Barcelona u siebie przegrywa bardzo rzadko. Ale tydzień temu musiała uznać wyższość Łomży Vive Kielce. Barcelona niemal nigdy nie ponosi dwóch porażek z rzędu w tych samych rozgrywkach. Jednak zawodników polskiego klubu statystyki czy historia dzisiaj też mało obchodziły. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa pokonali na własnym parkiecie hiszpański zespół 29:27. To kolejny olbrzymi sukces, dzięki któremu Vive znajduje się na najlepszej drodze, aby wyjść ze swojej grupy w Lidze Mistrzów z pierwszego miejsca.
Już w ubiegłym tygodniu Łomża Vive Kielce pokazała, że nie musi bać się żadnego meczu, żadnego przeciwnika. Pokonanie Barcelony, obrońców tytułu w Lidze Mistrzów, na wyjeździe to był olbrzymi sukces. Można było jednak spodziewać się, że rywale zrobią wszystko, aby się zrewanżować. I wywieźć komplet punktów z hali w Kielcach.
Co ciekawe, ten mecz wcale nie zaczął się dobrze dla Vive. Może i kielczanie jako pierwsi zapisali się na liście wyników, ale w początkowych minutach to Andreas Wolff musiał znacznie częściej wyciągać piłkę z bramki niż Gonzalo Pérez de Vargas. Bramkarz Barcelony oczywiście robił swoje, ale problemem zawodników Dujszebajewa były przede wszystkim proste błędy, straty, które rywale bezlitośnie wykorzystywali. A także zwyczajny brak skuteczności. Rzadko się w końcu zdarza, żeby Dylan Nahi nie radził sobie w sytuacji sam na sam. Vive jednak nie złożyło broni i po słabym początku doprowadziło do remisu 9:9. Niedługo później szczypiorniści Barcelony znowu jednak uciekli na kilka bramek. Przewagę utrzymali już do końca pierwszej połowy, zakończonej wynikiem 14:16.
Choć w następnych fazach meczu Vive potrafiło regularnie zaskakiwać obronę Hiszpanów, ci przez dłuższy czas odpowiadali tym samym. Kiedy nastąpił zatem moment zwrotny? Przy stanie 27:25 dla Barcy bramkę dla Vive zdobył Nicolas Tournat. Oba zespoły dzieliło wówczas tylko jedno oczko. Po chwili faul w ataku popełnił Timothey N’guessan. A następnie na listę strzelców – już nie po raz pierwszy – wpisał się Arciom Karalok. I był remis. Wiedzieliśmy zatem, że końcówka będzie należała do wyjątkowo zaciętych. Tak jak zresztą w ubiegłym tygodniu, kiedy to Barcelona podejmowała kielczan.
Bohaterowie!
Jak się okazało – to przyjezdnym z Hiszpanii zabrakło zimnej krwi. Przy remisie popełnili kolejny błąd, decydując się na ryzykowną akcję, w której piłki nie zdołał chwycić skrzydłowy Aleix Gomez. W Vive natomiast sprawy w swoje ręce wziął – tradycyjnie – Alex Dujszebajew, który zdobył bramkę po indywidualnym popisie. Do końca spotkania zostało kilkadziesiąt sekund. Trener Barcelony – Carlos Ortega – poprosił o czas. Ale jego zawodnicy nie zdołali doprowadzić do remisu. Kielczanom pozostało zrobić jedno – rozwiać pozostałe wątpliwości. Po bramce Arkadiusza Moryty stało się jasne, że komplet punktów zostanie w Polsce.
Co to zwycięstwo oznacza dla Vive? Bądźmy szczerze – jeśli podopieczni Tałanta Dujszebajewa nie stracą nagle formy i nie zaczną seryjnie przegrywać meczów, wyjdą z grupy z pierwszego miejsca (co zagwarantuje im bezpośredni awans do ćwierćfinału LM, omijając 1/8). Na ten moment mają na koncie siedem zwycięstw i jedną porażkę. Wszyscy rywale schodzili natomiast z parkietu pokonani przynajmniej trzy razy.
Mówimy też o historycznym wydarzeniu. Pokonanie Barcelony, jednej z najlepszych ekip na świecie, dwa razy rzędu, w ciągu jednego tygodnia? Trudno o większy pokaz siły. Łomża Vive Kielce ma w tym sezonie pełne prawo, aby myśleć o ponownym wygraniu Ligi Mistrzów.
Łomża Vive Kielce – FC Barca 29:27 (14:16)
Fot. Newspix.pl