Filip Mladenović w poprzednim sezonie został wybrany najlepszym graczem w Ekstraklasie i werdykt ten nie budził większych wątpliwości. Serb miewał świetne okresy, a jego atuty dodatkowo uwypuklone zostały przez przejście Legii na system gry z trójką środkowych obrońców i wahadłowymi, z których jednym był właśnie były gracz Lechii Gdańsk. Jesienią poprzedniego roku stał się on nawet podstawowym reprezentantem swojego kraju, a przecież wiemy, że za kadrą Mladenovicia świetny okres. I choć dziś zawodnik Legii dalej jest jej częścią, o miejsce w składzie na mundial spokojny być nie może. Raz, że jego status ulega pogorszeniu, a dwa, że nie ma w tym przypadku – na niwie klubowej notuje on beznadziejny sezon.
Beznadziejny. Jeśli chodzi o Ekstraklasę, wciąż czekamy na to, by zanotował udany występ. Przypomnijmy, że za nami 15. kolejka i mówimy o najlepszym graczu poprzednich rozgrywek. Może na siłę być ten mecz z Górnikiem Łęczna, czyli ostatnia wygrana Legii w lidze, ale zdecydowanie na siłę. Do przodu było w porządku, ale dość dobrze pamiętamy, jak jego stroną beztrosko hasał sobie wtedy Wędrychowski. Za to występy beznadziejne w przypadku Serba wskazać można bez większego zastanowienia – czerwona kartka z Radomiakiem, bezradność wobec generalnie przeciętnej ofensywy Piasta w Gliwicach, no i ostatni popis w Zabrzu, gdzie był najgorszym spośród legionistów. Gorszym od Miszty, Charatina czy Slisza!
Z ciekawości sprawdziliśmy sobie nawet, czy jest w lidze ktoś, kogo oceniamy gorzej. I wiecie co – nie ma! Zjazd ze szczytu na samo dno. Oczywiście jeśli uznamy, że ekstraklasowi trenerzy w miarę ogarniają, to najgorszego piłkarza w lidze powinniśmy szukać wśród tych, którzy nie grają wcale lub grają bardzo mało, ale jeśli uwzględnimy tylko tych, którzy regularnie pojawiają się na boisku, to Mladenović ma najniższą średnią not. Przygotowaliśmy ranking, w którym „próg wejścia” ustanowiliśmy na poziomie siedmiu ocenionych przez nas meczów i wygląda on tak:
- Filip Mladenović (Legia Warszawa) – średnia: 3,13/8 ocenionych występów
- Milan Corryn (Warta Poznań) – 3,38/13
- Damir Sadiković (Cracovia) – 3,40/10
- Dawid Kocyła (Wisła Płock) – 3,43/7
- Adam Hlousek (Bruk-Bet Termalika Nieciecza) – 3,44/9
- Jayson Papeau (Warta Poznań) – 3,44/9
- Michał Mak (Górnik Łęczna) – 3,50/14
- Robert Dadok (Górnik Zabrze) – 3,50/12
- Tomas Pekhart (Legia Warszawa) – 3,50/10
- Mario Rodriguez (Warta Poznań) – 3,56/9
- Bartosz Rymaniak (Górnik Łęczna) – 3,57/7
- Igor Charatin (Legia Warszawa) – 3,57/7
- Giannis Papanikolaou (Raków Częstochowa) – 3,57/7
- Bartosz Slisz (Legia Warszawa) – 3,58/12
- Tomasz Midzierski (Górnik Łęczna) – 3,64/11
- Mahir Emreli (Legia Warszawa) – 3,64/11
- Karol Knap (Cracovia) – 3,67/9
- Kamil Pajnowski (Górnik Łęczna) – 3,70/10
- Mateusz Kuzimski (Warta Poznań) – 3,70/10
- Adam Zrelak (Warta Poznań) – 3,75/12
Oczywiście Mladenović może pocieszać się, że nie jest w tym sam, bo w zestawieniu widzicie przecież również:
- króla strzelców poprzedniego sezonu,
- gościa za bańkę euro, który rok temu regularnie grał w Lidze Mistrzów,
- najwyższy transfer w historii Legii,
- zawodnika, który robi różnicę na poziomie rozgrywek europejskich.
Przy czym chyba marne to pocieszenie, że koledzy z zespołu są równie słabi. Oczywiście kilku kolejnym upiekło się w związku z tym, że nie mają wystarczającej liczby ocenionych występów (Miszta, Abu Hanna, Rose czy Ribeiro), a gdybyśmy obniżyli trochę nasz próg, to generalnie pierwszy byłby Bartosz Kwiecień (po pięciu ocenionych występach ma zawrotną średnią 2,40!), ale nic nie zmienia faktu, że Mladenović zawodzi na całej linii.
Zdarzyły mu się dobre gry w Europie. Jasne, przy czym „zdarzyły się” to chyba dość celne stwierdzenie. Oczywiście pod warunkiem, że znajdziemy przynajmniej dwa, co do których będziemy mieli takie przekonanie.
Biorąc na to wszystko poprawkę, dopiero druga nominacja do badziewiaków jest pewnym osiągnięciem.
W kozakach wypada docenić to, że da się zaobserwować coraz większą regularność świetnych występów. W tym tygodniu mamy tylko jednego debiutanta, a Joel Pereira pewnie i tak już ze dwa razy był poważnie brany pod uwagę. Z kolei Joao Amaral właśnie stał się najczęściej wybieranym do kozaków piłkarzem. Tytuł dzieli tylko z Ivim Lopezem, który ostatnio zgubił gdzieś świetną formę.
Czytaj także:
Fot. FotoPyK