Reklama

To wyjście z toksycznego związku, ale i kompromitacja – Solskjaer opuszcza Manchester United

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

21 listopada 2021, 13:22 • 7 min czytania 17 komentarzy

Przed sezonem Ole Gunnar Solskjaer dostał wszystko, by móc rywalizować o mistrzostwo Premier League. Klasowy obrońca – jest. Skrzydłowy, który rządził w Bundeslidze – jest. Pieprzony Cristiano Ronaldo – oczywiście, proszę bardzo. Jasne, można się spierać, że w klubie dalej nie było defensywnego pomocnika, ale przecież nawet Liverpool nie ma jakiegoś zabezpieczenia na wypadek kontuzji największych graczy, zaś Pep Guardiola drugi sezon gra bez typowego napastnika. 

To wyjście z toksycznego związku, ale i kompromitacja – Solskjaer opuszcza Manchester United

Jednakże zarówno Hiszpan, jak i wspomniany Niemiec, potrafią ewentualne braki kadrowe uzupełnić swoim warsztatem. Oni tworzą piłkarzy, wyciągają często przeciętnych zawodników na wyżyny swoich umiejętności. Kupują za duże pieniądze, ale nie da im się odmówić zdolności kreacji, które dla sir Alexa Fergusona były wyznacznikiem tego, jak dobrym szkoleniowcem jesteś.

Ole Gunnar Solskajer, jak się okazało, tego warsztatu po prostu nie ma. I to właśnie jego osobiste braki, a nie słabość kadrowa Manchesteru United, są główną odpowiedzią na pytanie: dlaczego Czerwonym Diabłom idzie tak słabo? 

Ekipa z Old Trafford zajmuje teraz siódme miejsce w tabeli, ale bliżej im do strefy spadkowej (osiem punktów przewagi) niż do liderującej Chelsea (12 punktów straty). Klub, który – naprawdę – miał realne szanse, by walczyć w tym roku o coś więcej niż ewentualny udział w przyszłej edycji Ligi Mistrzów, rozwalił wszystkie nadzieje w drobny mak, a mamy dopiero listopad.

Wszystko dlatego, że obie strony, które są odpowiedzialne ze tę sytuację, nie potrafiły skończyć relacji. Zachowywali się dokładnie jak dwójka ludzi tkwiących w toksycznym związku. Przywiązanie, dawna miłość, nie pozwalały im na to, by oprzytomnieć i zrozumieć, że każdy miesiąc zatruwa ich oboje.

Reklama

Istnieje duże ryzyko, że byliście kiedyś w takim właśnie związku. Z pewnością wiecie, jak wielką ulgę przyniosło ostateczne ucięcie kontaktów, oderwanie się, zaczęcie nowego rozdziału.

I właśnie tak mogą czuć się fani Manchesteru United, bo skoro można kochać swój klub miłością szczerą, to właśnie do ich serca wpadła wiązka światła. Nie jest jednak tak różowo, jak można się tego było spodziewać.

Czy zwolnienie Ole Gunnara Solskjaera może boleć?

Decyzja o zakończeniu współpracy z Solskjaerem nie była decyzją prostą. Norweg to piłkarska legenda klubu – rozstania z takimi ludźmi nigdy nie są łatwe, nawet jeśli teraźniejszość brutalnie rysuje pomniki przeszłości. Przekonała się o tym choćby Chelsea, która dostrzegła konieczność zwolnienia Franka Lamparda, czy – w mniejszej skali – Aston Villa, żegnająca oddanego Deana Smitha.

Oczywiście, sytuacja The Blues i Manchesteru United jest nieco inna, Anglik i Norweg zostawiają swoje drużyny w odmiennym położeniu, ale motyw zwolnienia byłego ulubieńca trybun pozostaje niezmienny. Co więcej, nie zmienia się jego trudność, tym bardziej, gdy mówimy o kadencji, która nie jest naznaczona wyłącznie samymi wpadkami.

