Gdyby każdy z nas kierował się w życiu maksymą „cel uświęca środki”, świat w obecnej postaci nie miałby prawa istnieć. Zdarzają się jednak takie okoliczności, w których wybór ścieżki kontrowersyjnej dla ogółu jest najlepszy z możliwych. Daleko mi do stwierdzenia, że Max Verstappen musi nią podążyć. Ale nie będę zły, kiedy pokusa ubrudzenia sobie rąk z myślą o mistrzostwie świata wygra ze zdrową rywalizacją. Nie, nie teraz, gdy nawet sędziowie i – o ironio – duże media apelujące o bezstronność przestały się hamować, faworyzując Lewisa Hamiltona. Skoro tak, niech i Max nie hamuje w najostrzejszych zakrętach. Dosłownie i w przenośni.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
To niewątpliwie brawurowy kierowca. Odważny, bezkompromisowy, charakterny. Nawet Lewis Hamilton nie ukrywa, że widzi w Maxie szaleńca. Oczywiście wypowiada takie słowa bardziej w geście bezradności czy frustracji, gdy przez to dostaje w kość w trakcie wyścigu, ale przecież coś w tym jest. Holender nie boi się wcisnąć bolidem tam, gdzie dziewiętnastu innych kierowców widzi autodestrukcję. Pamięcią nie trzeba sięgać daleko. Tor w Arabii Saudyjskiej tydzień temu, wznowiony start z linii mety po czerwonej fladze i fenomenalny manewr wyprzedzania na pierwszym zakręcie po wewnętrznej. Coś takiego mógł zrobić tylko Max.
No więc tenże brawurowy kierowca w ostatnim wyścigu sezonu stoi przed szansą, żeby wygrać pierwsze mistrzostwo świata w karierze. To wydarzenie może nie miałoby otoczki o tak wysokiej temperaturze, gdyby nie fakt, że wszystko zależy od 24-latka. W takim stopniu, że mógłby wygrać z Hamiltonem już na pierwszym okrążeniu. Wystarczy, że w ułamku sekundy przeważy oblicze gościa, który potrafi zagrać nieczysto. W imię nie tylko swojej natury, ale również zwycięstwa. Nieważne bowiem, że Verstappen wykluczyłby samego siebie, jeśli jego los miałby podzielić Brytyjczyk. Czy to możliwe? Nie, mało powiedziane. To cholernie mocno prawdopodobne.
***
Max przy równej liczbie punktów w klasyfikacji generalnej ma więcej zwycięstw od Hamiltona. To oznacza, że jeśli obaj nie dokończą wyścigu, trofeum powędruje w ręce Holendra. Takiego scenariusza oczywiście nie darzę sympatią. Jako fan rywalizacji wszelakiej zawsze wolę, żeby o końcowym rezultacie decydowały umiejętności. Ale, tak jak na podwórku, często też w sporcie i życiu, przydaje się coś jeszcze. Chodzi o cwaniactwo i wykorzystanie sprzyjającej sposobności. To też umiejętność i nie oszukujmy się, że jest inaczej. Max w tym względzie pokazywał już wielokrotnie, że jest lepszy od Lewisa. Gdy stawka stała się teraz najwyższa z możliwych, ten czynnik może być decydujący.
Nie mówię o jawnym spowodowaniu kraksy. Powtórzę: nie wyobrażam sobie, żeby Max poszedł śladami Michaela Schumachera, który kiedyś za próbę wyeliminowania przeciwnika został zdyskwalifikowany. Koszty takiego występku są ogromne i najzwyczajniej w świecie się nie opłacają. Ale już przypadek podobny do zdarzenia w Arabii ma w sobie znamię i sportowej rywalizacji, i cwaniactwa. Da się to obronić. Ten moment, gdy Verstappen chciał oddać pozycję Hamiltonowi w dobrym dla siebie położeniu. To mogłoby wydarzyć się jeszcze raz i w sprawiedliwym świecie musiałby wtedy zostać ukarany Hamilton, nie Max. Ewentualnie obaj, z tym że Brytyjczyk zostałby w mniejszym lub większym stopniu wyautowany z wyścigu. O to tu chodzi.
