ma co ukrywać – stabilność jest bardzo ważna. 

Reklama

Wyjątkowy jubileusz Jana Urbana. Jako trener i piłkarz zaliczył 500 spotkań w Ekstraklasie.

– Jak słyszałem przed meczem w Poznaniu, że będzie 500 plus, to się zdziwiłem i nie wiedziałem, o co chodzi. Nie wiedziałem o tym, że po raz pięćsetny jestem w ekstraklasie. Ale taka jest rola statystyków. Nie wiem, kto był lepszy, czy Urban-piłkarz, czy Urban-trener? Na pewno zdecydowanie łatwiej jest po tej pierwszej stronie barykady. Odpowiedzialność trenera jest ogromna, bo przecież za każdą drużyną stoi rzesza kibiców. Wszyscy na ciebie patrzą, jesteś cały czas na przysłowiowym świeczniku. Powiem tak: cieszę się z tej pracy, którą obecnie mam – podkreślał Jan Urban przed kamerami Canal +. Trzeba dodać, że za 59-letnim szkoleniowcem udana, ale też trudna runda w Górniku. Po tym, jak po ponad 3 latach nieobecności w ekstraklasie znalazł latem zatrudnienie w Zabrzu, zdawał sobie sprawę, że czeka go wielka odpowiedzialność. Wszyscy patrzą na jego osobę z dodatkową uwagą, pamiętając, co osiągnął w górniczym klubie jako zawodnik. Początek pracy miał bardzo ciężki, bo po dwóch pierwszych kolejkach i dwóch porażkach zabrzanie zamykali tabelę. Teraz nastroje są inne. Górnik pod jego ręką zaczął punktował, także w starciach z najlepszymi, sprawiając kolejne niespodzianki. Dzięki temu na wiosnę może patrzeć ze spokojem. – Jak będziemy mieli podobny zespół na wiosnę, a będą nas oszczędzały kontuzje, to możemy osiągnąć naprawdę fajny wynik – zaznacza trener Górnika.

Zagłębie Sosnowiec szuka nowego bramkarza. Kandydaci to Michał Gliwa i Michal Buchalik.

Zarówno młodzieżowcy Kamil Bielikow i Szymon Frankowski, jak również rutyniarz Matko Perdijić nie ustrzegli się błędów. W sumie Zagłębie w 20 meczach straciło aż 30 bramek, co oczywiście nie jest tylko winą golkiperów, ale całego bloku defensywnego. Prawda jest jednak taka, że każdy z wyżej wymienionych ma swoje na sumieniu… Frankowski, który jesienią zagrał tylko w jednym meczu, dostał od klubu wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Jeśli nie znajdzie się chętny, młodzieżowiec, który trafił na Ludowy na początku mijającego roku, resztę kontraktu wypełni w zespole rezerw. Najwięcej spotkań między słupkami rozegrał Bielikow, który bronił barw sosnowieckiego klubu w 13 meczach. Z kolei Perdijić zaliczył 6 ligowych występów. – Bramkarz buduje spokój w tyłach, dowodzi defensywą. Oczywiście to nie jest tak, że 30 straconych w rundzie bramek to wina tylko i wyłącznie naszych bramkarzy. Szukaliśmy rozwiązań, próbowaliśmy różnych wariantów. W końcówce rundy złapaliśmy wiatr w żagle, poprawiliśmy grę w każdej formacji i miało to przełożenie na wyniki. Mówiąc krótko, potrzebujemy spokoju oraz stabilizacji w bramce i będziemy do tego dążyć – podkreśla trener sosnowiczan, Artur Skowronek.

Stanisław Hrebeń z Odry Opole i jego ciekawa historia drogi do 1. ligi.

