Wychował się w czasach, kiedy potyczki na tle rasowym były na porządku dziennym. Wracał do domu z metalowym kolcem wbitym w nogę, przeżył śmierć kumpla, który został zamordowany przez Ku Klux Klan. Lata później zostawił swoją rodzinę, żonę i piątkę dzieci. A potem uznał, że jego kolejne córki zostaną tenisistkami. Miał plan, który zrealizował w stu procentach. Obecnie Serenę i Venus Williams zna cały świat. A Richard Williams, w wieku niemal osiemdziesięciu lat, doczekał się o sobie filmu. Amerykanin to fascynująca postać. Choć wyjątkowo niejednoznaczna.
Zanim na świat przyszły Serena oraz Venus, dorobił się piątki dzieci. Sabriny, Richarda III, Ronner, Reluss oraz Reneeki. Z Betty Johnson, pierwszą żoną, wychowywał też Katrinę, córkę swojej wybranki z poprzedniego małżeństwa. To była jego pierwsza rodzina, którą porzucił.
Parę lat później, w 1979 roku, trafił na Oracene Price. Poznał ją na przystanku autobusowym i pokochał jej “długie, piękne nogi”. Nie potrzebował tygodni, miesięcy związku. Od razu powiedział nowej miłości, że chce ją poślubić.
Potem był plan, na który wpadł pod wpływem impulsu. Zobaczył w telewizji rumuńską tenisistkę Virginię Ruzici. A przede wszystkim – dostrzegł, że odbiera czek na 40 tysięcy dolarów. Tyle zarobiła na wygraniu kilkudniowego turnieju. To zrobiło na nim takie wrażenie, że zadecydował, czym będą zajmować się jego córki. Miały grać w tenisa.
Wszystko sobie rozpisał, na 78 kartkach papieru. Problem stanowiło jednak to, że Oracene nie chciała początkowo mieć kolejnych dzieci. Z poprzedniego małżeństwa zostały jej trzy – właśnie płci żeńskiej. Richard zatem chował tabletki antykoncepcyjne swojej partnerki, “zalecał się” do niej romantycznymi kolacjami, przekonywał. Ostatecznie stanęło na jego.
Venus Williams urodziła się w czerwcu 1980 roku, Serena Williams nieco ponad rok później. Zanim jednak Richard mógł nauczyć jej gry w tenisa, sam potrzebował poznać chociaż podstawy tej dyscypliny. Bo przecież jak Afroamerykanin wychowany na południu Stanów Zjednoczonych w latach 50. miał mieć wcześniej do czynienia z jakimikolwiek kortami?
Prawo dżungli
Pierwsza kobieta w jego życiu nazywała się Julia Metcalf. W lutym 1942 roku przebywała w domu, kiedy poczuła, że musi iść do szpitala. A z racji, że wszystkie znajdujące się w pobliżu, nie obsługiwały osób czarnoskórych, była zmuszana wybrać się w dłuższą wędrówkę. Przeszła kilka mil i wycieńczona, w przemoczonych ubraniach, ignorowana przez przejeżdżające samochody, upadła na ziemię. Uratował ją członek pobliskiego kościoła. I przetransportował do szpitala, gdzie na świat przyszedł Richard Williams. Jej pierwszy, i jak się okazało, jedyny syn.
Przyszły tenisowy trener, menadżer, biznesmen i milioner wychował się w biedzie. W jego życiu – poza matką – znajdowały się siostry, ale ojca zapamiętał jako kogoś rzadko obecnego i, przede wszystkim, obojętnego. Pamięta, jak bito go na ulicy, kiedy ten stał obok i nie interweniował, nie starał się ochronić swojego syna. Pamięta, jak często był ofiarą i świadkiem przemocy. Pamięta, jak się temu sprzeciwiał.
Kończyło się różnie. Zdarzyło się, że grupa białych mężczyzn napadła go i wbiła mu metalowy kolec w nogę, przez to, że nie chciał mówić im per “pan”. W pamięci utkwiło mu, jak jego przyjaciel, nazywany “The Lil Man”, został powieszony na drzewie przez Ku Klux Klan. Znalazła go grupa bawiących się w lesie dzieciaków, zwisającego, z obciętymi dłońmi. – Nie było formalnego śledztwa. Nikt nigdy nie był przesłuchiwany. Nikt nie był w stanie udowodnić, kto zabił Lil Mana, ponieważ nikt nigdy nie próbował – pisał Richard w swojej książce “Black and White: The Way I See It”.