Ole Gunnar Solskjaer przychodził na Old Trafford w bardzo trudnym momencie. Wrzucony na karuzelę za Jose Mourinho miał być tylko opcją tymczasową. Manchester United radził sobie jednak na tyle dobrze, że Norwegowi zaproponowano nowy, stały kontrakt. Solskjaer prezentował wszystko to, co chciał widzieć zarząd, ale i znaczna część trybun.

Przywoływano mitologiczne DNA Manchesteru United, nawiązanie do czasów Fergusona, odświeżenie atmosfery w klubie, zakończenie procesu wykańczania się, który miał miejsce za kadencji poprzednich szkoleniowców. Solskjaer był jak haust świeżego powietrza – łapano go jednak bez żadnego umiaru.

Reklama

Fascynacja osiągnęła w końcu niebezpieczny poziom. Norweg przetrwał bowiem pierwszy kryzys i to było jeszcze w porządku, w końcu zawsze krytykujemy kluby, które działają pospiesznie, niszczą plany, nim te zdążą w ogóle powstać. Trener przetrwał jednak kryzys drugi, piąty i ósmy. Zarząd ostatecznie doszedł do momentu, w którym Solskjaer zyskał przydomek niezatapialny. Wydawało się bowiem, że nie ma na tyle gównianego występu, który sprowokuje włodarzy do zerwania umowy z 48-latkiem.

Gdy wszystko idzie źle

Po porażce 0:5 z Liverpoolem, gdzie Manchester United zaliczył jeden z najgorszych występów drużyny w całej historii Premier League, będąc bezradnym w starciu z odwiecznym rywalem, Solskjaer nie dostał wypowiedzenia. Dostał kolejną szansę – miał odbić się w trzech kolejnych meczach.

Efekty? Porażka z Manchesterem City po kolejnym żenującym popisie; remis z Atalantą, gdzie trzeba było gonić wynik; nieszczęsne zwycięstwo z Tottenhamem, które sprokurowało zwolnienie Nuno Espirito Santo, a Solskjaerowi pozwoliło na uniknięcie szafotu.

Zarząd pozostawał ślepy na wyniki derbów i potyczki z Włochami w Lidze Mistrzów. Skupiono się na rozbiciu 3:0 Spurs i na tej podstawie zaufano Norwegowi kolejny raz. Była to decyzja brzemienna w skutkach – zamiast zwolnić Solskjaera wówczas lub najpóźniej podczas przerwy reprezentacyjnej, pozwolono mu pracować dalej. No bo przecież kopnął w rzyć pozbawiony wyrazu Tottenham, który nawet nie starał się atakować – przecież to świadczy o nim jak najlepiej, prawda?

W tym samym czasie w Londynie podjęto wiążące decyzje. Zwolniono Nuno Espirito Santo, a dzień później ściągnięto do stolicy Anotnio Conte. W ten sposób Tottenham wygrał przegrany mecz – sprzątnął z rynku trenera, który miał chyba największe kompetencje, by wyciągnąć z bagna zarówno Sprus, jak i Manchester United.

Problemy Czerwonych Diabłów nie zaczęły się bowiem wraz z pierwszym gwizdkiem starcia z Liverpoolem. Ciągnęły się znacznie dłużej, a Solskjaer nie miał najmniejszego pomysłu, jak tę sytuację rozwiązać. Pomysł ustawienia z wahadłowymi wypalił tylko w jednym spotkaniu, a zaraz później i tak z niego zupełnie zrezygnowano.

W bieżącym sezonie, decydującym o cenie pracy Norwega na Old Trafford, Manchester United trudno za coś chwalić. Krytykować jest zaś zadziwiająco łatwo:

