Legia Warszawa przeżywa największy kryzys od wielu lat. Dwanaście rozegranych meczów, raptem dziewięć punktów na koncie, siedemnaste miejsce w tabeli. W klubie zastanawiają się: jaka jest przyczyna bessy mistrza Polski. Michał Adamczewski, trener przygotowania fizycznego i motorycznego, twierdzi, że bzdurą jest doszukiwanie się problemów w przygotowaniu fizycznym zespołu.
– To najprostsze wytłumaczenie. Kiedy drużyna wygrywa, pierwszy trener spija śmietankę, kiedy nie idzie, po łbie dostaje osoba, która zajmuje się przygotowaniem fizycznym. Standard. Dzieje się tak, bo specjalistów w tym temacie jest w Polsce bardzo niewielu, to cały czas pustynia. Człowiek zrobi trzyweekendowy kurs i uważa, że może pracować jako trener przygotowania motorycznego. Sorry, tak to nie działa – twierdzi Adamczewski w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Trener przygotowania fizycznego i motorycznego, który współpracuje m.in z Pawłem Dawidowiczem, krytykuje Marka Gołębiewskiego, trenera Legii, który po porażce z Pogonią Szczecin mówił, że wiele rzeczy w zespole nie gra i że czeka na wyniki badań krwi piłkarzy, a po porażce ze Stalą apelował o nieokreśloną reakcję zarządu.
– Mogę powiedzieć jedno właścicielowi Legii: panie prezesie, ktoś pana oszukuje! Zrzucanie winy na przygotowanie fizyczne to mit. Ivan Tudor objął we wrześniu Hellas Werona i nie musiał wykonywać testów, opowiadać takich bajek. Po prostu rozpoczął solidną pracę i z dziewięciu spotkań przegrał tylko jedno, z AC Milan 2:3. Ludzie czasem zrobią wiele, by utrzymać się w pracy, przypuszczam, że informacje płynące do pana prezesa Mioduskiego niejednokrotnie są niepełne.
To takie trochę stwierdzenia PR-owe, zagrania albo narracja wprowadzone po to, by zyskać na czasie. Odnoszę wrażenie, że obecny trener objął zespół i zamiast skupić się na pracy z nim, po meczu ze Stalą zrzuca odpowiedzialność na zarząd. A przecież wystarczyło oświadczyć: w tym spotkaniu stworzyliśmy sobie 28 sytuacji bramkowych, oddaliśmy dziewięć celnych strzałów, wykorzystaliśmy tylko jeden z nich. Jeśli nie będziemy mieli skuteczności na poziomie 50 procent, to nie będziemy wygrywać. Tyle by wystarczyło, takie słowa wypowiedziałby doświadczony trener. Bo drużyna przygotowana fizycznie, która nie ma siły biegać, która niby została zajechana lub niedojechana, nie potrafiłaby stworzyć 28 sytuacji – skończył Adamczewski w rozmowie z Przeglądem Sportowym.