Prawo nie stało po jego stronie, dlatego działał na własną rękę. Potrafił pobić policjanta czy infiltrować szeregi Ku Klux Klanu. Dowiadywał się tym samym, kto jest członkiem tej organizacji, żeby potem wiedzieć, który dom okraść. Ale czasami polegał po prostu na sile fizycznej. I atakował, zanim zaatakowali oni.
Realia panujące w Shreveport, mieście w stanie Luizjana, w końcu go zmęczyły. Przeprowadził się do Chicago, a potem do Kalifornii. Minęły lata. Wreszcie, jako ojciec piątki dzieci i mąż, uznał, że musi odnieść sukces. Nie żył już w mieszkaniu bez łóżek, z podniszczoną toaletą. Miał stabilną sytuację finansową. Ale chciał więcej.
Trzeba (?) było poświęcić wiele
Sabrina, owoc jego związku z Betty, wspominała, że ojciec wyszedł kupić jej rower. I nie wrócił nigdy. Trzydziestokilkuletni facet zamknął jeden rozdział swojego życia i zamierzał otworzyć kolejny. Podobno nie chodziło jednak tylko o jego chęci, ale problemy małżeńskie. Te – co oczywiście jest wersją poprzedniej rodziny – brały się głównie ze stylu życia Richarda. I licznych romansów, dziewczyn na boku.
Ta jedna, wspomniana Oracene, zatrzymała go jednak na dłużej. A potem Richard wymyślił plan, który chciał realizować. I nie liczyło się dla niego nic więcej. – Podszedłem do swojej żony i powiedziałem, że będziemy mieli dwójkę dzieci, i że będziemy bogaci. Zostaną tenisistkami – wspominał Williams.
Stał się “studentem” gry w tenisa. Czytał wszystko, co mógł, oglądał mecze, instruktażowe filmiki, wdawał się w dyskusje z innymi miłośnikami tego sportu. Pojawiał się też na korcie, ucząc się podstaw tenisa od człowieka, którego nazywano “Stare Whisky”. W zamian za otrzymywane lekcje… kupował mu alkohol. Sam oczywiście nie zamierzał zostać profesjonalnym graczem, zbliżał się w końcu do czterdziestki, ale wiedział, że musi mieć o dyscyplinie pewne pojęcie. Dlatego trochę z rakietą pobiegał.
Jego plan zakładał też przeprowadzkę do Compton. Przebywanie w niesławnej dzielnicy Los Angeles miało nauczyć Serenę oraz Venus życia. Miało ukształtować ich charakter, sprawić, że nic co czeka w dorosłości, nie będzie w stanie je zaskoczyć. – Do Compton zaprowadziło mnie przekonanie, że najwięksi mistrzowie pochodzą z getta. Analizowałem sukces między innymi Muhammada Aliego czy historie wielkich umysłów jak Malcolm X. Widziałem, skąd pochodzą – mówił Richard.
Venus oraz Serena pierwsze obowiązki otrzymały, kiedy miały kolejno trzy i dwa lata. Biegały po osiedlu i rozdawały książki telefoniczne. Potem ojciec uczył je, jak oszczędzać zarobione pieniądze. A kiedy były już wystarczająco silne, żeby chwycić za rakietę, ruszył ze swoją misją tworzenia tenisistek. Po latach wspominał w wywiadach, że mógł poczekać, aż skończą sześć lat. Wtedy jednak nie w myśl było mu odkładanie marzeń. Jakby nie patrzeć – swoich marzeń.
Nie pozwalał, żeby cokolwiek go zatrzymało. A wówczas problemy rodziny Williamsów dotyczyły dość prozaicznych rzeczy. Jak dostępu do kortu, na którym przebywali członkowie gangów, nieskłonni do zmiany miejscówki. Richard wracał do domu ze złamaną szczęką czy nosem, wybitymi palcami oraz ubytkami w zębach, ale nie dawał za wygraną. Wreszcie nastąpił przełom. Wdał się w bijatykę z gangsterami, po której ci uznali, że z tym gościem nie ma co zadzierać.
– To zajęło dwa lata i prawie zniszczyło moje ciało oraz umysł. Ale w tamtym momencie nic więcej się nie liczyło. Tylko to, że korty były nasze – wspominał Richard. Swobodny dostęp do miejsca do trenowania nie oznaczał jednak, że Serena oraz Venus mogły luźno, w rodzinnej atmosferze, przebijać piłki na drugą stronę. Ba, ich ojciec nie chciał do tego dopuścić.