Tomasz Lisiński wspomina, że gdy Hrebeń latem otrzymał zaproszenie na trening pierwszego zespołu, popłakał się ze szczęścia. Jadąc na początku tego roku do Polski, mógł tylko o tym marzyć. Choć w ojczyźnie szkolił się w FK Wołyń czy Weres Równe, to nigdy wcześniej nie miał pełnej styczności z seniorską piłką. Zimą nie udało mu się zaczepić w Sportisie Łochowo z IV ligi kujawsko-pomorskiej, bo na przeszkodzie stanęły względy proceduralne i wypełniony już przez klub limit zawodników spoza Unii Europejskiej. Ale zapału Hrebenia to nie ostudziło. Na Opolszczyznę przyjechał dzięki koledze-rodakowi, pracującemu w jednej z opolskich firm. Przyszedł na trening Orła Źlinice. Prezes klubu z „okręgówki”, Henryk Olsok, chętnie pomaga obcokrajowcom i pozostaje w dobrych relacjach z Odrą, której kibicuje. Szkoleniowiec zespołu Andrzej Polak (związany też z Odrą), już drugiego dnia dał Hrebeniowi do zrozumienia, że… jest za dobry. – Powinieneś się sprawdzić w profesjonalnym klubie – rzekł, kierując na zajęcia IV-ligowych rezerw Odry. […] Z szatni idzie krótki przekaz o Hrebenie: skromny, niewiele mówi. – Ale nie ma z nim problemu w kontakcie. Bardzo dobrze rozmawia po polsku. Szatnię mamy specyficzną, lecz w dobrym tego słowa znaczeniu. Chyba wszyscy czują się w niej dobrze i przez to łatwiej mu było wkomponować się w polskie „piekiełko” – podkreśla Niziołek.Prezes Lisiński: – Staszek jest niewylewny, ale nie jest przecież w swoim kraju. Chcieliśmy mu stworzyć jak najlepsze warunki ku temu, by dobrze się czuł i pokazać, że jest jednym z nas. To zawodnik z potencjałem na pierwszą ligę, a być może i coś więcej, czego mu z całego serca życzę tak, jak wszystkim w drużynie Odry. 

Krzysztof Zięcik poprowadził mały francuski klub w meczu Pucharu Francji. Rywalem było PSG.

W 2015 roku z niewielkim klubikiem z przedmieść Lille – Irys Club Croix – doszedł do 1/8 finału rozgrywek, a teraz dobrze radzi sobie w piątoligowym Entente Feignies Aulnoye FC. To klub z miasta Feignies, położonego na północy Francji, tuż przy granicy z Belgią. – Pracę rozpocząłem w październiku zeszłego roku, ale po jednym meczu ligowym i pucharowym sezon z powodu pandemii został wstrzymany. Teraz jesteśmy w czołówce ligi, ale nad nami wisi kara 4 punktów karnych, ponieważ zagrał zawieszony zawodnik. Punkty pewnie zostaną nam odebrane i osuniemy się. Większość zawodników jest na kontraktach, część z nich pracuje w klubie. Niedawno jeden z naszych graczy odszedł do czwartoligowego zawodowego klubu w Anglii. Mógł to zrobić nawet poza okienkiem transferowym i z PSG w niedzielę nie zagrał – tłumaczy nam Krzysztof Zięcik, który drużynę z Feignies prowadzi razem z Portugalczykiem Jeanem Antunesem. To właśnie jego nazwisko pojawiło się na meczowej grafice, ale kamery na ławce uchwyciły też polskiego szkoleniowca. Mecz z naszpikowanym gwiazdami PSG przeniesiono do pobliskiego Valenciennes. – Bilety rozeszły się w dzień. Na trybunach był komplet – 25 tys. widzów, a czwartkowy pucharowy mecz Valenciennes u siebie ze Strasbourgiem obserwowało 3 tys. fanów – śmieje się polski szkoleniowiec. Mecz Entente Feignies Aulnoye FC – Paris Saint-Germain można było zobaczyć w niedzielny wieczór w Polsacie Sport Premium 1. Najlepszy francuski zespół wygrał 3:0 po dwóch bramkach Kyliana Mbappe i Mauro Icardiego z karnego. Dwa gole dla paryżan padły zresztą po „jedenastkach”.

