Mimo upływu lat Tiger Woods pozostaje najsłynniejszym golfistą świata oraz sportową ikoną. Na początku tego roku jego kariera stanęła jednak pod znakiem zapytania. Wypadek samochodowy mógł odebrać mu władze w nogach. Na całe szczęście – Amerykanin wyzdrowiał szybciej, niż ktokolwiek zakładał. Za niecałe dwa tygodnie znowu będzie zaliczał dołki. Tym razem z synem.
W ramach przypomnienia: do nieszczęśliwego zdarzenia doszło w lutym. Auto, którym w pojedynkę przemieszczał się Tiger, dachowało. Kiedy na miejsce wypadku przyjechali strażacy, początkowo nie byli w stanie wyciągnąć golfisty ze zdemolowanego pojazdu. Pomógł specjalistyczny sprzęt, zwany “szczękami życia”. Woods został przetransportowany do szpitala, gdzie rozpoczęła się walka o jego zdrowie.
Następnego dnia wiedzieliśmy już, że Amerykanin przeżyje, ale nie znaliśmy odpowiedzi na ważne pytania: jakie konsekwencje będą miały liczne złamania nogi, których doznał, jak długo zajmie mu dojście do siebie oraz późniejsza rehabilitacja, a także – czy w ogóle wróci do sportu? Dzisiaj już wiemy, że wszystko poszło jak należy. Tiger miał sporo szczęścia. – Chociaż był to długi i ciężki rok, jestem bardzo podekscytowany, że mogę go zakończyć, biorąc udział w PNC Championship z moim synem Charliem – napisał na Twitterze.
Although it’s been a long and challenging year, I am very excited to close it out by competing in the @PNCchampionship with my son Charlie. I’m playing as a Dad and couldn’t be more excited and proud.
— Tiger Woods (@TigerWoods) December 8, 2021
Pierwszy turniej po wypadku, w którym weźmie udział, nie należy oczywiście do profesjonalnego, golfowego cyklu. Mówimy o zawodach dla dzieci oraz ich rodziców. Choć nie byle jakich rodziców, tylko mistrzów wielkoszlemowych (w golfie, podobnie jak w tenisie, funkcjonuje taki termin). Woods wystąpi z synem Charliem, którego można już było zobaczyć na polach – kiedy towarzyszył swojemu ojcu. Dwunastolatek ma spory zapał do tej dyscypliny – choć oczywiście jest za wcześnie by mówić, czy też wiąże z nią swoją przyszłość.
Natomiast co do doświadczonego golfisty – znowu wyszedł z opresji. Bo przecież problemy ze zdrowiem, czy innej natury, towarzyszą mu od lat.
Ciągła walka
Człowiek, który pod koniec grudnia skończy 46 lat, w opinii ekspertów jest największym talentem w historii golfa. Inna sprawa, że swojego potencjału w pełni nie zrealizował. Bo wiele sezonów stracił na leczeniu kontuzji. Plecy – to jego największa zmora. Miał jednak też problemy z Achillesem, zrywał więzadła w kolanie, poddawał się operacji łokcia, dokuczały mu bóle szyi czy ramienia. Lata gry dotkliwie odcisnęły na nim swoje piętno (bo co nie jest oczywiste: zamach z kijem golfowym potrafi być obciążający dla kręgosłupa, wymaga sporej pracy kolan, bioder czy ramion).
Swego czasu „ESPN” stworzyło grafikę z Tigerem, na podstawie której można było wywnioskować, że… kontuzje Amerykanina rozłożyły się na niemal całe jego ciało. Nic więc dziwnego, że – od końcówki pierwszej dekady XXI wieku – regularnie wypadł ze sportowej rywalizacji. Choć przerwy, które robił, nie wynikały tylko z urazów. Skandal obyczajowy z 2009 roku, kiedy Woodsa przyłapano na niewierności małżeńskiej, również sprawił, że przez jakiś czas na polach golfowych go nie widziano.
Amerykanin w tamtym czasie tracił też kontrakty reklamowe (z Gillette, Accenture czy Gatorade’m), a także przez rozwód z żoną, szwedką modelką Elin Nordegren, został pozbawiony… 100 milionów dolarów. Do żadnego bankructwa oczywiście nie doszło, w końcu przez lata był najlepiej zarabiającym sportowcem na świecie, ale wciąż – otrzymał spory cios w swoje finanse.
Te czasy naturalnie są już dawno za nim. Warto jednak o nich wspomnieć, aby podkreślić jedno – Tiger Woods podnosił się już wielokrotnie. To dla niego chleb powszedni.
Choć w maju, po wypadku, nie mówił jeszcze o powrocie do golfa i skupiał się na tym, aby odzyskać samodzielność w poruszaniu się, w grudniu znowu spoglądać będą na niego tysiące kibiców. Nawet jeśli na szczyt golfowego świata, na którym ostatnio znajdował się w 2019 roku (wygrał prestiżowy turniej Masters), powrócić będzie mu trudno.
Fot. Newspix.pl