Oj, prosił się dzisiaj Real Madryt o powtórzenie „wyczynu” Barcelony. Choć oczywiście gra madrytczyków wyglądała w przekroju całego meczu wyraźnie lepiej od tego, co zaprezentowali Katalończycy. Real mógł spokojnie po godzinie gry prowadzić z Rayo Vallecano z 4:0, może i 5:0. Albo i wyżej. Ale przez własną nieskuteczność musiał mocno się stresować w ostatnich minutach tego starcia.
Gdyby w futbolu chodziło tylko o kreowanie szans bramkowych, to napisalibyśmy, że był to wybitny mecz „Królewskich”. Natomiast w piłce nożnej chodzi też o to, by szanse bramkowe faktycznie zamieniać na gole.
A Real miał dziś niesamowitą łatwość w tworzeniu sobie okazji na zdobycie bramki. Sam Karim Benzema mógł ustrzelić tego wieczoru hat-tricka, a być może i uraczyć się ładnym czteropakiem goli. Ale nie było dziś sytuacji, której Francuz nie potrafiłby zmarnować. W swojej normalnej formie Benzema wyśrubowałby i tak świetny wynik bramkowy z ostatnich miesięcy. A dziś… Dziś pudłował nawet wtedy, gdy miał przed sobą pół odsłoniętej bramki, a strzelał z szóstego metra. Wykorzystał tylko jedną sytuację – genialnie (naprawdę – nie ma tu grama przesady) dośrodkował Alaba, a Francuz zwieńczył to strzałem z bliska.
Zabawa Viniciusa
Bawił się niesamowicie Vinicius. Ta akcja z drugiej połowy… Facet minął bodaj pięciu rywali, wykręcał im kolana i stawy skokowe. Wpadł w pole karne, tam wziął jeszcze dwóch gości na zamach. Gdyby to tylko trafił, to mielibyśmy bardzo mocnego kandydata do bramki sezonu.
Brazylijczyk wziął udział w akcji bramkowej, gdy Asensio wyłożył piłkę Kroosowi, a ten zwieńczył akcję, którą sam rozpoczął sprytnym podaniem głową właśnie do Viniciusa. Te dwa trafienia sprawiały, że mecz był właściwie zamknięty. Oglądaliśmy świetny Real, który i w kontrach wyglądał zabójczo, i w ataku pozycyjnym krok po kroku rozmontowywał obronę Rayo.
Wydawało się, że madrytczykom nic już tu nie ma prawa się stać, bo Rayo nie tworzyło sobie tuzinów szans strzeleckich. I nagle pojawiły się demony Realu – nerwówka na własne życzenie w starciu, które wydawało się już pewnie wygranym.
Falcao – krótko, ale intensywnie
Na boisko wszedł bowiem facet, który przyciąga gole. Radamel Falcao dzisiaj się nie przepracował, a swoje zrobił. Wszedł na dwanaście minut, strzelił gola i zszedł z urazem. Kolumbijczyk świetnie odnalazł się w polu karnym, wykiwał ruchem bez piłki defensywę „Królewskim” i sprytną główką zagwarantował nam emocjonujący finisz tego meczu.
A działo się na tym finiszu sporo. Isi Palazon przyfanzolił z dystansu i Courtois musiał się wykazać gibkością. Toni Kroos tuż przed linią bramkową zatrzymał piłkę lecącą do bramki. I jeszcze w tym wszystkim zapachniało rzutem karnym dla Rayo po interwencji Camavingi.
Así gana el Madrid…Penal clarísimo no cantado… Que le den ya el trofeo 🏆 de Liga… pic.twitter.com/NJIBDcZgKr
— Franchesco 🇵🇷 (@javi_pr) November 6, 2021
Koniec końców Real to zwycięstwo dowiózł. I nie, nie napiszemy, że dowiózł je farciarsko – bo w przekroju całego spotkania był po prostu drużyną zdecydowanie lepszą. Wygrał zasłużenie. Natomiast powtarzający się scenariusz doprowadzania do nerwówki na własne życzenie musi dać do myślenia Carlo Ancelottiemu. Wczoraj, dziś i jutro się uda. Ale przyjdzie moment, gdy rywal to wykorzysta. A czołówka nie śpi. Real Sociedad ma tylko dwa punkty straty do lidera. Sevilla ma trzy oczka mniej, ale jeszcze mecz przed sobą. Tempo trzyma też Atletico Madryt. Tutaj nie ma marginesu na pomyłki. A dziś Real pod bramką Rayo miał tych pomyłek za dużo.
Real Madryt – Rayo Vallecano 2:1 ( 2:0)
Kroos (15.), Benzema (38.) – Falcao (78.)
fot. NewsPix