Reklama

Napastnicy Tottenhamu chcieli zrobić z Alissona bohatera, ale on nie skorzystał

redakcja

Autor:redakcja

19 grudnia 2021, 20:25 • 4 min czytania 7 komentarzy

Nie był to mecz, po którym angielscy dziennikarze będą się głowić, w jaki sposób zapełnić tekstem wymaganą liczbę stron w gazecie. Wręcz przeciwnie, będą oni mieli problem, by zmieścić się w limicie, a jednocześnie opisać wszystkie kluczowe wydarzenia boiskowe. Spotkanie Tottenhamu z Liverpoolem stało pod znakiem zapytania ze względu na zamieszanie covidowe, ale jak my się cieszymy, że jednak się ono odbyło!

Napastnicy Tottenhamu chcieli zrobić z Alissona bohatera, ale on nie skorzystał

TOTTENHAM – LIVERPOOL 2:2. RAŻĄCA NIESKUTECZNOŚĆ SPURS

Pomimo krótkiego czasu pracy Antonio Conte w Londynie, a nawet zamkniętego ośrodka treningowego przez ognisko koronawirusa, jak na dłoni było widać wpływ włoskiego menedżera na zespół Kogutów. Mogliśmy dzisiaj  oglądać ciężką do zliczenia liczbę kontrataków i szybkich wyjść z piłką pod pole karne przeciwnika w wykonaniu Spurs. Gdy piłkarze w białych koszulkach odbierali piłkę w środku pola, Harry Kane, Heung-Min Son i Dele Alli momentalnie odwracali się w kierunku Alissona i tylko czekali na piłkę posłaną w ich kierunku.

Co prawda już w 13. minucie Harry Kane wykorzystał jedną z takich piłek i otworzył wynik meczu, ale w oczy zdecydowanie bardziej rzucały się wszystkie zmarnowane w ten sposób sytuacje gospodarzy. Po samej pierwszej połowie mogli oni swobodnie prowadzić trzema bramkami. Wręcz powinni to robić i ciężko znaleźć powody, które tłumaczą brak wysokiego prowadzenia gospodarzy do przerwy.

Jeszcze przy stanie 1:0 kapitalną okazję miał Son, który po podaniu od Kane’a nie zaliczył udanego kontaktu z futbolówką i posłał ją koło bramki. Niedługo później w jeszcze lepszej sytuacji znalazł się Alli, który mógł spytać Alissona gdzie posłać piłkę, a jednak zostawił Brazylijczykowi możliwość na interwencję. Ten potwierdził, że jest bramkarzem z absolutnie najwyższej półki i skrzętnie skorzystał z tej opcji, zmieniając opuszkami palców kierunek strzału i posyłając go koło słupka.

To wcale nie koniec zmarnowanych sytuacji przez ofensywę Kogutów. Trio Kane, Son i Alli czuło się dzisiaj świetnie na boisku, ale wykończenia stwarzanych przez nich sytuacji zasługują tylko i wyłącznie na krytykę. Przy stanie 1:1 w drugiej połowie spotkania kolejne koszmarne pudła zaliczał Kane. Najpierw jego strzał w sytuacji sam na sam obronił Alisson, a po chwili nie trafił do bramki po strzale głową z zaledwie dwóch metrów. Wystarczy przypomnieć, że dzisiejsza bramka z początku spotkania była zaledwie jego drugą w tym sezonie Premier League, a angielski snajper zupełnie się zaciął.

Reklama

TOTTENHAM – LIVERPOOL 2:2. Z NIEBA DO PIEKŁA

Piłkarze gości mogli wracać do Liverpoolu z naprawdę pokaźnym bagażem straconych bramek, ale jakoś udało im się stracić je tylko dwie, a w dodatku zdobyć cenny punkt, mimo że ich sytuacje bramkowe nie były tak groźne, jak te Tottenhamu. Wystarczy powiedzieć, że przez całe spotkanie żadnej klarownej szansy nie wykreowali sobie Mohamed Salah i Sadio Mane. Do pewnego momentu najlepszymi piłkarzami The Reds byli dzisiaj boczni obrońcy i bramkarz. Zawodników z tych pozycji nie wolno jednak chwalić przed ostatnim gwizdkiem, co dobitnie pokazały nam ich pomyłki w drugiej połowie.

Najpierw babola przed własną bramką popełnił Alisson, który szedł po tytuł zawodnika meczu i szereg pochwalnych nagłówków we wszystkich serwisach związanych z Premier League. Wszystko to poszło do lasu w 74. minucie, gdy Brazylijczyk źle obliczył podanie w swoje pole karne do Sona i zaliczył zdecydowanie niesatysfakcjonujący kontakt z piłką. Dobiegł do niej Koreańczyk i skierował do pustej bramki. Alisson z bohatera stał się antybohaterem. Dokładnie to samo możemy powiedzieć o Andym Robertsonie.

Szkot w pierwszej połowie zanotował asystę przy golu Joty, a w drugiej sam zdobył bramkę po wrzutce od Trenta Alexandra-Arnolda. Jesteśmy jednak dalecy od zachwalaniu jego dzisiejszego występu, bo ten zakończył się już w 77. minucie, po faulu na Emersonie Royalu. Faul to w tym przypadku delikatne określenie, szkocki obrońca kopnął przeciwnika z taką siłą, że zupełnie ściął go z nóg. Sędzia po interwecji VAR zmienił decyzję z żółtej na czerwoną kartkę. Tym samym Robertson zaliczył w pewien sposób występ „kompletny”. Statystycy donoszą, że w historii Premier League było tylko kilka przypadków, gdy piłkarz w jednym meczu zanotował asystę, strzelił bramkę i obejrzał asa kier.

Warto jeszcze wrócić do wątku sędziego Paula Tierneya. Arbiter zmienił swoją decyzję w przypadku faulu Robertsona, ale w pierwszej części gry nawet nie pofatygował się do monitora, by obejrzeć faul Kane’a właśnie na szkockim obrońcy. Napastnik Spurs wykonał wślizg, nie trafił w piłkę i podniesioną nogą wpakował się w piszczel rywala, a za swoje zagranie otrzymał jedynie żółtą kartkę. Wydaje się, że w tym momencie powinien udać się pod prysznic, przynajmniej nie zmarnowałby później kilku stuprocentowych sytuacji.

Reklama

Hitowe spotkanie tej kolejki Premier League skończyło się więc podziałem punktów, który najbardziej cieszy Pepa Guardiole i kibiców Manchesteru City. Obywatele mają już tym samym trzy punkty przewagi na drugim Liverpoolem.

TOTTENHAM – LIVERPOOL 2:2

H. Kane 13′, H. Son 74′ – D. Jota 35′, A. Robertson 69′

Czytaj także:

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
6
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

7 komentarzy

Loading...