Przedostatnie miejsce w tabeli. Najmniej strzelonych goli. Najsłabszy dorobek punktowy na własnym boisku. Ofensywni pomocnicy, którzy nie asystują i napastnicy, którzy nie strzelają. Młodzieżowcy, którzy grają głównie za „M” przy nazwisku. Dawid Szulczek ma co robić w Warcie Poznań. A skoro dziś czeka go debiut, to uznaliśmy, że to dobry moment, by zrobić dla nowego trenera „Zielonych” krótką i pomocną listę pilnych zadań do zrealizowania.
Pobudzić ofensywę
Dziewięć goli w czternastu meczach. Wynik doprawdy skandaliczny. A jeśli dorzucimy do tego fakt, że blisko połowę swojego dorobku bramkowego Warta zdobyła w jednym meczu – z Górnikiem Łęczna – to ten obraz jest jeszcze bardziej przytłaczający. I to nie jest tak, że Warta ma sporo okazji, ale ich nie wykorzystuje – według EkstraStats tylko rzeczony beniaminek z Łęcznej ma niższe expected goals od „Zielonych”.
Oglądając niektóre starcia Warty mieliśmy przekonanie, że choćby grali do nocy i choćby rywal poszedł już sobie na kolację, to i tak bramka by nie wpadła. Nie wychodziło środkiem, nie szło przebić się skrzydłami. Ni to z kontry, ni z ataku pozycyjnego. Ani wrzutką, ani podaniem. No nie wpadało i koniec.
Jest coś symptomatycznego w tym przełamaniu w Gliwicach – przełamaniu passy meczów bez zdobytej bramki. Jak padł gol? Czyż zgrabnie podał do Zrelaka, a ten po prostu… pieprznął. Żadnego tam szukania wcinek, plasowanych uderzeń, próby dogrania do pustej bramki. Nie. Zamknięte oczy, napięty każdy mięsień, lufa, armata i gol.
Oczywiście to nie jest tak, że Szulczek wejdzie do szatni i powie „panowie, strzelajcie wyłącznie na siłę i wyłącznie z zamkniętymi oczami”, a problem sam się rozwiąże. Ale z tego, co słyszymy – nowy trener ma pomysł na usprawnienie ofensywny i nie jest on jakoś wcale skomplikowany. Wyższy pressing, wyższe odbieranie piłki, agresywniejszy doskok. Po to, by po przechwycie nie musieć gonić pół boiska pod bramkę przeciwnika.
Biorąc pod uwagę, że w Warcie to rozgrywanie, klepki czy dryblingi kuleje, to może faktycznie jest w tym metoda.
Dotrzeć do młodzieżowców
Wiosną Warta miała totalny spokój w kwestii młodzieżowców. Maciej Żurawski – wypożyczony z Pogoni – grał równo, pewnie, dobrze. Może nie tak, że Makana Baku był w jego cieniu, ale takich ludzi w środku pola było Warcie potrzeba. A i Aleks Ławniczak grał tak, że gdy na dłużej wypadł Kieliba, to właściwie para Ławniczak-Ivanov była nie do ruszenia. Do tego stopnia, że Maik Nawrocki nawet nie podnosił się z ławki.
Ale Żurawski wrócił już do Pogoni. Ławniczak jest już za stary na młodzieżowca.
I Warta musiała sobie latem z tym poradzić. Ściągnęła Wiktora Pleśnierowicza, Konrada Matuszewskiego, Szymona Czyża i Jakuba Sangowskiego.
Pleśnierowicz na przygotowaniach doznał poważnej kontuzji kolana i zagra najwcześniej w przyszłym roku. Sangowski zebrał dosłownie kilka epizodzików z ławki. A Czyż i Matuszewski? Cóż, obaj grają wprost przeciwnie wobec tego, czego mogliśmy od nich oczekiwać.
Matuszewski miał spore doświadczenie na szczeblu centralnym, ale dopiero teraz dostał szansę w Ekstraklasie. Wydawało się, że przez ogranie w I i II lidze będzie pewniakiem – może nie poszaleje z liczbami, ale chociaż nie będzie się spalał. Tymczasem do tej pory pokazał bardzo, bardzo dużo nerwowości i labilności. Czyż? Miał być kreatywny, miał rozgrywać, miał wnieść sporo przebojowości. A w wielu meczach po prostu znika i naprawdę trzeba się przypatrzeć, by odnotować jakiekolwiek zagranie z jego strony.
To nie tak, że na obu trzeba postawić krzyżyk. Co więcej – Warta nie może sobie na to pozwolić. I generalnie obaj są w stanie się odbudować. Matuszewski wcześniej nie grał za darmo. Czyż za ładne oczy nie trafił do Lazio i też nieprzypadkowo wyróżniał się w juniorach Lecha. Kwestia tego, by ich odbudować. Może Matuszewski na wahadle i Czyż w nowym systemie pokażą, że stać ich na więcej.
Zacząć wygrywać „u siebie”
Cudzysłów w tytule daliśmy celowo, bo Warta przecież wciąż gra w Grodzisku Wielkopolskim. Ale gra tam już tak długo, że właściwie można mówić o tym obiekcie w kategoriach drugiego domu warciarzy.