  • trzecia najgorsza defensywa Premier League (21 straconych bramek),
  • Luke Shaw i Harry Maguire grający jak dzieci z przedszkola, nie wicemistrzowie Europy,
  • Aaron Wan-Bissaka zaliczający stopniowy regres,
  • Cristiano Ronaldo, który potrafi zmarnować cztery sytuacje z Watfordem,
  • uziemienie Donny’ego van de Beeka, jednego z najlepszych pomocników,
  • największy kryzys wizerunkowy od lat,
  • notoryczne trzymanie się Freda, który potrafi mniej niż ma liter w nazwisku,
  • Jadon Sancho, którego Niemcy zaczęli nazywać 007 (gole/asysty/mecze),
  • seria wstydu – 0:2 z City, 0:5 z Liverpoolem, 1:4 z Watfordem, 2:4 z Leicester, 1:2 z Young Boys, 0:1 z Aston Villą,
  • przejście na piątkę obrońców, chociaż nie miało to żadnej racji bytu,
  • konflikt z Marcusem Rashfordem, któremu odmawiano zaangażowania w akcje charytatywne,
  • próba dostosowania Jadona Sancho do gry na wahadle – było tak źle, że pomysł ten nie opuścił bazy treningowej,
  • kurczowe trzymanie się piłkarzy, którzy zawodzili raz za razem,
  • notoryczne robienie dobrej miny do złej gry i udawanie, że tę współpracę da się jeszcze uratować.

Solskjaer nie jest pierwszym trenerem, który nie potrafi w pełni skorzystać z Cristiano Ronaldo. Nie jest też pierwszym, który ma serię gorszych meczów, albo który nie trafia z taktyką. Poleciał jednak w związku z tym, że każdy z wymienionych wyżej punktów zaistniał w jednym klubie, w jednym miejscu, w jednym czasie. Co tam grecka zasada trzech jedności – Norweg, niczym najlepszy  dramaturg, wprowadził swoją i przypłacił za to stratą posady na Old Trafford.

Dlaczego Manchester United przedłużał agonię?

Nie trzeba jednak silić się na poszukiwania wytłumaczenia, dlaczego związek ten przetrwał tyle katastrof. Dlaczego nie zwolniono go na przykład po Liverpoolu albo w przerwie na reprezentację. Otóż Manchester United nie ma ŻADNEGO pewnego następcy dla Ole Gunnara Solskjaera. Zaledwie wczoraj Alison Bender, dziennikarka ESPN, podawała, że najbardziej prawdopodobny jest scenariusz z zatrudnieniem Zinedine’a Zidane’a.

Dzisiaj BBC grzmi o tym, że Francuz wcale się na Old Trafford nie spieszy. Obowiązki Norwega ma przejąć zupełnie niedoświadczony Michael Carrick, dotychczas asystent Solskjaera, a w kolejnych tygodniach klub ma zaoferować posadę menadżera tymczasowego, który dociągnie z klubem tylko do końca sezonu. Komu? Nie widzą – dopiero zaczynają szukać.

Porażka 1:4 z Watfordem skompromitowała Manchester United nie tylko na boisku, ale i w kuluarach. Klub z Old Trafford po prostu nie przygotował planu B. Rozbicie przez beniaminka zaskoczyło ich na tyle, że trzeba było zareagować impulsywnie, ale za tym ciosem nie idzie nic konkretnego, problemu w żaden sposób nie udało się rozwiązać, skoro jedynym działaniem ma być wygumkowanie Norwega ze sztabu szkoleniowego. Ba! Nie pożegnano nawet całego zespołu, który miał wpływ na tę sytuację, bo przecież – jak już wspomniałem – Carrick zostaje.

Zwolnienie Solskjaera jest zakończeniem toksycznego związku, przyznaniem się do błędu i pewnie w szerszym kontekście wyjdzie Manchesterowi United na dobre. Szkopuł w tym, że klub póki co kompromituje się medialnie, udowadniając, że jest fatalnie zarządzaną organizacją. Tottenham potrzebował 24 godzin, by ogłosić Antonio Conte w miejsce Nuno Espirito Santo. Manchester United może potrzebować 24 dni, by znaleźć kogoś, kto obejmie drużynę do końca sezonu.

Reakcja była potrzebna, ale trzeba być niezwykle naiwnym, żeby w sytuacji, która panowała na Old Trafford nie przygotować się na konieczność zwolnienia Ole Gunnara Solskjaera. Norweg powiedział kiedyś, że Football Manager wiele go nauczył, był tą produkcją szczerze zafascynowany. Kto wie, być może zarząd Manchester United podziela te zainteresowania i liczy, że w jakiś sposób uda się wczytać poprzedni zapis gry.

Czytaj także: 

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

17 komentarzy

Loading...