W Anglii kibice i piłkarze mieli właśnie wchodzić na najwyższe obroty. Grudzień w Premier League od zawsze kojarzy się z natężeniem liczby meczów, które osiąga punkt kulminacyjny pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem. Nieoczekiwanie może okazać się, że w tym roku będzie to czas… przerwy od gry i przymusowego odpoczynku. Liga jest bowiem bombardowana przez kolejną falę pandemii koronawirusa.
CORAZ WIĘCEJ ODWOŁANYCH MECZÓW
Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie wyobrażał sobie Boxing Day bez meczów ligi angielskiej. Teraz mało kto odważy się na stwierdzenie, że 26 grudnia będziemy mogli obejrzeć choćby jedno spotkanie. Z dnia na dzień kolejne kluby informują o pozytywnych wynikach testów na Covid-19 u swoich piłkarzy, trenerów, czy członków sztabu szkoleniowego. Taki scenariusz wyklucza sportową rywalizację, a wymusza na osobach zakażonych poddanie się izolacji.
Zaczęło się niewinnie, bo od ogniska koronawirusa w Tottenhamie. Wówczas z powodu ośmiu przypadków zakażenia wśród piłkarzy i pięciu wśród członków sztabu, odwołany został mecz w ramach Ligi Konferencji z francuskim Rennes. Można było się domyślać, że w takich okolicznościach trzy dni nie wystarczą na powrót do normalności i Spurs będą musieli przekładać także spotkania Premier League. Tym samym przełożony został mecz z Brighton, który miał się odbyć w poprzednią niedzielę. Od tego momentu kolejne informacje na temat odwoływania spotkań posypały się lawinowo.
Pełna lista zaległości wygląda na ten moment następująco:
- 12 grudnia: Brighton – Tottenham
- 14 grudnia: Brentford – Manchester United
- 15 grudnia: Burnley – Watford
- 16 grudnia: Leicester – Tottenham
- 18 grudnia: Manchester United – Brighton
- 18 grudnia: Aston Villa – Burnley
- 18 grudnia: Southampton – Brentford
- 18 grudnia: Watford – Crystal Palace
- 18 grudnia: West Ham – Norwich
To prawdopodobnie nie koniec wyliczanki, bo lada chwila może się okazać, że nie odbędzie się także wieczorny mecz Leeds z Arsenalem. Sytuacja z poważnej, zmienia się więc w kryzysową. Tylko od jutra do końca grudnia w Premier League powinny odbyć się dwadzieścia trzy spotkania. Z dużym prawdopodobieństwem większość z nich, lub nawet wszystkie, zostaną przełożone.
Wydarzenia z ośrodka treningowego Tottenhamu w tydzień zamieniły się w bicie na alarm w wielu klubach w całej Anglii. Z godziny na godzinę pojawiają się kolejne informacje o zakażonych piłkarzach albo odwoływanych sesjach treningowych. Naturalną koleją rzeczy w takiej sytuacji jest przekładanie kolejnych meczów. Zapanował powszechny chaos, w którym ciężko odnaleźć się nie tylko kibicom, ale przede wszystkim osobom bezpośrednio zaangażowanym. Menedżerowie jasno komunikują, że nie znają do końca zasad gry, w której uczestniczą, a informacje o odwołaniu meczów potrafią pojawiać się zaledwie dwie godziny przed ich planowanym rozpoczęciem.
TRUDNE DNI NA WYSPACH
W Anglii sytuacja pandemiczna robi się coraz poważniejsza. W środę w kraju odnotowano ponad 78 tysięcy dziennych przypadków zachorowań, co jest rekordową liczbą od początku pandemii w marcu 2020 roku. W samej Premier League w tygodniu od 6 do 12 grudnia, pojawiły się 42 pozytywne testy na Covid-19 wśród piłkarzy i członków sztabu szkoleniowego. To najwyższy tygodniowy wynik od wprowadzenia regularnego testowania w maju 2020 roku. Możemy się spodziewać, że skoro kolejne mecze wciąż są przekładane, to liczba ta zwiększy się wraz z końcem upływającego tygodnia.
Co ciekawe, do tej pory zostały wprowadzone bardzo łagodne obostrzenia wobec kibiców. Nie zakładają one całkowitego zamknięcia stadionów, przez co możemy zauważyć, że jeśli jakiś mecz Premier League może się odbyć, to ma to miejsce przy pełnych trybunach, co w Anglii oznacza najczęściej kilkadziesiąt tysięcy osób na stadionie.
Na ten moment jedyne wprowadzone w tym względzie obostrzenia zakładają, że każdy, kto chce wejść na imprezę, na której będzie ponad dziesięć tysięcy osób, musi pokazać certyfikat szczepienia lub negatywny wynik testu sprzed maksymalnie 48 godzin. Takie przepisy ciężko jest jednak wprowadzić w życie, gdy większość fanów pojawia się pod obiektem na kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Tym samym kluby dają do zrozumienia, że są w stanie wyegzekwować potrzebne dokumenty od około 20% kibiców.
NIEJASNE PRZEPISY W PREMIER LEAGUE
Same przepisy, które powodują ostateczne przełożenie danego spotkania, również zawierają wiele nieścisłości i pozostawiają zbyt duże pole do interpretacji. Według nich, klub jest zobligowany do rozegrania spotkania, gdy pozostaje w nim minimum czternastu piłkarzy zdolnych do gry. Nie ma jednak określonego wieku tych piłkarzy, przez co nie wiadomo chociażby, w jaki sposób powinno się pod tym kątem traktować piłkarzy z akademii.
