Pogoń Szczecin przez cały poprzedni sezon tylko w dwóch meczach ligowych strzeliła przynajmniej trzy gole. Jasne, punkty ekipie Kosty Runjaicia i tak się długo wtedy zgadzały, ale chyba nie ma co się kłócić z tym, że ten minimalizm w poczynaniach ofensywnych bywał kulą u nogi zarówno w walce o mistrzostwo Polski, jak i później, gdy trzeba było powalczyć z Osijekiem o Ligę Konferencji. Ba. Jeszcze w tym sezonie Portowcy mieli mecze, w których mimo przewagi nie potrafili wrzucić rywalom drugiego, trzeciego czy czwartego gola, a w ostatnim kwadransie zagapiali się, dostawali dzwona i kończyło się remisem 1-1 (Warta, Lech, Radomiak, Cracovia – łącznie osiem punktów w plecy). Z tej perspektywy patrząc, ostatnie tygodnie w wykonaniu ekipy ze Szczecina wyglądają obiecująco, bo dziś Pogoń po raz kolejny zagrała w ataku z rozmachem godnym swojej kadry.
Wróćmy do statystyki, od której zaczęliśmy. Cztery gole wbite Stali Mielec, cztery gole z Górnikiem Łęczna, tyle samo z Jagiellonią, pięć przeciwko Lechii Gdańsk i dziś trzy z Bruk-Bet Termaliką. Progres jest widoczny z perspektywy Księżyca, wszak dziś Pogoń dopiero dobiła do półmetka sezonu. A rozwój w tym kierunku podobać będzie nam się nawet wtedy, jeśli będzie oznaczał, iż Dante Stipica nie zakręci się wokół rekordu czystych kont.
Dziś w Niecieczy zespół Runjaicia na początku trochę przypominał drużynę siatkarską, która cierpliwie i spokojnie ponawia swojej ataki w poszukiwaniu punktu. Rywal przeskakiwał przez bandy, podbijał nogą, libero uskuteczniał różne wygibasy, ale ostatecznie przenosił piłkę na drugą stronę taśmy. Udało się raz, udało się drugi, ale za trzecim razem będący w natarciu zespół wbił gwoździa i mógł zbijać piątki na środku parkietu. Konkretnie było tak:
- Silva z bliska trafił w Loskę,
- Loska w ostatniej chwili odbił strzał Kowalczyka z bliskiej odległości,
- w końcu Grosicki przymierzył po długim rogu i w 12. minucie goście byli na prowadzeniu.
No, dawno nie byliśmy tak pewni, że lada moment padnie gol dla jednego zespołu, bo wydaje nam się, że gdyby i Grosicki został zatrzymany przez bramkarza, to przekonani o własnej sile goście zaraz stworzyliby też czwartą i piątą okazję, by w końcu dopiąć swego. Zresztą stworzyli i szybko walnęli też drugiego gola po akcji Kozłowskiego i przytomnym podłączeniu się Bartkowskiego.
Tu trzeba wrócić do porównania między sezonami, bo coraz bardziej widoczne jest to, że Pogoń jest bardziej ofensywna w dużej mierze za sprawą postawy Kamila Grosickiego. Zaczyna być liderem pełną gębą. Dziś walnął drugiego gola po powrocie do ligi, został okradziony z asyst (Silva, Kucharczyk, Kowalczyk – znów mógł być hat-trick), a i po jego akcji w drugiej połowie Pogoń miała rzut karny. Tyle z konkretów, ale skrzydłowy generalnie przez cały mecz był niełatwy do zatrzymania. Na fajne obroty w Górniku wskoczył Podolski, ale Grosicki też nie musi czuć się gorszy.
Czytaj także:
- Grosicki: Dałem Sousie piłkę do pustej bramki
- Frączczak: Dobrzy ludzie najbardziej dostają po dupie
- Kozłowski: Chcę być najlepszy na świecie
Jak już wspomnieliśmy, jest w tej sytuacji Pogoni coś za coś i defensywie momentami brakuje szczelności. Dziś na siłę można by komuś wmawiać, że cały problem polegał na braku rozwagi u Kozłowskiego, który w polu karnym kopnął Tekijaskiego i gospodarze mieli jedenastkę, ale to nie do końca tak. Bruk-Bet może i dostał świetną okazję od młodziana, ale na trafienie solidnie też zapracował. Podobać mogły się przede wszystkim ofensywne wejścia Grzybka, ale nie tylko. I za to plus. Z taką grą punkty powinny przyjść.
Jedyny problem polega na tym, że pisaliśmy tak już kilka razy, a niecieczanie zaraz mogą wrócić do strefy spadkowej.
Fot. newspix.pl