Super Express

Wycinek Vukovicia z Legia Talk i kolejny tekst o transferze Kozłowskiego – nic nowego.

Przegląd Sportowy

Maciej Murawski podsumowuje ligową jesień. Najlepszym zespołem Lech Poznań, trenerem Dariusz Banasik.

LECH POZNAŃ. Jest na pierwszym miejscu w tabeli, strzelił najwięcej goli i najmniej stracił, odniósł najwięcej zwycięstw. Miał słabsze momenty, ale – mniejsze lub większe kłopoty dopadały każdą drużynę w ekstraklasie – Lech ucierpiał chyba najmniej. Zastanawiałem się jeszcze nad Pogonią czy Radomiakiem, ale Kolejorz jest liderem i najbardziej na to zasłużył. Udźwignął rolę faworyta, choć przed startem rozgrywek nie wiedziałem, czy poradzi sobie z presją. Przecież kibice byli obrażeni na zespół, a oczekiwania ogromne – związane z przypadającym w 2022 roku stuleciem klubu. Lechici pokonali wszystkie przeszkody, a w porównaniu z poprzednim sezonem najbardziej w oczy rzuca się to, że nauczyli się odmieniać wynik spotkania. Strata gola już nie oznaczała straty punktów. Rok temu tego nie potrafi li.

DARIUSZ BANASIK. Kilku moglibyśmy pochwalić za świetnie wykonaną pracę – Macieja Skorżę, Kostę Runjaica czy Marka Papszuna albo Tomasza Kaczmarka, który wspaniale rozpoczął pracę z Lechią. Postanowiłem wyróżnić trenera Banasika, ponieważ – jako szkoleniowiec beniaminka – miał chyba najtrudniej. I liga późno się skończyła, ekstraklasa to dla niego oraz wielu jego piłkarzy zupełna nowość, dlatego zasługuje na najwyższe uznanie. Imponowało mi przede wszystko to, jak punktował przeciwko najlepszym: cztery punkty z Lechem, remisy z Pogonią, na wyjazdach z Rakowem oraz Lechią. Nie sądzę, by powtórzyła się sytuacja z Wartą Poznań, która w poprzednim sezonie – niesiona entuzjazmem po awansie – również była jedną z rewelacji ligi i wyszarpywała zwycięstwa, a teraz trenera Piotra Tworka już w Poznaniu nie ma. Trener Banasik otwarcie mówił, że z Lechem czy Legią chce wygrać i zdominować przeciwnika. Był przekonany o umiejętnościach piłkarzy i potencjale drużyny. Chce wygrać, ale nie jakimś sposobem, tylko grając w piłkę jak równy z równym. 

JAKUB KAMIŃSKI. Doceniam bramkarzy Radomiaka (Filip Majchrowicz) oraz Stali Mielec (Rafał Strączek), ale wybierając między Kacprem Kozłowskim i Kubą Kamińskim, postawiłem na pomocnika Kolejorza. Strzelał ważne gole, miał asysty, często w kluczowych momentach. W przypadku Kuby słyszałem o ofertach z Bundesligi, ale nawet jeśli Lech ją zaakceptuje, piłkarz zostanie w Polsce do końca sezonu. W Kolejorzu nie ma ciśnienia na transfery, oczywiście z polskiej ligi może odejść każdy, ale bez tej transakcji już w tym momencie świat się nie zawali. Robert Lewandowski też najpierw wywalczył tytuł mistrza Polski, a dopiero potem wyjechał do Niemiec. To odpowiednia ścieżka także dla Kuby – sukces zbudowałby jego pewność.

“Przegląd” analizuje powody sukcesu Radomiaka.

