180 minut pod wodzą nowego trenera to niewiele. Ba, w skali całego sezonu to wręcz nic nieznaczący strzępek czasu. Z jego oceną trzeba uważać, ale też nie przesadzajmy w drugą stronę. Wnikliwe oko potrafi połączyć kilka kropek i dostrzec, że nawet w tak krótkim okresie zmiany względem pracy poprzednika są widoczne. Obraz, jakiego się spodziewaliśmy, to jedno. Zaś efekt zakulisowej pracy, który w pełnej krasie dostajemy dopiero na boisku, to już inna para kaloszy. Włożył je gość, który sprawia wrażenie, jakby dobrze znał się na rzeczy.
Póki co, oczywiście zachowując umiar, można powiedzieć, że Barcelonę przejął właściwy człowiek. Łatwiej pokusić się o takie stwierdzenie, gdy widzi się, że zespół z miejsca funkcjonuje lepiej. Nie jest to poprawa w stylu „od ściany do ściany”, lecz pewien zarys lepszej przyszłości został wcielony w życie. To pierwsza linijka nowego rozdziału, nad którą nie musisz głowić się godzinami, myśląc „o co tutaj chodzi?”.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Na czym polega plan Xaviego na lepszą Barcelonę?
Spójrzmy na detale, odkładając na bok ubogie dyskusje o tym, kto strzelił bramkę, kto miał szczęście i kto zagrał źle lub dobrze. To kwestie zupełnie zbędne, jeśli mamy dyskutować o zmianach, jakie Xavi zdążył wprowadzić w ciągu dwóch tygodni. Na razie to jedynie szczegóły, ale w dalszej perspektywie bardzo istotne elementy.
Najpierw fakt numer jeden, który fajnie konfrontuje się ze starciami z Benficą i Dynamem w niedalekiej przeszłości. Otóż za kadencji Koemana, szczególnie w schyłkowym okresie jego pracy, nie było mowy o tym, żeby Barcelona dominowała rywala z niezłej półki i to składem w połowie złożonym z bardzo młodych piłkarzy. Pierwsze spotkanie z ekipą z Lizbony – chaos, dobitna porażka. Drugi, ten wczorajszy – świetna organizacja w środku pola, sprawna wymiana pozycji, przemyślana gra bez piłki. I, co być może najważniejsze, przesunięcie osi budowania akcji na środkowych pomocników na czele z Busquetsem.
Sami zobaczcie:
Za tym kryje się konkretny plan: „Busi” ma być w centrum wydarzeń. Jeśli ktoś regularnie ogląda mecze reprezentacji Hiszpanii i widział wczorajszy mecz Barcy, powinien zauważyć pewne podobieństwa. Odpowiednie wykorzystanie Hiszpana i otoczenie go innymi, bardziej dynamicznymi zawodnikami, to właśnie klucz do dominacji. Za to plusik dla Xaviego, a przecież trzeba jeszcze wspomnieć o większej roli Nico, Gaviego i De Jonga. Widać gołym okiem, że nowy szkoleniowiec Barcy położył nacisk na trenowanie ruchomych trójkątów i czworokątów na mniejszej przestrzeni. Łatwo to stwierdzić po tym, że piłkarz będący przy piłce na połowie rywala miał kilka optymalnych opcji do zagrania, linie podań progresywnych rysowały się naprawdę ładnie, a dwa – momentalny pressing po stracie piłki był skuteczniejszy, bo pomocnicy Barcy zachowywali między sobą bliskie odległości. To wynika z organizacji, której wcześniej brakowało.
Swoją drogą ten układ, który widzicie na prawym obrazku, przypomina system funkcjonowania Manchesteru City. Charakterystyczne jest tutaj wchodzenie środkowych pomocników w strefy między napastnikiem a bardzo szeroko ustawionym skrzydłowym, co wywołuje presję na obrońcach rywala. Taki pomocnik zabiera ze sobą jednego czy dwóch zawodników, absorbuje ich uwagę. Wtedy skrzydłowy ma miejsce na ścięcie do środka, a bocznemu obrońcy otwiera się pole do ataku skrzydłem (lub boczny staje się kluczowym rozgrywającym). Tak tworzą się trójkąty i przewaga na małej strefie. Standard w najlepszych ekipach na świecie, powiecie – nic szczególnego. No nie, ale przypominamy, że Barca dopiero będzie próbowała wrócić na szczyt po latach z trenerami bez większego pojęcia o taktyce i Messim, który ratował im cztery litery.
