Zwolnienie Ole Gunnara Solskjaera, zaraz po niespodziewanej klęsce z Watfordem, ucieszyło wielu kibiców Manchesteru United. Było wpuszczeniem świeżego powietrza, nacięciem, na które zdecydowaliby się średniowieczni lekarze, by upuścić trochę złej krwi. Zaraz jednak zaczęto dostrzegać wady takiego rozwiązania.
Okazało się, że Manchester United – przynajmniej w pierwszych dniach – nie jest do końca przygotowany na życie bez Solskjaera. Początkowe doniesienia medialne nie były szczególnie dobre dla Czerwonych Diabłów. Stery powierzono Michaelowi Carrickowi i dopiero wtedy zaczęto rozglądać się za… trenerem tymczasowym. Zarząd planował, aby niedoświadczony Anglik poprowadził klub na bardzo krótkim odcinku sezonu, a następnie dalej wcielał się w rolę asystenta przy kolejnym trenerze na chwilę. Ten drugi miał jednak otrzymać szansę do końca bieżącego sezonu.
Nazwisko nowego, pełnoprawnego szkoleniowca Manchesteru United wielu z nas pozna więc nie w ciągu najbliższych miesięcy, lecz za ponad pół roku. Takie rozciągnięcie przejścia między dwoma trenerami jest nietypowe i budzi zrozumiałe wątpliwości. Nakręcały je zresztą nazwiska, które przejawiały w temacie potencjalnego caretakera. Sugerowano, że ostatecznie rolę może sprawować Michael Carrick, zaś Sky Sports informowało o zainteresowaniu ze strony Steve’a Bruce’a. Na szczęście dla klubu z Old Trafford szanse takiego ruchu oceniono na słynne 50% – ktoś chciał, ktoś nie chciał.
Niepewność nie jest stanem, w którym kibice się rozkochują. Przeciągające się dnie, w których Manchester United po prostu nie wiedział, jaki będzie ich następny krok, irytowały wszystkich związanych z klubem. W końcu jednak na horyzoncie pojawiła się postać, której nikt chyba się nie spodziewał.
Ralf Rangnick miał 24 godziny by przygotować się na rozmowę kwalifikacyjną. Wypadł – jak to ma w zwyczaju – genialnie. Niemiec zrobił dla Manchesteru United wyjątek, o którym nie chciał słyszeć w wypadku Chelsea. Człowiek, który odmienił futbol stanie na czele Czerwonych Diabłów jako trener tymczasowy. Nie odejdzie jednak po zakończeniu tego okresu – będzie nadzorował rewolucję, która dopiero się zaczyna.
Profesor wraca do Anglii
Rangnick nie będzie poznawał angielskiej piłki, zna ją doskonale. Wpływy jego filozofii futbolu sięgają przecież Jurgena Kloppa (Liverpool), Ralpha Hasenhuettla (Southampton) i Thomasa Tuchela (Chelsea) – wie, co mogą grać kierowane przez nich zespoły, gdyż zazwyczaj jest to wariacja na temat terminu, który sam stworzył – gegenpressingu.
Trudno więc oczekiwać, by Rangnick został zaskoczony przez któregoś z trenerów otwarcie przyznających się do fascynacji jego postacią. Trudno też oczekiwać, by Niemiec był szczególnie zaskoczony samą Anglią – podejściem do futbolu, pogodą, kulturą. Jak się okazuje, kwestie te zna od podszewki.
W sezonie 1979-80, 21-letni student przyjechał na Uniwersytet w Sussex w ramach wymiany między rzeczoną placówką a Uniwersytetem w Stuttgarcie. Bardzo szybko okazało się, że bariera komunikacyjna nie istnieje – Rangnick studiował język angielski, posługiwał się nim na tyle płynnie, że radził sobie nie tylko w akademickim środowisku, ale także na boiskach ósmej ligi.
Trafił bowiem do Southwick FC, zawieszonego na dole angielskiej drabiny rozgrywek. To, czy Rangnick wyróżniał się pozytywnie pod kątem samych umiejętności piłkarskich jest jednak kwestią dyskusyjną. Sam myślał o tym, by udać się na test do Brighton, a w rzeczywistości trudno określić go mianem podstawowego zawodnika amatorskiego klubu. Mimo tego zdołał przyciągnąć spore grono zaciekawionych osób swymi opowieściami o świecie piłki.
Ówczesny kolega Niemca, John Shepherd, wyznał The Athletic, że Ralf był jedną z najbardziej intrygujących osób, które stanęły na jego drodze. Podczas gdy większość zawodników Southwick skupiała się na tematach życia codziennego, Rangnick kopał głębiej. Interesowała go polityka, kultura, filozofia, a do piłki podchodził na tyle poważnie, że przygotowywał różne scenariusze taktyczne na mecze wspomnianej Sussex County League.
