Elektryczni w defensywie. Mający problemy z pressingiem Szwedów. Bez celnego strzału do przerwy. Wymieniający dziesiątki podań w poprzek. Stylem gry niebezpiecznie flirtujący ze zwykłą kopaniną.
To nie był dobry mecz Hiszpanii. Nie był nawet średni. Ale kto o tym będzie pamiętał, skoro jest awans na mundial? Szwedzi mogli skarcić Hiszpanię, ale ciężko strzelać gole, jak notorycznie kiksujesz pod bramką rywala. Hiszpanom do 1:0 wystarczyło genialne uderzenie Olmo i dobitka Moraty.
HISZPANIA – SZWECJA: STATYCZNA PIERWSZA POŁOWA
Hiszpania wyszła na pierwszą połowę tak, jakby chciała zamknąć ten mecz w pierwszych siedmiu minutach. Szwedzi zepchnięci gdzieś na piąty rząd sektora C, piłkę mieli ostatni raz na rozgrzewce. Ale już tutaj, gdzie tak zwana przewaga optyczna była zdecydowanie po stronie gospodarzy, dawał o sobie znać główny motyw pierwszych czterdziestu pięciu minut.
Z dużej chmury mały deszcz.
Hiszpanom gra się kleiła, ale do szesnastki. Były fajne akcje Gaviego, było rozegranie, podwojenia na skrzydłach. Ale gdy już szło dobre podanie w pole karne, gdy już ktoś urywał się za plecy i mogło zrobić się naprawdę ciekawie – gdzieś spod ziemi wyrastał Szwed. I stawiał szlaban. Szwedzi bronili głęboko, ale skutecznie.
Bo co tak naprawdę stworzyła sobie groźnego Hiszpania? Ten strzał Sarabii po przekątnej? Uderzenie Olmo, które zrykoszetowało i wyszło na róg? No bo przecież to, że Olmo skandalicznie żebrał o jedenastkę, było jasne dla wszystkich.
Ale nie zero celnych strzałów Hiszpanii do przerwy powinno być dla niej ostrzeżeniem, tylk0 to, że to Szwedzi stworzyli lepsze sytuacje. Choć większość czasu się bronili, choć atakowali niewielkimi siłami, to jednak ustawiali się niezwykle mądrze. Niby bywali zepchnięci, a zarazem momentami zakładali imponujący pressing, docierający aż do Simona i potrafiący przynieść konkretne zyski (choćby rzut rożny, kiedy nacisk na krótko wybitą piłkę Simona się opłacił).
No i Szwecja miała Forsberga. Ale tu też wymowne: OK, raz szarżował przy kontrze, nieźle uderzył zza szesnastki, mogło wpaść, gdyby posłał piłkę celnie. Ale druga akcja to już w zasadzie atak pozycyjny. Dobra wrzutka w pole karne, Hiszpanie śpią, a Forsberg uderza z woleja. Był na około siódmy metrze od bramki, trochę wyrzucony do boku – naprawdę, mogło wpaść. To była bodaj jedyna stuprocentowa sytuacja w pierwszej połowie, Simon nie miałby szans.
HISZPANIA – SZWECJA: SZWEDOM STRZELAĆ NIE KAZANO
To, jakie momentami błędy dzisiaj robili Hiszpanie w tyłach, to jest okręgówka. I to raczej dół tabeli. Zaraz po zmianie stron Azpilicueta przy pressingu Szwedów zagrał piłkę po ziemi, lekko, przed szesnastkę. Oczywiście w sektor, gdzie było trzech Szwedów, jeden Hiszpan. Zaskoczenie – pomysł był umiarkowanie mądry i Szwedzi to przechwycili. Ale zaskoczenie drugie – nie zdołali oddać z tego celnego strzału, Isak zrobił… w zasadzie nie wiadomo, co zrobił.
I to można odwołać do wielu sytuacji Szwedów w tym meczu. Będą mieli o czym gdybać szwedzcy kibice. Forsberg dostał cudowne podanie Ekdala przez 30 metrów – piłka marzenie, tylko strzelać. Ale zamiast tego skandaliczny kiks, zaplątał się we własne nogi. Tylko w drugiej połowie trzykrotnie Szwedzi mieli piłkę w dobrej pozycji strzeleckiej pod bramką Simona, a trzykrotnie działo się coś, co należy wytłumaczyć tylko jakąś laleczką voodoo. Azpilicueta zapomina o istnieniu Claessona, piłka za plecy – Claesson zamiast ładować do siatki, fatalnie przyjmuje. Nawet Zlatan w doliczonym czasie gry, gdy już z grubsza było pozamiatane, też dał popis tego jak dostać piłkę tuż przed bramkę, i nie zrobić z tego nic.
Naprawdę, Szwedzi mogli tutaj strzelić Hiszpanom przy 0:0. Było z czego. Ale jak się tak konsekwentnie oddaje kuriozalne próby strzeleckie, to można mieć ostatecznie pretensje tylko do siebie. Owszem, murawa nie była najlepsza, ale niektóre z tych piłek to zagrania górą, gdzie zawiodło zwykłe przyjęcie. Nic nie podskoczyło na kretowisku.
Hiszpania usiłowała grać, ale bez przekonania. Tak jakby mama już czekała z obiadem. Mogła trafić po główce De Tomasa, ale nie musiała. Trochę rozruszał hiszpański atak Morata, bo jakkolwiek zmarnował swoje trzy pierwsze okazje – najpierw pudło, gdzie powinien odgrywać; potem uderzenie poza stadion; wreszcie lekki, plasowany strzał w bramkarza – tak jednak działo się w ataku Hiszpanii cokolwiek. Ktoś się odnajdywał, ustawiał w takich sektorach, gdzie trafiała piłka.
Najlepiej to było widoczne w 86. minucie. Olmo uznał, że z drużynowego grania tu nic nie wyniknie, więc po prostu huknął z dystansu. Piłka odbiła się od obramowania bramki, a tam już czyhał Morata. Wyszedł do tej dobitki idealnie, nikt go nie pilnował, tylko trafić. Mógł jeszcze sobie przyjąć i poprawić. 1:0, pozamiatane.
Hiszpania wchodzi do finałów mundialu bez fanfarów, po meczu do zapomnienia, ale cóż – najważniejszy jest dla nich happy end. Przed tym zgrupowaniem w nastrojach dominowała niepewność. A Szwedzi mogą sobie pluć w brodę. Listopad dla nich miesiącem zmarnowanej szansy – najpierw wtopa z Gruzji, która zmusiła ich dzisiaj do gonienia wyniku, a ostatecznie, gdy już szanse wypracowali, to dwójka z gimnastyki. Dziwić też może zdjęcie Forsberga po godzinie – swoje zmarnował, ale widać było, że czuje się na boisku dobrze i jest w stanie coś jeszcze indywidualną akcją zmienić.
HISZPANIA – SZWECJA 1:0 (0:0)
Morata 86′
Fot. NewsPix