Dlatego nie interweniował, kiedy wokół kortu zbierały się dzieciaki, których bawił widok dwóch czarnych dziewczynek grających w tenisa. Nie interweniował, gdy rzucali wyzwiskami, nawet tymi na tle rasowym. Często sam ich opłacał, aby obrażali jego córki. Bo uważał, że w takich warunkach powstają mistrzynie, że w ten sposób uodporni je na przyszłą krytykę. – Kazałem dzieciakom używać wszystkich przekleństw znanych w języku angielskim, nie wyłączając “czarnucha” – mówił.
W międzyczasie miał szczególnie dbać o edukację Sereny i Venus. Kazał im dużo czytać, dbać o dobre oceny w szkole. Chciał też, żeby nie brakowało im trzech, według niego, kluczowych cech – poświęcenia, pewności siebie oraz odwagi. Nie zaniedbywał też religii, wpajał córkom wiarę w Boga, a także opowiadał im historię swojej rodziny. Aby zrozumiały, jakie przeszkody trzeba pokonywać w życiu.
Kiedy Venus miała dziewięć lat, była pewna, że może pokonać Johna McEnroe. – Wręcz prano nam mózgi, żebyśmy wierzyły, że będziemy numerem jeden – mówiła po latach. W takiej bańce żyły dziewczyny, które podczas przebywania na korcie słyszały strzały pistoletów. – Na początku myślałam, że ktoś odpala petardy lub rozbija balony, ale kiedy dowiedziałem się, co oznacza ten dźwięk, trochę mną to wstrząsnęło – wspominała Serena.
Plan Richarda działał. Siostry biegały szybciej, uderzały coraz mocniej. Często nie miały innego wyboru, bo ojciec celowo przynosił im zużyte piłki, które niżej się odbijały, aby Serena i Venus używały więcej siły. Dbał też o ich zwinność, mobilność. Dlatego potrafił kłaść na korcie rozbite butelki, które jego pociechy były zmuszone przeskakiwać.
Przy tym wszystkim Richard Williams miał zachowywać balans. Nie był jak Jim Pierce, niesławny ojciec Mary, dwukrotnej mistrzyni wielkoszlemowej, posądzony o psychiczne oraz fizyczne znęcanie się nad córką. Mimo tego, że w jednym z wywiadów nazwał go jednym z najlepszych rodziców, jakich zna. Czy faktycznie mówimy o kimś, kto – przynajmniej w kwestii wychowania – nie powinien mieć sobie nic do zarzucenia?
Nic może nie, ale przecież Serena oraz Venus nie chciałyby, żeby o ich ojcu powstał film, gdyby uważały go za tyrana.
Wszystko dla ich dobra?
Po latach ten kawałek telewizyjnego wywiadu można docenić szczególnie. Venus Williams, niespełna piętnastoletnia tenisistka, która rok wcześniej pokonała drugą rakietę świata, Arantxę Sanchez Vicario, rozmawiała z dziennikarzem ABC. Na pytanie, czy myśli, że może pokonać jedną z rywalek, odpowiedziała – “wiem, że mogę ją pokonać”. Reporter nie dał jednak za wygraną.
– To bardzo pewne siebie – mówił.
– Jestem bardzo pewna siebie – odpowiadała mu uśmiechnięta 14-latka.
– Mówisz to tak łatwo. Dlaczego?
– Ponieważ w to wierzę.
W tym momencie wywiad przerwał Richard Williams. Dziennikarz nie krył swojego rozgoryczenia, ale był zmuszony wysłuchać, co ten ma do powiedzenia. – Musisz zrozumieć, że rozmawiasz z czternastoletnim dzieckiem. I to dziecko będzie grało w tenisa, kiedy twoja stara dupa i ja będziemy w grobie. […] Masz do czynienia z małym czarnym dzieckiem, pozwól jej być dzieckiem. Odpowiedziała ci z dużą pewnością siebie, odpuść sobie – gotował się ojciec tenisistki.
To tylko jeden z przykładów, który pokazuje, jaką opieką otaczał swoje córki Richard. Nie chciał, żeby brały udział w juniorskich rozgrywkach, bo nie podobało mu się tamtejsze środowisko, podobno pełne toksyczności oraz zawiści. Dlatego postanowił, że Venus oraz Serena zostaną profesjonalistkami tak szybko, jak to tylko możliwe.