Z jednej strony pił najtańszego drinka – piwo wymieszane 50 na 50 z lemoniadą, z kolejnej chodził na koncerty wciąż progresywnego Genesis, z innej łamał sobie żebra na meczach ósmej ligi, a także zastanawiał się nad tym, czy ustawienie z wahadłowymi może pozwolić Southwick osiągnąć lepsze wyniki.
Anglia niewątpliwie odcisnęła piętno na karierze Ralfa Rangnicka. On sam też z pewnością miał wpływ na wyspiarski futbol, lecz w końcu przybywa, by zmian dokonać osobiście. Nawet jeśli nie będzie to udana rewolucja, to z pewnością będzie to rewolucja barwna.
W latach 80. przyjechał na Wyspy jako student, wraca jako profesor.
Czyszczenie magazynu
Włodarze Manchesteru United ufają Rangnickowi i jego podejściu do futbolu. Nawet jeśli Niemiec od 2011 roku trenował tylko dwa kluby (Schalke 2011, RB Lipsk 2015-16 i 2018-19), to trudno było znaleźć na rynku bardziej odpowiedniego i ekscytującego kandydata. 63-latek imponuje bowiem nie tylko swoimi taktycznymi zdolnościami, ale też potężną wiedzą na temat tego, jak można rozwinąć danego zawodnika.
Rangnick właściwie w pojedynkę stworzył imperium piłkarskiego Red Bulla. Sieć jego agentów, skautów i informatorów jest rozsiana po całym świecie. Jeśli istnieje jakiś wyjątkowy talent, Niemiec z pewnością wie o nim więcej niż jego własna matka. Trudno mieć zastrzeżenia do człowieka, który dostrzegł blask w Sadio Mane za czasów jego gry w FC Metz lub Dayota Upamecano, gdy ten kopał jeszcze w Valenciennes.
Obu tych zawodników Rangnick ściągnął do Red Bulla za grosze, a następnie walnie przyczynił się do tego, że zostali jednymi z największych gwiazd europejskiej piłki. W Manchesterze United takich wymagań nikt mu nie będzie stawiał, nie na tym bazują Czerwone Diabły. Kwestia ta tłumaczy jednak, dlaczego Rangnick będzie decyzyjny w kwestii zimowego okienka transferowego.
Już teraz mówi się, że Niemiec pożegna trzech piłkarzy, by zrobić miejsce dla swoich nabytków. Old Trafford mają opuścić Fred oraz – co nieco zaskakujące – Dean Henderson oraz Donny van de Beek. Takie stanowcze odcięcie jest odważnym posunięciem, lecz nie można zaprzeczyć, że tego właśnie Manchester potrzebuje. Skład jest przepełniony zawodnikami, ale ilu z nich gwarantuje wystarczającą jakość, by biegać z diabełkiem na piersi, to już kwestia znacznie bardziej dyskusyjna.
Rządy silnej ręki
Tak samo jak podejście Rangnicka do kwestii taktycznych. Niemiec nie jest przywiązany do systemu, ale jako ojciec gagenpressingu musi oczekiwać kolektywu, który bezustannie będzie napierał na rywala. To zaś może jawić się jako jego największy problem.
Manchester United, przynajmniej w ostatnich miesiącach pracy Solskjaera, nie nawykł do tego, by naciskać. Statyczność lub, co gorsza, nieumiejętny pressing rzucały się w oczy podczas meczów z Liverpoolem, Manchesterem City a nawet Watfordem. Czerwone Diabły zaskakująco łatwo poddawały się dominacji rywala. To zaś stoi w kontrze do definicji gegenpressingu.
Naturalnym jest więc problem ze składem personalnym Manchesteru. Solskjaer próbował z pięcioma obrońcami, ale Rangnick na pewno nie zdecyduje się na taki krok. Wan-Bissaka i Shaw dają więcej pytań niż odpowiedzi, gdy grają na wahadłach. Trudno również uwierzyć – przynajmniej po ostatnich meczach – że Manchester United ma trzech środkowych obrońców na najwyższym możliwym poziomie.
Spekuluje się zatem, że Czerwone Diabły mogą zaczynać w formacji 4-3-3 i grać na modłę Liverpoolu lub spróbować swojej wariacji na temat 4-2-1-3. Wciąż jednak nierozwiązanych pozostaje kilka kwestii:
- jak wpasować w to Jadona Sancho?
- jaki jest optymalny środek pola?
- komu powierzyć pozycje skrzydłowych?
- co zrobić z Paulem Pogbą?
