Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

16 grudnia 2021, 11:43 • 6 min czytania 28 komentarzy

Na początku była cisza.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Potem skandowanie „Ole”, gdy piłkarze Legii wymieniali podania.

Nie zabrakło też pozdrowień dla prezesa Mioduskiego, który złapany w kamerze wyglądał jak najbardziej zmęczony, najbardziej rozczarowany faktem istnienia człowiek świata; a może tylko rozczarowany tym, że całe zarządzanie futbolem nie polega na tym samym, co brylowanie przy barze sałatkowym w ECA.

Pamiętam, gdy przekładano ten mecz. Ot, jakieś tam spotkanie z Zagłębiem, wyrzucane na środek grudnia, na pasztetowy termin. Nikt, absolutnie nikt nie byłby w stanie przewidzieć, że będzie to mecz o takim ciężarze gatunkowym, bo tak trzeba powiedzieć o meczu, na którym atmosferę dało się kroić nożem.

Reklama

Futbolowi chyba nigdy nie znudzi się przypominanie, że zawsze umie zaskoczyć, i to wyciągając naprawdę scenariusz nawet nie z rękawa, co z lewej buta.

Nie chciałbym deprecjonować efektownego 4:0 z Zagłębiem Lubin, szczególnie, że zostało klepnięte w godzinę. Moim zdaniem tak szybkie załatwienie sprawy – no, może po wyjątkowo kiepskim kwadransie, gdzie były spętane nogi – to jednak jest zasługa Vuko. Rozdzielajcie wpływy na stan mentalny legionistów jak chcecie, ja ufam tym źródłom, które kładą nacisk na kontakt Vukovicia z piłkarzami. Na naprawdę konkretną reakcję w szatni. Na przemowę przedmeczową, która do nich dotarła. No i na te relacje, które między Vuko a niejednym piłkarzem Legii były – tu wspomnijmy choćby pochwalonego po meczu Lopesa, którego Vuko dobrze zna.

Można wiele powiedzieć o Vukoviciu, w swojej krótkiej dość trenerskiej karierze zaliczył już kilka wtop. Były Omonie, Dudelange. Były słabe wejścia w sezon.

Ale na pewno jest trenerem spójnym w tym, co robi.

Być może to będzie ograniczeniem, być może przyczynkiem do przypięcia mu pewnej łatki motywatora, która oznacza w polskiej piłce raczej rewiry dołu tabeli i funkcji strażaka. Ale jest w Vuko coś, co sprawia, że im ktoś lepiej zna Legię, tym bardziej uważa, że to najlepszy człowiek na ten trudny czas. I cokolwiek zdarzy się dalej, z kim Legia za Vuko nie przegra, dla niego szacunek. Dla pieniędzy na pewno w to nie wszedł – kontrakt leciałby bezstresowo i bez tego. Robotę bez ładowania się w ten bałagan też w lidze by znalazł.

Reklama

Ale też ręce na kołdrę, sezon jest długi, a problemy Legii głębokie. No i trzeba pamiętać, że to tylko Zagłębie Lubin. Zagłębie, któremu poświęciłem już jeden cały felieton, bo jest to drużyna po prostu daremna. Wstyd dla całych rozgrywek. Wstyd dla Lubina. Degrengolada niebywała, a mówimy o ekipie, która była o jedno zwycięstwo z Wisłą Płock na koniec sezonu od – tak tak – pucharów. Dla mnie synonim przypadkowego zespołu, gdzie widać różne rodzaje zmęczenia:

Jedni się męczą, bo są młodymi Polakami z perspektywami, mogliby znaleźć ciekawy klub.

Inni się męczą, bo ich Guldan tu sprowadził, nie wiadomo po co.

***

Swoją drogą, muszę wrócić do historii, a nawet do lat dziewięćdziesiątych, bo zostałem przymuszony.

Dawno, dawno temu, w sezonie 93/94, Włókniarz Pabianice grał na zapleczu Ekstraklasy (tak, wiem jak to absurdalnie brzmi). Otóż Włókniarz Pabianice ówczesną wiosną miał do tej pory najciekawszą sytuację trenerską, o jakiej słyszałem. Za znanym i lubianym portalem „SkładyFutbol”:

  • – Zbigniew Lepczyk od początku sezonu do 4 kwietnia
  • – Jerzy Rutkowski od 5 kwietnia do 28 kwietnia
  • – Paweł Szałecki od 29 kwietnia do 8 maja
  • – Andrzej Słomiński od 9 maja do 17 maja
  • – Paweł Szałecki od 18 maja do 24 maja
  • – Zbigniew Lepczyk od 25 maja do 30 maja
  • – Paweł Szałecki od 30 maja do, najwyraźniej, 30 maja
  • – Krzysztof Baran od 31 maja do 12 czerwca
  • – Dariusz Sowiński od 12 czerwca do końca sezonu

Kiedyś dowiem się co tam dokładnie zaszło i dam wam znać – uprzedzając pytania, Włókniarz, z tym tornado zmian trenerskich, spadł, ale tylko o punkt.

