Widzew postawił się Wiśle Kraków. Widzew, będąc pierwszoligowcem, toczył wyrównany pojedynek z reprezentantem Ekstraklasy. Wreszcie to Widzew schodził na przerwę z zasłużonym prowadzeniem. To dla łodzian fakty, które mogą stanowić jedynie formę pocieszenia. Wisła Kraków odwróciła mecz, pokazała wyrachowanie, spokój i doświadczenie. Czyli to, czego tak bardzo brakuje jej w lidze.
Wiele wskazywało na to, że będzie to typowe spotkanie drużyny Guli w tym sezonie. Jakieś pojedyncze przebłyski, próby sklejenia czegoś w ładnym stylu i stracona bramka, po której wszystko siada. Były momenty – zwłaszcza końcówka pierwszej połowy, gdy Widzew prowadził – gdzie niezaznajomiony z realiami kibic to gospodarzy wskazałby jako drużynę z Ekstraklasy, która wyszła na boisko po swoje. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że ten mecz wymykał się „Białej Gwieździe” spod kontroli – jak wiele innych w tym sezonie.
Nie wiemy, czy to spotkanie będzie mitem założycielskim Guli, ale wiślacy wreszcie zacisnęli zęby, przecierpieli złe momenty i odwrócili losy meczu. Może nie zrobili tego w imponującym stylu, ale jakie to ma znaczenie? To pierwszy mecz pod wodzą Słowaka, który ekipa z Krakowa wygrała tracąc jako pierwsza bramkę.
Ale zaczęło się od dobrej gry Widzewa, której ukoronowaniem była naprawdę fajna bramka Kuna. Sam skrzydłowy tylko dołożył nogę, najciekawsze było to, co zdarzyło się wcześniej – najpierw Gołębiowski wypatrzył prostopadłym podaniem Guzdka, a ten z pierwszej piłki wyłożył patelnię swojemu koledze. Groźnie było też w momencie, gdy Fabio Nunes potańczył w polu karnym i przymierzył po krótkim słupku, co wybronił Kieszek. Tak generalnie – doświadczony bramkarz zaliczył dobre spotkanie, będzie mu się pamiętać zwłaszcza obronę główki Michalskiego przy stanie 1:2 już w doliczonym czasie. Dla Widzewa była to ostatnia szansa na powrót do gry, ale bramkarz Wisły wykazał się należytym refleksem.
Co stworzyła sobie „Biała Gwiazda” w pierwszej połowie? Niewiele. Forbes niespodziewanie się urwał, huknął w spojenie i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o akcje godne odnotowania. Niespodziewanie to w przypadku Wisły słowo klucz – bo to nie tak, że w drugiej połowie od razu zobaczyliśmy odmieniony zespół. Wisła wciąż musiała swoje odcierpieć, a wyrównującego gola strzeliła w momencie, gdy nic tego nie zwiastowało, dopiero po ponad godzinie gry. Szot dograł do Forbesa, ale czy była to dobra wrzutka? Niekoniecznie, Kostarykanin dostał piłkę za plecy. Nie można też powiedzieć, że był niepilnowany, skoro blisko niego był Hanousek (próbował włożyć nogę przed napastnika) i Dejewski (asekurował). Mimo to Forbes zdołał przyjąć, odwrócić się i posłać zabójczy cios. Coś nam się wydaje, że defensorzy łodzian do dobrego ustawienia powinni dołożyć znacznie większą agresję.
I to wcale nie tak, że wyrównujący gol nagle odmienił mecz. Wisła dalej grała w sposób nieprzekonujący, po prostu wycisnęła maksa z sytuacji, które miała. Bohaterem meczu należy uznać Jana Klimenta, który pojawił się na placu w drugiej odsłonie. Przy golu na 1:2 też wiele poszło nie tak. Yeboah? Niby efektownie kiwał, ale koniec końców został wygoniony. Próba strzału Młyńskiego po wrzutce Gruszkowskiego? Niewiele z niej wyniknęło, no, może poza tym, że piłka spadła pod nogi Skvarki, który przegrał walkę z grawitacją. Futbolówka trafiła ostatecznie do Klimenta, który bez zastanowienia palnął na bramkę. Defensorzy Widzewa znów mogli mieć do siebie pretensje za bierną postawę.
Mniej więcej w tym momencie – czyli w samej końcówce – można było powiedzieć, że Wisła zaczyna kontrolować wydarzenia boiskowe. Widzew nie stworzył sobie zbyt wiele, poza wspomnianym strzałem Michalskiego w doliczonym czasie gry, wyjściem na wolne pole Guzdka na początku drugiej połowy (zabrakło mu zdecydowania, by oszukać pasywnego Sadloka), sytuacyjnym strzale Hanouska z kilku metrów (był oko w oko bramkarzem, ale uderzał leżąc na glebie) i ciekawym uderzeniem Danielaka sprzed pola karnego. Wisła przyklepała wynik w momencie, gdy na stały fragment gry w jej pole karne powędrował Wrąbel. Poszła kontra, Kliment uciekał wracającemu bramkarzowi przez kilkadziesiąt metrów, aż w końcu posłał piłkę do pustaka.
Widzew odpada z Pucharu Polski na pierwszej naprawdę poważnej przeszkodzie (wcześniej miał Resovię i GKS Jastrzębie). W rozgrywkach zostały już tylko dwie drużyny spoza Ekstraklasy – Arka Gdynia i Olimpia Grudziądz.
Widzew Łódź 1:3 Wisła Kraków
Kun 29′ – Forbes 64′, Kliment 86′, 90+7
Fot. FotoPyK