Xavi wróci do Barcelony i co dalej?
Fakt następny to bardziej bezpośrednia gra, ale nie w postaci dośrodkowań. Zauważcie, że bardzo rzadko Alba, Demir czy Gavi (wyjątkiem końcówka meczu) decydowali się na wrzutki z boku pola karnego. Cofali piłkę, szukali luk gdzieś indziej. No i nie grali typowej tiki-taki, nie podawali, żeby sobie po prostu podawać i uśpić rywala. Pod tym względem Xavi najwyraźniej korzysta z nauk Luisa Enrique. Chodzi o inny sposób wyprowadzenia piłki, szybszą wymianę podań. Nie liczy się sama ich liczba, tylko efekt. Jeśli obrońca ma zagrać przez dwie linie, to to robi. Pierwsza myśl to gra do przodu, nie do boku, co widać również w nastawieniu mentalnym poszczególnych zawodników.
Weźmy jako przykład takiego Demira. Mimo że jego występ był daleki od świetności, to jednak trzeba przyznać, że występem z Benficą 18-letni Austriak pokazał więcej niż za całej kadencji Ronalda Koemana. Tracił piłki po próbach dryblingów, czasami myślał za wolno, ale nieustannie dawał do zrozumienia, że chce zrobić różnicę w pojedynkach 1 na 1. W ten sposób załatwił żółtą kartkę Grimaldo i dwa razy uderzał z dystansu, z czego raz pięknie w stylu Messiego. Zaznaczymy: nie liczą się tutaj same zagrania, ich skuteczność. Liczy się zmiana podejścia, odwaga, z której prędzej czy później musi wyniknąć coś dobrego. To też pokazał mecz z Espanyolem i wejście na boisko 19-letniego Abde.
Xavi wprowadza nowe zasady. Zakazy dla Pique
Cudów nie ma, ale Barcelona Xaviego to inna drużyna
Taktyka taktyką, w tej kwestii zmiany są widoczne. Oprócz niej liczy się również aura wokół zespołu, wprowadzone zasady w szatni i praca na gruncie mentalnym. Ot, zwykły uśmiech i pozytywna komunikacja. Wyobraźcie sobie własną pracę i szefa, który potrafi łączyć bycie ciepłym dla ludzi wokół, jednocześnie mając w garści ich respekt. Piłkarze nie muszą bać się ryzyka, bo mają wsparcie trenera i nie są ostrzeliwani na konferencjach prasowych. To niuanse, ale inaczej podchodzisz do człowieka, który mówi ci „pokaż, co masz najlepsze”, a do tego daje wskazówki, jak swoje atuty wykorzystać.
Oczywiście te wszystkie aspekty występują na tle pracy Ronalda Koemana. Słowem: poprzeczka nie jest zawieszona wysoko. Nadal kuleje defensywa, nadal bije po oczach brak sensownego napastnika i braki kadrowe. Xavi musi lepić, acz wydaje się, że dobrze diagnozuje problemy. W tej chwili najsilniejszą formacją Barcelony jest środek pola, co były trener Al-Sadd zamierza wykorzystać. A skoro brakuje skrzydłowych, bo Dembele jest niepewny, a Fati na razie wykluczony przez kontuzje, to kreuje sobie młodych piłkarzy na tej pozycji tak jak swego czasu Pep Guardiola.
Xavi: Jestem zaskoczony potencjałem zespołu
Sumując, optymizm wśród kibiców Barcelony jak najbardziej można wytłumaczyć. Głód lepiej grającej „Dumy Katalonii” też daje się we znaki, on może być zgubny przy wyważonej ocenie, ale – jak sami widzicie – nie przysłoni faktu, że już teraz Xavi buduje tę drużynę na nowych, lepszych fundamentach. Gdy aktualni wykonawcy się rozwiną, a w dalszej przyszłości pojawią się lepsi z zewnątrz, Barcelona nie będzie musiała bać się o spadek do Ligi Europy. Nawet jeśli to się wydarzy, plamy na wizerunku Xaviego będą doszukiwać się chyba tylko szaleńcy albo ludzie nie mający większego pojęcia o piłce.
Fot. Newspix