No i najważniejsze – jak dostosować do tego wszystkiego Cristiano Ronaldo. Ten wybitny piłkarz ma jedną wyraźną wadę – jego chęć do pressingu bardzo łatwo zakwestionować. Portugalczyk strzela jak natchniony, lecz jego bramki często giną w wyniku ofensywy rywala. Czy ktoś zapamięta, że zaliczył asystę z Watfordem? Wątpliwe. Czy ktoś zapamięta, że pomagał swoim kolegom mniej więcej tak jak Leo Messi w ostatnim meczu z Manchesterem City, co przyczyniło się do tego, że ekipa Ranierego zdominowała środek pola i wrzuciła Czerwonym Diabłom czwórkę? Nieco bardziej realne.
Piłka nożna pozostaje grą zespołową i indywidualne osiągniecia Cristiano Ronaldo będą gasły, jeśli reszta nie dojedzie na jego poziom lub on sam nie pomoże innym we wdrapaniu się na tę półkę. We współczesnym futbolu nie ma miejsca na człapanie lub brak zaangażowania w grę obronną. Powiedzenie Dimitara Berbatowa odchodzi już na lamusa, gdyż mądre stanie właściwie nie istnieje jest ułudą, westchnieniem do lat minionych.
Ralf Rangnick zdaje sobie z tego sprawę jak nikt inny, w końcu jego podejście pozostaje niezmienne od lat 80.. Biorąc pod uwagę jego własne przekonania, ale i poziom strzelecki Cristiano Ronaldo, niewykluczone, że Niemiec znajdzie Portugalczykowi inną rolę, nieco w głębi boiska.
Napastnik stał się bowiem tym, który ma inicjować pressing. Spójrzmy tylko na Liverpool, gdzie Roberto Firmino – mimo relatywnie niskiej liczby bramek – jest postacią w pełni skupioną na tym, by rywala zaszachować pod względem taktycznym. Ronaldo czegoś takiego nie zrobi – jego próby pressingu w tym sezonie były zwykle nieudane, wypada fatalnie na tle całej Premier League.
Samo obserwowanie tego, jak przebiegnie transformacja Portugalczyka pod okiem Rangnicka będzie zjawiskiem iście fascynującym. Tym bardziej, że jeszcze za czasów Lipska nie bał się wypalić: – Sprowadzenie Messiego i Ronaldo? Nie, dziękuję. Są za drodzy i za starzy.
Nawet jeśli był to przede wszystkim żart, to trudno wykluczyć sytuację, w której to Cristiano Ronaldo będzie musiał dostosować się do wymagań szkoleniowca. Swoją drogą – taka sytuacja kiedyś już go w Manchesterze spotkała.
Co dalej?
Nie oznacza to, rzecz jasna, że ten misterny plan skazany jest na sukces. Nie, Rangnick może się w Anglii spalić, nikt nie jest w stanie tego kategorycznie wykluczyć. Kibice Manchesteru United mają jednak powody do zadowolenia o tyle duże, że wreszcie widać w jaką stronę zmierza klub.
Niemiec, nawet jako opcja tymczasowa, otrzyma sporą władzę. Ma przeprowadzić Czerwone Diabły przez pierwsze etapy rewolucji, a także – a może przede wszystkim – nadzorować jej przebieg w kolejnych dwóch sezonach. Sky Sports twierdzi, że 63-latek podpisał umowę, która pozwala mu na pełnienie roli konsultanta w rozgrywkach 2022/23 oraz 2023/24. To o tyle ważne, że niezależnie od wyboru stałego trenera, Manchester United będzie miał na wyłączność kogoś, kto ma całą niezbędną wiedzę do kontynuowania jego myśli.
A właśnie na coś takiego szykuje się klub z Old Trafford. Inaczej Rangnick nigdy nie otrzymałby oferty. Inaczej nie miałby później konsultować kolejnych ruchów. W innym wypadku nie mówiono by o tym, że jego miejsce w przyszłym sezonie ma zająć Erik ten Hag – kolejny z trenerów pod wpływem piłkarskiej filozofii Niemca, prezentujący swoją wariację na temat jego rozwiązań. Wariację, której nikt nie sprawdził w największych ligach Europy.
Trudno w tym momencie oceniać słuszność ruchów, tym bardziej, że do żadnego z nich jeszcze nie doszło. Niewątpliwie jednak Holender może tylko skorzystać na ewentualnej współpracy z Profesorem, a to powinno przełożyć się na cały Manchester United. Skutki rewolucji historia dostrzega dopiero po latach, lecz w wypadku tej manchesterowskiej w oczy rzuca się jedno – jest ona zaplanowana. W końcu na Old Trafford zaczęto myśleć na kilka kroków do przodu, a nie biegać jak kura z odciętą głową.
Czytaj także:
- Dlaczego pierwsze dni po zwolnieniu Solskjaera były gorące?
- Ralf Rangnick – najlepszy doradca świata
Fot.Newspix