Reklama

Przedziwna niedziela w Kuusamo. I bardzo nieudana dla Polaków

redakcja

Autor:redakcja

28 listopada 2021, 19:03 • 4 min czytania 15 komentarzy

Zaczęło się od pecha Ryoyu Kobayashiego, wczorajszego triumfatora, który otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa, co wykluczyło go z niedzielnej rywalizacji. Potem mieliśmy wpadkę Halvora Egnera Graneruda, który nie przeszedł kwalifikacji. W końcu obejrzeliśmy loteryjny, rwany konkurs. O ile jeszcze pierwszą serię dało się przeżyć (choć złe warunki nie oszczędziły kilku skoczków, w tym Kamila Stocha), tak w drugiej karty rozdawał wiatr oraz decyzje jury. Przydługie zawody wygrał Anze Lanisek. A Polacy? Tak źle jak dzisiaj w tym sezonie jeszcze nie było.

Przedziwna niedziela w Kuusamo. I bardzo nieudana dla Polaków

Znowu bez faworyta

Dużo działo się, jak wspomnieliśmy, jeszcze przed samym konkursem. Pozytywny test na koronawirusa otrzymał bowiem Ryoyu Kobayashi. To oznaczało, że na pewno go w niedzielę na skoczni nie zobaczymy. Sęk w tym, że inny test, antygenowy, który Japończyk wykonał później w hotelu, był negatywny. Na dodatek – skoczek chorobę przeszedł w czerwcu, jest też zaszczepiony. Nie miał prawa spodziewać się takiego obrotu spraw.

Fińskie prawo jest jednak dla niego bezlitosne. Nie przysługiwała mu możliwość zrobienia powtórnego testu PCR, a kwarantanna, której zostanie poddany, będzie trwała dziesięć dni. FIS nic z tym nie może zrobić. Co oznacza, że być może najmocniejszego obecnie skoczka w stawce nie zobaczymy też w Wiśle.

Z pięciu pierwszych indywidualnych konkursów sezonu Kobayashi wystąpi zatem w zaledwie dwóch, bo przypomnijmy, że przed niedzielnymi zmaganiami w Niżnym Tagile spotkała go dyskwalifikacja. Jeśli tylko przedłużony pobyt w Finlandii nie odbije się na jego formie oraz samopoczuciu, Kryształowa Kula nie powinna jednak mu uciec. Mówimy o tylko trzech absencjach. Ale stratę, przede wszystkim do Karla Geigera, będzie musiał odrabiać.

Tylko dwóch?

To samo powiedzieć możemy zresztą o Halvorze Egnerze Granerudzie. On jednak pretensje musi mieć tylko i wyłącznie do siebie. Po prostu – zawalił kolejny skok w kwalifikacjach. I, tak samo jak w sobotę, ich nie przeszedł.

Reklama

Norweg mógł być niepocieszony, ale z naszej perspektywy to były… przyzwoite kwalifikacje. Przyzwoite, bo przebudzili się Jakub Wolny oraz Aleksander Zniszczoł – pierwszy zanotował 128.5 metrów, drugi 131 metrów. Nieźle wypadł też Piotr Żyła (134 m), awans zanotowali również Kubacki i Stoch (kolejno 130 i 125 m).

No ale niestety – w konkursie fajerwerków nie zobaczyliśmy. Po raz kolejny w tym sezonie do drugiej serii awansowała zaledwie dwójka naszych reprezentantów. I co szokujące – nie znalazł się w niej Stoch. On – podobnie jak startujący wcześniej Robert Johansson oraz Yukiya Sato – nie sprostał trudnym warunkom. Osiągnął 121 metrów. A skakać trzeba było generalnie w okolicach 130 metrów – czego, oprócz naszego mistrza, nie zrobili też Kubacki oraz Zniszczoł.

W ten sposób punktować dzisiaj mieli tylko Wolny (130 metrów) oraz Żyła. Trzeba przyznać, że Piotrek naprawdę błysnął formą – osiągnął aż 140 metrów. Co prawda w świetnych warunkach i z wyższej belki niż spora część stawki, jednak odległość mówiła sama za siebie. Przed drugą serią mogliśmy zatem mieć nadzieję, że przynajmniej jeden z polskich skoczków zakończy rywalizację w czołówce. Nie spodziewaliśmy się jednak tego, jak kuriozalnie będzie wyglądać druga połowa zawodów.

Zawodnicy rzuceni na pożarcie

Trzeba przyznać, że jedno w Kuusamo się zgadzało – wygrywał najlepszy. Wczoraj szans rywalom nie dał Kobayashi, dzisiaj – pod nieobecność Japończyka – pałeczkę dominatora przejął Anze Lanisek. W pierwszej serii Słoweniec pozamiatał – 147 metrów przy perfekcyjnym lądowaniu zdarza się niezwykle rzadko. Spodziewaliśmy się, że w drugiej serii znowu pokaże się z kapitalnej strony, ale przeszkodziły mu warunki, które wyjątkowo długo przetrzymały go na belce. Lanisek zatem marzł i czekał, aż wreszcie otrzymał zielone światło. Skoczył na tyle dobrze (135 metrów), żeby wygrać niedzielny konkurs.

To świadczy o klasie słoweńskiego skoczka, bo – patrząc na okoliczności – mógł równie dobrze podzielić los wielu swoich rywali. Chociażby Piotra Żyły, który został, po prostu, rzucony na pożarcie. Przy mocnym wietrze w plecy osiągnął zaledwie 112 metrów. I z dziewiątego miejsca spadł niemal na koniec stawki. Poszkodowani byli też Jan Hoerl (104.5 metrów) czy Fredrik Villumstad (103 metrów). Generalnie – być może lepszą decyzją byłoby zakończenie konkursu po pierwszej serii. Bo regularne zmienianie belek, puszczanie skoczków w różnych warunkach, skoro niektórzy mieli delikatny wiatr pod narty, a inni huragan w plecy, nie ma nic wspólnego ze zdrową, sportową rywalizacją.

Reklama

Oczywiście – to wszystko nie usprawiedliwia fatalnego występu polskich skoczków. Nasi skoczkowie zdobyli dzisiaj… 12 punktów w Pucharze Świata. Najlepszy z Polaków – Jakub Wolny – zajął 23. miejsce. Lepiej poradzili sobie dzisiaj nie tylko Szwajcarzy, którzy budują przewagę nad nami w Pucharze Narodów, ale chociażby Estonia.

W przyszły weekend Puchar Świata zawita do Wisły. Jeśli na polskiej ziemi nie zobaczymy żadnej poprawy w wynikach kadry Michala Dolezala, będzie trzeba naprawdę bić na alarm.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

15 komentarzy

Loading...