– Potrzebujemy bardziej jasnych zasad. Musimy wiedzieć, czemu konkretnie dany mecz jest odwołany i co musi się stać, by był odwołany – mówił Mikel Arteta.
– Teraz znam wszystkie zasady, ale wcześniej nie zapoznawałem się z nimi zbyt szczegółowo. Przeczytałem je i natychmiast wszystko zapomniałem, bo było ich zbyt dużo – powiedział z kolei Thomas Tuchel.
Takie wypowiedzi menedżerów jasno pokazują, że nie ma nic dziwnego w tym, że kibice nie potrafią odnaleźć się w panującym chaosie. Okazuje się, nie odnajdują się w nim również osoby, które w nim bezpośrednio uczestniczą. Inni trenerzy zwracają również uwagę na sens próbowania rozgrywania sezonu w takich okolicznościach. Ciężko mówić o sprawiedliwości, gdy jednej drużynie uda się przejść suchą stopą przez grudzień i jakimś cudem rozegrać wszystkie zaplanowane mecze, a inna będzie musiała nadrabiać kilka zaległości. Jeszcze gorszy jest nakaz gry, gdy w danym zespole przez pozytywne testy nie może zagrać kilku podstawowych zawodników. Zupełnie zaburza to równe warunki gry, które mogą pod koniec sezonu zdecydować o mistrzostwie, czy awansie do europejskich pucharów.
– Liga naprawdę traci, jeśli jest niespójna pod względem rozgrywanych meczów. Myślę, że nie chcielibyśmy, aby rozgrywano tylko połowę spotkań, a drugiej połowy nie. Kiedy zaczynasz tracić piłkarzy ze względu na koronawirusa, konkurencja staje się nieuczciwa. Martwi mnie to. Ludzie przede wszystkim chcą oglądać uczciwą ligę. Bez różnic w liczbie rozegranych meczów i pomijanych zawodników – mówił Eddie Howe, menedżer Newcastle.
NIE WIADOMO CO DALEJ
W tym momencie należy zastanowić się nad ewentualnym zawieszeniem rozgrywek, do którego namawia część klubów Premier League. Ich przedstawiciele chcieliby, aby zawiesić sezon ligowy aż do połowy stycznia, tak aby wszystkie kluby, który zostały zaatakowane przez wirusa, mogły sobie spokojnie poradzić z tym problemem. W obecnej sytuacji wydaje się to całkiem rozsądne rozwiązanie, ale oczywiście wcale nie jest to łatwa decyzja do podjęcia, bo w takiej sytuacji rozwiązanie jednego problemu lawinowo powoduje kolejne.
Póki co Premier League daje jasny sygnał, by wszystkie mecze, które mogą się odbyć, były rozgrywane. Kalendarz piłkarski jest w 2022 roku rozdęty do granic możliwości. Kolejne kilka wydmuchów powietrza spowoduje, że ten balon po prostu pęknie. Dopiero kilka dni temu zostały rozlosowane grupy Ligi Narodów, której mecz zostaną rozegrane od początku czerwca. To zaledwie tydzień po finale Ligi Mistrzów, który będzie miał miejsce tydzień po ostatniej kolejce Premier League.
Biorąc pod uwagę europejskie puchary, a także terminy przeznaczone na mecze Pucharu Ligi Angielskiej oraz Pucharu Anglii, do dyspozycji ligi pozostają jedynie dwa wolne terminy w środku tygodnia aż do końca sezonu. Można sobie łatwo obliczyć, że ewentualne rozegranie w tym czasie czterech kolejek, przeniesionych z końca grudnia i początku stycznia, nie wchodzi wtedy w grę. Kiedy więc miałyby one zostać rozegrane? Na to pytanie na razie nikt nie zna odpowiedzi. Nikt nie jest też w stanie oszacować jak poważny będzie to problem i jak długo kluby Premier League będą zmuszone odczuwać skutki wirusa.
– Nie widzę korzyści z całkowitego wstrzymania rozgrywek, bo jeśli potem wrócimy, to znów będzie to samo. Jeśli mielibyśmy pewność, że wirus zniknie, to byłbym pierwszym, który pójdzie się zamknąć w domu i na to poczeka. Ale prawdopodobnie tak nie będzie, więc jaka z tego korzyść? – mówił Jurgen Klopp.
Kluby mają ze sobą rozmawiać po obecnym weekendzie i debatować nad możliwymi rozwiązaniami. Jak widać, zdania się podzielone i nie wszyscy mówią jednym głosem. Póki co jednak, nikt nie wie co przyniesie kolejny dzień, a nawet kolejne godziny. W momencie pisania tego tekstu, czekamy na starcie Arsenalu z Leeds oraz trzy niedzielne mecze z udziałem m.in. Liverpoolu, Chelsea i Manchesteru City. Czy się odbędą? Niestety, tego nie wiedzą nawet piłkarze, ani trenerzy zainteresowanych drużyn.
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, możemy tylko podejrzewać, że nie zobaczymy zbyt wiele futbolu na angielskich boiskach w Boxing Day i okresie noworocznym. Nawet najwięksi optymiści muszą czuć obawę w swoich sądach, widząc, jak wiele spotkań zostaje przekładanych w ostatnich dniach.
Czytaj także:
- Problemy w ofensywnej formacji Arsenalu
- Jak palić pieniędzmi w piecu? Pokazuje i objaśnia Everton
- 18 scen z życia Sergio Aguero
Fot. Newspix