Starsza zadebiutowała w rozgrywkach rangi WTA w 1994 roku, młodsza w 1995 roku. Nie minęło dużo czasu, aż tenisistki zaczęły pokazywać swój olbrzymi potencjał. Potencjał, który w niczym nie zaskoczył ich ojca. Parę lat wcześniej na niezwykłe trio trafił Rick Macci, trener tenisa. – Masz pod swoimi skrzydłami nowego Michaela Jordana – powiedział do Richarda. – Nie, bracie, mam ich dwójkę – usłyszał w odpowiedzi.
Wtedy rodzina Williamsów żyła jeszcze w Kalifornii. Przeprowadziła się jednak na Florydę, bo tam swoje tenisowe umiejętności, pod okiem Macciego, miały doskonalić siostry. Wraz z sukcesami, przyszły pieniądze. Reebok podpisało kontrakt z Venus w maju 1995 roku, kiedy dziewczyna dopiero kończyła piętnaście lat. Puma przechwyciła Serenę na początku 1997 roku, niedługo po jej szesnastych urodzinach. Kwota, którą rodzina miała otrzymywać od obuwiowych marek, oscylowała w okolicach paru milionów dolarów. Mimo tego, że siostry Williams znajdowały się jeszcze przed największymi sukcesami.
Te jednak przyszły szybko. W 1999 roku obie były już wielkoszlemowymi mistrzyniami. Serena zdobywała tytuły w singlu (US Open) i deblu, Venus w deblu, ale rok później wygrała turniej gry pojedynczej w Wimbledonie. Świat poznał dwójkę niesamowitych nastolatek, ale poznawał też ich ojca. Richard wzbudzał olbrzymie kontrowersje.
Zdarzało mu się nazwać Irinę Spîrleę, jedną z rywalek jego córek, “wysokim, chudym, białym indykiem”. Przed tym, jak Sanchez Vicario miała w 1994 roku zmierzyć się z Venus, mówił jej, że ma nadzieję, iż wygra. Kiedy Serenę czekał mecz z Martiną Hingis, światową jedynką, głowa rodziny Williamsów sugerowała, że jego córka “skopie tyłek” Szwajcarce. – Czasami powinien uważać na to, co mówi – odpowiadała Hingis.
Kiedy Serena i Venus po raz pierwszy grały przeciwko sobie w profesjonalnym turnieju, trzymał w rękach transparent, na którym widniało “mówiłem wam!”. Innym razem wykrzykiwał z trybun “Straight Outta Compton” (nawiązanie do N.W.A). Opowiadał, że nie wykorzystuje wystarczająco sukcesu córek, bo… pracuje ciężko na rzecz Chińczyków oraz Japończyków. Mówił, że chce wykupić kompleks budynków w Rockefeller Center, za cztery miliardy dolarów, żeby kompletnie przestać myśleć o tenisie.
– W jego szaleństwie jest metoda. Wszystko, co mówi jest dobrze przemyślane i ma przynieść zamierzony efekt. W 99% przypadków osiąga swój cel. Nigdy nie lekceważcie Richarda – tłumaczył swego czasu zachowanie swojego klienta Keven Devis, menadżer i prawnik rodziny Williamsów. – Rockefeller Center? Słyszałem z jego ust bardziej szalone rzeczy – wtórował mu Macci, trener tenisistek.
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych Richard Williams zapewniał, że nie chce, aby jego córki miały długą karierę. Wolał, żeby skończyły z tenisem w wieku 23, 24 lat. A nawet 19, ale na to nie chciała przystać Venus. Potem miałyby, przez sześć miesięcy, podróżować po świecie, a następnie rozpocząć studia na prestiżowej uczelni. Po skończeniu edukacji założyć własny biznes. A jeszcze przed 35. rokiem życia dorobić się potomstwa. – Kiedy skończą kariery, nie chcę opiekować się żującymi gumę analfabetami – mówił w 1997 roku dla New York Times.
Choć intelektu Serenie i Venus odmówić się nie da, z rakietą nie są w stanie się rozstać do dzisiaj. Starsza z sióstr w ciągu 2021 roku wygrała zaledwie trzy mecze, młodsza rozpoczęła sezon od półfinału Australian Open, ale potem szybowała w dół. Obecnie znajduje się na 41. miejscu w rankingu WTA. Wątpliwe, że pobije jeszcze rekord Margaret Court, w liczbie wielkoszlemowych tytułów w singlu.
Historia dwójki tenisistek, a także ich ojca, jest jednak na tyle wyjątkowa, że trafiła na ekrany kin. “King Richard: Zwycięska rodzina” miał już swoją premierę w Stanach Zjednoczonych. Na polską musimy jeszcze poczekać kilka dni.
Kim jest Richard Williams?
Głowa rodziny Williamsów nie była zachwycona tym, że jej historia zostanie zekranizowana. – Mówił: nie wiem, czy chcę, żeby zrobili ten film. Nie chcę, żeby ludzie mnie nienawidzili – opowiadała Isha Price, przybrana córka Richarda z drugiego małżeństwa. – Odpowiadałam: tatusiu, przede wszystkim, nie bralibyśmy udziału w czymś, co działałoby na twoją niekorzyść. Ale musimy opowiedzieć prawdę.
Pomysł na to, żeby Richard Williams i jego córki doczekały się swojego filmu, powstał w 2017 roku. Dwa lata później dowiedziały się o nim Venus oraz Serena, które niedługo potem dołączyły do ekipy filmowej, jako jedne z producentek. Jaki obraz kontrowersyjnego trenera, biznesmena i ojca tenisistek można zobaczyć w kinach? Patrząc na okoliczności – na pewno pozytywny. Postać, grana przez Willa Smitha, będzie wzbudzać sympatię widzów. Wystarczy rzut oka na trailer.
– Myślę, że istnieje specyfika, w jakiej Richard był przedstawiany w mediach. Rodzina chciała się upewnić, że nie będziemy ukazywać tego fałszywego portretu – tłumaczył na łamach “Vanity Fair” Zach Baylin, który w “King Richard” jest odpowiedzialny za scenariusz.
– Zawsze zabierały swoje książki na kort. Kiedy padało, chowały się w pomieszczeniu i się uczyły. Kiedy nie chciały grać, nie grały. Mogły pójść do galerii handlowej, na plażę, czy do Disneylandu. Ten człowiek nigdzie się nie spieszył i bardzo go za to szanuję – opowiada po latach w “The Guardian” Rick Macci.
W przyszłym roku ojciec sióstr Williams skończy 80 lat. Od paru wiosen znajduje się w słabym stanie zdrowotnym. W 2016 roku doznał udaru. Cierpi na demencję, wymaga stałego nadzoru. Od dawna nie pokazuje się już na meczach swoich córek, zresztą obecny w ich codziennym życiu sportowym przestał być dobrą dekadę temu.
Trudno mieć wątpliwości co do tego, że Richard zrealizował swój, powstały na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, plan w stu procentach. Dokonał rzeczy niemożliwych. W jego szaleństwie faktycznie była metoda. Inna sprawa, że cały czas mówimy o człowieku, który porzucił swoją żonę oraz piątkę dzieci.
Jego córka z pierwszego małżeństwa, Sabrina, nazywała go na łamach prasy “dawcą spermy” oraz sugerowała, że dorobił się znacznie więcej dzieci niż ośmiu. – Jest samolubnym człowiekiem, żyje tylko dla siebie, ma dzieci po to, żeby spełniały jego zachcianki. Miał ich piątkę, a potem zostawił moją mamę na pastwę losu. Żyliśmy w biedzie, a on nigdy nam nie pomógł – wylewała swoje żale córka Richarda.
W latach dziewięćdziesiątych Williams miał natomiast dopuszczać się przemocy domowej. W 1997 roku jego druga żona, Oracene (w latach 2010-2017 miał trzecią), zadzwoniła po policję, kiedy podczas kłótni wyciągnął przy niej pistolet. Innym razem, w 1999 roku, kobieta trafiła do szpitala ze złamanymi żebrami. Postanowiła jednak nie wnosić oskarżeń przeciwko swojemu mężowi, bo podobno bała się, że może to zaszkodzić karierze ich córek.
Nie ma co się oszukiwać – “Król Ryszard” ma wiele na sumieniu. Ale wśród setek tysięcy rodziców owładniętych obsesją, żeby zrobić ze swoich dzieci sportowców, jest jednym z tych, którym udało się wszystko. Serena oraz Venus zdominowały światowy tenis na lata. I zapewniły mu, a także sobie, dziesiątki milionów dolarów.
A wszystko zaczęło się przecież od osiedlowych potyczek z Ku Klux Klanem. Historia Richarda Williamsa to idealny materiał na film. Nawet, kiedy nie mówimy o nieskazitelnym charakterze. A wręcz przeciwnie.
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl