Łomża Vive Kielce dokonywała w ubiegłych tygodniach wielkich rzeczy. Dwie wygrane z Barceloną, pokonanie Veszprem i Flensburga, rozbicie PSG na własnym parkiecie. To wszystko sprawiało, że sytuacja polskiego zespołu w „grupie śmierci” była naprawdę komfortowa. I dalej jest, mimo tego, że seria zwycięstw kielczan została właśnie przerwana. Szczypiorniści z Paryża pokonali ich dzisiaj 32:27. Świetne spotkanie rozegrał… zawodnik, którego w przyszłym sezonie będziemy oglądać w Polsce, czyli Nedim Remili.
PSG wyszło na parkiet wyraźnie zmotywowane po porażce w Kielcach. Powiemy więcej – do pewnego momentu oglądaliśmy przepaść w grze obu zespołów. Paryżanie szli po swoje, w pierwszej połowie mieli nawet pięć czy nawet sześć bramek przewagi. Wiele drużyn, mierzących się z gwiazdorską francuską ekipą, nie zdołałoby już wrócić już do meczu. Ale Vive jest jednak w tym sezonie niesamowicie mocne. Dlatego szybko odrobiło straty. Gdyby rzut Alexa Dujszebajewa nie poleciał w słupek, na tablicy wyników widniałby remis 13:13.
Ostatecznie paryżanie się obronili – do szatni zeszli z prowadzeniem 16:14. Jedną rzecz należało jednak odnotować – dwie dwuminutowe kary na koncie (trzy to wykluczenie) miał już Luc Steins, kluczowy playmaker francuskiej ekipy. Po stronie Vive to samo mógł powiedzieć o sobie Miguel Sanchez-Migallon, ważny obrońca w ekipie Tałanta Dujszebajewa. Holender to jednak, być może, najważniejszy element ofensywy paryżan. Liczyliśmy zatem, że sędziowie znowu spojrzą na niego nieprzychylnie.
Dwójka liderów i bolesna kara
Ale niestety – Steins nie dał się wyrzucić z parkietu. Był ostrożniejszy w obronie i robił swoje w ataku – czyli grał bardzo szybko w kontrach i znajdował kolegów na czystych pozycjach. To jednak nie tylko on sprawiał, że atak PSG hulał aż miło. Świetne radził sobie Nedim Remili (dzisiaj 6 bramek), który od przyszłego sezonu będzie zawodnikiem Vive. Francuz był również „bohaterem” być może najważniejszej akcji spotkania.
Co mamy na myśli? To po na faulu na nim z boiska wyleciał Tomasz Gębala. Polak nie miał wcześniej nawet dwuminutowego wykluczenia na koncie, ale sędziowie uznali, że to jak potraktował w obronie Remiliego, zasługiwało na czerwoną kartkę. Czy to była dobra decyzja? Można mieć wątpliwości.
Problemem dla Vive była też dyspozycja Vincenta Gerarda, bramkarza PSG. Ten nie tylko notował efektowne interwencje, ale świetnie się ustawiał i wyczuwał intencje kielczan. Rady z nim nie dawał sobie chociażby Alex Dujszebajew, który zmarnował karnego i był – jak na siebie – wyjątkowo mało skuteczny w ataku pozycyjnym.
Generalnie – o ile początek drugiej połowy, nawet po zejściu Gębali, nie wyglądał w wykonaniu polskiego zespołu źle, tak z czasem inicjatywę przejęli już paryżanie. Kiedy do końca spotkania zostało kilkanaście minut, mało kto wierzył, że Vive uda się ze stolicy Francji wywieźć zwycięstwo. I jak się okazało – słusznie, bo PSG wygrało pięcioma bramkami.
Nic się nie stało?
Seria zwycięstw Łomży Vive Kielce zakończyła się zatem na siedmiu. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa wciąż jednak liderują „grupie śmierci” w Lidze Mistrzów. A najtrudniejsze, czyli mecze z Barceloną oraz PSG, mają już za sobą. Choć perspektywa spotkań z Veszprem oraz Flensburgiem sprawia, że kielczanie absolutnie nie mogą być pewni swego.
Bo o ile z grupy wyjdą praktycznie na pewno, tak zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc w grupie, co gwarantuje bezpośredni awans do ćwierćfinału (z ominięciem 1/8), może się jeszcze Vive wyślizgnąć.
Paris Saint-Germain Handball – Łomża Vive Kielce 32:27 (16:14)
Fot. Newspix.pl