Siedem meczów w Grodzisku w tym sezonie. Zero zwycięstw. Cztery remisy. Trzy porażki. Bilans bramkowy – dwa gole strzelone (!!!), osiem straconych. Dramat. Żaden inny klub w Ekstraklasie nie punktuje tak dramatycznie u siebie. Nawet Górnik Łęczna zdołał wygrać na własnym stadionie. Gdyby Warta dołożyła kilka punktów u siebie, to sytuacja w tabeli wyglądałaby zdecydowanie lepiej. Bo przecież na wyjazdach Warta punktuje na poziomie Zagłębia Lubin (identyczny bilans), Radomiaka Radom (piąty zespół ligi) czy Stali Mielec (siódme miejsce).
Tutaj tkwią ogromne rezerwy.
Czy uda się to poprawić przed końcem roku? Cóż, kilka punktów można ugrać. Dzisiaj „Zieloni” grają z Wisłą Płock, która w tym sezonie siedem razy jechała w delegację i siedem razy zbierała w czapkę. Ale później przyjeżdża do Warty Wisła Kraków (wyjazdy: 2-1-4) i Śląsk Wrocław (3-2-2). Cztery-sześć punktów do zrobienia? Może nie będzie to rewolucja, ale na pewno cenny dorobek w perspektywie wiosny i walki o utrzymanie.
Wskrzesić skuteczność napastników
Pamiętacie poprzedni sezon Warty? No wiadomo, że pamiętacie, bo to nie było tak dawno. Urocze było to, jak czasem wystarczyło podać piłkę w okolice pola karnego, Kuzimski machnął nogą, a futbolówka jakimś cudem wpadała do siatki. Kuzimski miał łatwość do – wybacz nam, Mateusz – strzelania goli z dupy. Takich, których byśmy akurat w tej konkretnej sytuacji się nie spodziewali.
W tym sezonie tego już nie ma. Kuzimski (według EkstraStats) ma łączny współczynnik goli oczekiwanych na poziomie 2,19 xG, a strzelił tylko jednego gola. Oddał już dziewiętnaście strzałów. Co z drugim napastnikiem? Adam Zrelak ma dwa gole, xG na poziomie 1,72, jedenaście strzałów.
To taki wynik, że można go potroić w ciągu jednego weekendu. Warta potrzebuje goli. Potrzebuje też gościa, który będzie robił coś z niczego. Takiego Erika Exposito, Bartosza Śpiączkę, Damiana Warchoła czy Fabiana Piaseckiego.
Kuzimski pokazał już, że to potrafi. Zrelak póki co walczy, rozgrywa, przepycha się z rywalami, ale goli z tego jest bardzo mało. Być może Szulczek będzie w stanie tak poukładać te klocki, że obaj napastnicy Warty będą mieli więcej goli niż duet Grzesik-Ivanov (póki co w tym starciu jest remis 3 do 3).
Sprawić, by nowi wreszcie wyglądali jak wzmocnienia
W kręgach Lecha Poznań legendarny jest już filmik, gdy jeden z kibiców „Kolejorza” dzwoni do telewizyjnego wróżbity i pyta „Jan Zapotoka, jest taki piłkarz i pytanie takie – czy Zapotoka zagra kiedyś jakiś dobry mecz?”.
Dlaczego o tym piszemy? Bo czasem aż nas korci, by zadzwonić do wróżki i zapytać – czy Jayson Papeau zagra kiedyś dobry mecz?
Debiut miał obiecujący. Wszedł do składu zaraz po dołączeniu do Warty. Drybling, gaz, nabity… Problem w tym, że mało tam było piłki w piłce, a i strat Francuz miał od groma. A później było już tylko gorzej. Patrzymy sobie na jego noty u nas: 6, 3, 5, 2, 3, 3, 2, 4. Średnia 3,50 – najniższa w zespole. Najniższa obok… fanfary – Milana Corryna, drugiego z gości, którzy mieli odmienić ofensywę Warty.
Corryn zagrał kapitalny mecz z Górnikiem Łęczna i to właściwie tyle. Miał momenty ze Śląskiem w debiucie, miał momenty z Legią, ale w pozostałych meczach był albo słaby, albo beznadziejny. W czternastu kolejkach strzelił dwa gole i zaliczył jedną asystę. Wszystkie w Łęcznej. W pomeczówce pisaliśmy, że na jego nieszczęście – mecze z Górnikiem Łęczna nie są co tydzień. No i się sprawdza…
Papeau ma z kolei imponujący dorobek – zero goli, zero asyst. Dorzucamy do tego nowego-starego Mario Rodrigueza (stracił część poprzedniego sezonu przez uraz), który też nie zaliczył jeszcze gola i asysty. W efekcie dostajemy trzech obcokrajowców, którzy mieli ciągnąć ofensywę Warty, a przez blisko pół sezonu potrafili zrobić COKOLWIEK tylko w Łęcznej.
I znów – może zmiana systemu i przesunięcie Papeau oraz Corryna bliżej środka pola i bliżej bramki rywala coś zmieni. Bo jeśli nie, to zalecamy wypatrywać w kalendarzach daty 5.02.2022r. Wtedy Warta gra z Górnikiem Łęczna.
Warta – Wisła Płock: typ Weszło & Fuksiarz.pl:
Jakub Białek: Warta jeszcze nie wygrała u siebie, ale kiedy ma to zmienić, jak nie z Wisłą Płock, która ma wyjazdowy bilans 0-0-7? Z drugiej strony – kiedy Wisła Płock ma się przełamać w delegacji, jeśli nie teraz? Stawiam więc remis po kursie 3,10 w Fuksiarz.pl.
Czytaj też: