Rafał Strączek rozgrywa naprawdę udany sezon. Imponuje refleksem, broni na wysokiej skuteczności, spokojnie można go rozpatrywać wśród trzech najlepszych bramkarzy rundy. Nic dziwnego, że mówi się o jego transferze, skoro kończy mu się kontrakt – łakomy kąsek. Ale dziś? Nie no, dziś to przeszedł samego siebie. Wyjął dwa rzuty karne i jest absolutnym bohaterem Stali Mielec.
STAL MIELEC – BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA. STRĄCZEK SHOW
Obie jedenastki to niezwykłe historie. Po pierwsze – trudno zrozumieć, jak można tak przeciętnie kopnąć z jedenastego metra. Najpierw do piłki podszedł Wlazło i „sieknął” tak, że Strączek najzwyczajniej w świecie złapał piłkę. To jest najgorsza recenzja dla strzelającego. W drugiej połowie zmienił go Mesanović i uderzył niewiele lepiej – mocniej, natomiast też bez większej precyzji, na idealnej wysokości dla golkipera. Tak więc Strączek przerzucił tę próbę nad poprzeczką.
Niemniej – Strączka i tak trzeba docenić. Ma czutkę, wie, że rywal jest niepewny, wie, gdzie może kopnąć. Też sztuka.
Ale żeby wskazać na wapno, najpierw musi być za co i szczególnie karny przed przerwą jest rozbrajający. Piłka zmierzała już do bramki, a Getinger zaprezentował coś w stylu… Sławomira Szmala połączonego z Luisem Suarezem. No bo Getiner chciał wybijać futbolówkę nogą, zrobił takiego pajacyka jak bramkarz z ręcznej, ale trafił w nią ręką i skierował na poprzeczkę. Kuriozalna sprawa. Co „lepsze”, Jarzębak tego na początku w ogóle nie zauważył i kazał grać dalej, ale z pomocą przyszedł mu VAR i Getinger wyleciał z boiska. Strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy żyli w futbolu bez tej technologii, byłaby to wpadka podobna do tej, gdy Jarzębak (jako sędzia zabramkowy) uznał gola Legii, mimo że Jędrzejczyk wyjechał z piłką z Krakowa (na pewno pamiętacie).
Po raz drugi Jarzębak wskazał na jedenastkę już bez pomocy VAR-u, Czorbadżijski wyciął Wasielewskiego w spektakularny sposób. Mógł go spokojnie odprowadzić do linii bocznej, ale nie, uznał, że wjazd w nogi będzie najlepszym sposobem. Potem pokazywał, że trafił w piłkę, natomiast nie kupiłby na tę historię nawet pięciolatka.
STAL MIELEC – BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA. GOŚCIE ROZCZAROWALI
Zostawiając już rzuty karne, choć to absurdalne, by zmarnować dwa w meczu – wypada mieć żal do Bruk-Betu. Co tydzień można chwalić niecieczan, że grają nieźle, ale co z tego, skoro nie ma z tego punktów? A tutaj po prostu musieli je zdobyć. Z przewagą przez większą część spotkania. Tymczasem poza jedenastkami Strączek tak naprawdę nie musiał się sprężać. Owszem, Bruk-Bet naciskał, ale bez większych konkretów. Spróbował Wlazło z dystansu, odbił Strączek, potem raz czy dwa się zakotłowało, ale Stal dość spokojnie dowiozła prowadzenie.
I gdyby mecz ciągle toczył się jedenastu na jedenastu, można zakładać, że dalej prowadziłaby grę w tym spotkaniu. Jeszcze gdy siły były równe, Stal wyszła na prowadzenie. Idealnie zagrał Hinokio, stoperzy Bruk-Betu byli w lesie i Piasecki skorzystał z sytuacji sam na sam. Nie pomógł też Loska, który wyszedł do napastnika, a potem… stanął. No jak już idziesz, chłopie, to idź, a nie zastanawiasz się w połowie drogi i de facto nie podejmujesz interwencji.
Stal przed stratą Getingera była lepsza, chciała prowadzić grę, widać było po niej większą jakość. Potem wiadomo, musiała się bronić, natomiast i tak miała patelnię na podwyższenie prowadzenia, ale tym razem dobrze zachował się Loska, gdy odbił uderzenie Żyry.
Niesamowita jest ta jesień Stali, naprawdę. Jeśli zimą uda się utrzymać ten skład, a może jeszcze wzmocnić, wiosna będzie szczególnie ciekawa. Tu już nie będzie walki o utrzymanie, ale o to, by napisać taką historię jak „choćby” Warta w poprzednim sezonie.
Fot. FotoPyk