Niemniej, muszę przyznać, sytuacja w Legii zadziałała ciut kojąco na nieustannie gorejącą ranę, jaką jest niewiedza odnośnie sytuacji w szacownym Włókniarzu wiosną 1994 roku. Bo oto bowiem:

  • – Czesław Michniewicz zwolniony po wykręceniu kuriozalnego bilansu: awans do Ligi Europy, tu dwa zwycięstwa, co daje Legii według wyliczeń 97.5% na dalszy awans; jednocześnie porażka goni porażkę w Ekstraklasie
  • – zastępuje go Marek Gołębiewski, który ze swoim nikłym CV wygląda na trenera tymczasowego
  • – Legia odważnie, kategorycznie, słowami samego dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego, zapewnia, że Gołębiewski to nie trener tymczasowy
  • – Legia szybciutko wycofuje się rakiem ze słów, których nikt po niej nie oczekiwał
  • – Gołębiewski jeszcze prowadzi klub, a już prezes Mioduski otwarcie wręcza klucze od Legii Warszawa trenerowi Rakowa Częstochowa, Markowi Papszunowi
  • – Potem prezes występuje w programie, w którym powiedział, że te klucze dla Papszuna, owszem, ale jeśli urządzić będzie wszystko chciał po myśli prezesa
  • – nikt nie pamięta sytuacji, kiedy ostatnio trener klubu X miałby tak mocną pozycję w klubie Y
  • – Papszun się zastanawia, tymczasem Legia dalej przegrywa i Gołębiewski składa dymisję
  • – W tle rozmów z trenerem klubu, który – w przeciwieństwie do Legii – ma szansę na mistrzostwo Polski w tym sezonie, Legia musi szukać trenera
  • – blisko był Ojrzyński, ale niewykluczone, że zmianę wymusił incydent z atakiem na piłkarzy
  • – Więc ostatecznie Legia stawia na trenera, który lepiej zna szatnię, a któremu i tak musiała płacić, bo latem 2020 podpisała z nim dwuletni kontrakt, by niedługo później go wyrzucić; trenera, który za to otwarcie krytykował klub i prezesa

Uff. Mówcie co chcecie, ale nudy nie ma. Brakuje jeszcze tylko, by do końca grudnia Legię poprowadził jakiś – strzelam – dyrektor uznanej akademii, któremu zamarzyło się potrenować, szkoleniowiec słynący z dobrej pracy z kadrą kobiet, a także warczący na wszystko i wszystkich Portugalczyk. Ale nawet bez tego to chyba największy – za przeproszeniem – cyrk z trenerami jaki widziałem. A przecież jeszcze są szczegóły, jak Papszun, odkąd Mioduski wrzucił go publicznie na konia, radzi sobie raczej gorzej niż lepiej w Rakowie. A to darcie tabeli Gołębiewskiego. Mioduski przed ostatnim meczem w Lidze Europy, już po zwolnieniu Michniewicza, mówi, że trzeba zagrać takiego Michniewicza.

Był kiedyś taki brytyjski serial z wymyślonym klubem Premier League, Harchester United. W Harchester, generalnie, działo się wszystko. gdzie piłkarz ginął uderzony w głowę kałamarzem, na argentyńskiego gwiazdora prezes klubu organizuje zamach ze snajperką, a talenciaki – konkretnie Lee Presley – prosto ze spacerniaka trafiają do Premier League, choć wciąż czasem coś kradnąc, bo tak. Myślę jednak, że nawet w Harchester pokiwaliby z uznaniem dla absurdu, jaki odstawiła Legia.

Ewentualnie dodaliby za Tyrionem z „Gry o tron”, że można to usprawnić już tylko osłem i plastrem miodu.

***

Piłkarze i trenerzy często obrywają za frazesy w stylu „wyciągniemy wnioski”, „teraz będziemy mądrzejsi”, „wrócimy silniejsi”. Cóż, za największy tego typu frazes – i najbardziej szkodliwe niedopatrzenie – od tej pory nie będę miał jakiegoś meczu na Kaukazie, tylko tego jak Legia wyciągnęła wnioski po sytuacji za Jozaka.

2017: „Legia będzie dalej wnikliwie analizowała wszystkie fakty związane z incydentem i na podstawie wyciągniętych wniosków podejmie wszelkie możliwe działania, aby zapewnić zawodnikom i wszystkim pracownikom klubu pełne bezpieczeństwo”.

2021: „Podjęliśmy także natychmiastowe decyzje mające na celu dodatkowe zwiększenie środków bezpieczeństwa w ramach i wokół klubowych obiektów. Naszym priorytetem jest pełne wyjaśnienie sprawy i zapewnienie wsparcia oraz poczucia bezpieczeństwa wszystkim zawodnikom i pracownikom Klubu”.

Droga Legio. Oby tym razem nie brakło wnikliwej analizy, nie mówiąc o wszelkich możliwych działaniach.

***

Pytacie w listach: czy dałbym piętnaście milionów za będącego na wylocie z Herthy Krzysztofa Piątka?

Otóż nie dałbym.

Ale może Gaziantepspor da. Jedną trzecią. A potem będą problemy z płatnościami.

Życzę Piątkowi dobrze – bo czemu miałbym życzyć źle – na pewno na transferze do Berlina zarobił. Ale jego transfer do Herthy prawie na pewno będzie po latach przykładem po prostu błędnej decyzji.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

28 komentarzy

Loading...