This season's #F1 title battle has been the most controversial for years.
Ahead of the #AbuDhabiGP finale, here's an open letter to Max Verstappen about how he should approach that race:https://t.co/8yfmAaIARJ
— Autosport (@autosport) December 9, 2021
***
Angielską prasę zajmującą się Formułą 1 obleciał strach. Pojawiły się też szpileczki na antenie Sky Sports, która emitowała takie klipy z wywrotkami Verstappena:
Ident #2#elevenf1 #F1PL pic.twitter.com/Hjp1TE1Ux6
— Kamil Niewiński (@NiewinskiK) December 11, 2021
Coś takiego budzi niesmak. Tak samo zresztą jak suma decyzji sędziów (albo ich braku), która w sezonie 2021 nie przemawia na korzyść Holendra. Na to trzeba by poświęcić osobny tekst, bo wyjścia Hamiltona do pokoju arbitrów stały się miłą wizytą na herbatkę, natomiast Maxa niekoniecznie. Nie chodzi o to, że ktoś jest tak ewidentnie faworyzowany, że trzeba, nie wiem, wejść na drogą sądową. No nie, to już zbyt odległa skrajność. Ale nie da się ukryć, że Lewis może więcej. I w żadnym razie nie mówię tego z perspektywy fana jednego czy drugiego.
Nie zapłaczę, jeśli dzisiaj wygra Hamilton, ani też nie wpadnę w nieopanowany zachwyt, jeśli swego dopnie Verstappen. Szkoda mi tylko, że wśród istotnych ludzi w świecie Formuły 1 Hamilton stał się takim zjawiskiem – z wszelkimi jego efektami ubocznymi – jak Messi w świecie futbolu. Mówiąc wprost, ktoś gdzieś chyba za bardzo chce, żeby Brytyjczyk wygrał kolejne mistrzostwo z rzędu i przeszedł do historii tak jak Messi z liczbą zdobytych „Złotych Piłek”. Ta wszechobecna presja na sukces Hamiltona i czasami wręcz wrogość w kierunku Verstappena stała się z biegiem czasu naprawdę widoczna i męcząca. A już kompletnym absurdem jest list otwarty redaktora naczelnego prawdopodobnie największej redakcji motorsportowej na świecie, który podkreśla jedno: ludzie, którzy powinni być uznawani za specjalistów w tej dziedzinie, dyskredytują osiągnięcia kierowcy Red Bulla. Zamykają go w ramach, które są niesprawiedliwe.
Prawda jest taka, że Red Bull może przegrać mistrzostwo konstruktorów, ale kierowcę ma najlepszego w stawce. Idę za słowami Fernando Alonso, który powiedział, że Max ściga się na poziomie wyższym od reszty. Sam Max przyznał, że gdyby jeździł w bolidzie Hamiltona, kwestia mistrzostwa kierowców zostałaby rozstrzygnięta już wcześniej. To oczywiście gdybanie, więc nie ma co się zagłębiać w taką retorykę. W każdym razie król polowania w czasie GP Abu Dhabi może być tylko jeden. Stanę po stronie Maxa, bo od dawna odnoszę takie wrażenie, że wielu osobom w tym środowisku trzeba utrzeć nosa. A chyba nie ma obecnie innej postaci w Formule 1, przy której postawienie hasła, że może zrobić coś na przekór wszystkim, pasowałoby tak dobrze.
CZYTAJ TAKŻE:
- Kimi Raikkonen. Leń, geniusz i mistrz. Kierowca, jakiego już nie będzie
- Zmarł sir Frank Williams. Jak stał się legendą Formuły 1?
Fot. Newspix