Wystarczy porozmawiać kilka minut z Brazylijczykiem Mauridesem albo uważnie obserwować, jak reaguje na boiskowe zdarzenia, by zobaczyć jego determinację i chęć osiągnięcia czegoś z Radomiakiem. Napastnik to piłkarz z trzeciej kategorii – trafi ł do Radomiaka zapuszczony, niedługo wcześniej myślał o zakończeniu kariery, ale trener Banasik od początku w  niego wierzył. Stoper Raphael Rossi przed transferem do Polski został „na lodzie” w szwajcarskim Sionie, a środkowemu pomocnikowi Filipe Nascimento najpierw doklejono w Rumunii łatkę imprezowicza, a przed przejściem do Radomiaka przez dziewięć miesięcy nie rozegrał meczu o stawkę ze względu na kłopoty Lewskiego Sofi a. Część zagranicznych zawodn i k ó w t r a f i ł a do Radomiaka d z i ę k i św i e t n y m ko n t a k t o m Octaviana Moraru – analityka z Mołdawii, który współpracuje z klubem i jest kimś na kształt skauta na rynek europejski. […] W tym sezonie Radomiak aż dziewięć razy jako pierwszy tracił gola, ale tylko dwa z tych spotkań przegrał. W meczu z Wartą Poznań grał do końca i jedyną bramkę zdobył w doliczonym czasie gry. Mierząc się u siebie z Pogonią, wyrównał w końcówce na 1:1, tak samo było w domowym starciu z Bruk-Betem Termalicą, a w Krakowie w siódmej minucie doliczonego czasu Cracovię pogrążył Artur Bogusz, strzelając gola na 2:1. Wydaje się, że drużyną, która jak dotąd najlepiej zaprezentowała się na stadionie w Radomiu, był Górnik Zabrze, ale beniaminek, choć miał trudne momenty, potrafi ł utrzymać prowadzenie do końca, podobnie jak u siebie z Lechem. Zespół Banasika nie pęka. 

Jacek Zieliński ma zostać dyrektorem sportowym Jagiellonii. Dowiemy się tego od Piotra Wołosika, który rozmawia z Radosławem Kałużnym.

Najczęściej wymieniano Artura Płatka, przewijało się też nazwisko Łukasza Masłowskiego, a z dobrych źródeł słyszę, że na dziś faworytem do objęcia dyrektorskiego stołka jest Jacek Zieliński. Były obrońca reprezentacji Polski, później trener między innymi Lechii Gdańsk, Korony Kielce, choć zdecydowanie najbardziej kojarzony z Legią Warszawa, w której przez wiele lat należał do filarów obrony, pięknie pracując na miano legendy. Po zakończeniu kariery pracował w strukturach klubu z Łazienkowskiej. Odpowiadał między innymi za legijną akademię. Podejrzewałem, że dyrektorem zostanie Płatek, który do niedawna dyrektorował Górnikowi Zabrze. Wedle mojej oceny – z powodzeniem, ale niezrozumiałe dla mnie naciski tamtejszych kibiców sprawiły, że doszło do rozstania z Płatkiem. W Białymstoku kojarzą go z jak najlepszej strony, bo przecież w roli szkoleniowca Jagi odzyskał dla niej ekstraklasę. Ma ogromny szacunek do białostockiego klubu, ludzi z nim związanych, kibiców. I już wtedy miał nosa do transferów. Na decydujące miesiące rozgrywek wówczas drugiej ligi namówił do gry „emerytowanego” sportowo Tomasza Wałdocha. Bardzo solidny obrońca mocno przysłużył się do awansu Jagiellonii, choć zrobił to wyłącznie dla Płatka,z którym się przyjaźni. Płatek, od dawna skaut Borussii Dortmund, nie może narzekać na brak propozycji. Łączono go z Legią, Lechem, lecz on starannie wybiera miejsca swojej pracy i się ceni. Nie rzuca się na oferty, dokładnie je analizuje.

fot. Newspix

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

5 komentarzy

Loading...