Lider ligi włoskiej przyjeżdża do drużyny, która w jedenastu meczach ekstraklasy doznała ośmiu porażek, a dwa tygodnie temu dostała już trójkę. To się mogło skończyć tylko w jeden sposób. Tak chyba wszyscy myśleliśmy przed meczem Legii Warszawa z Napoli. Legia jednak do przerwy sensacyjnie prowadziła, grała naprawdę nieźle i sprawiła, że człowiek na chwilę chciał dać pierwszeństwo emocjom, spychając rozum do tylnego szeregu. W efekcie na koniec mocniej bolało, bo po przerwie nie było już czego zbierać.
Legia Warszawa – Napoli: Josue stracił rozum
Wyłonił się tutaj główny bohater negatywny. Jasne, bardzo możliwe, że „Wojskowi” i tak by przegrali. Josue jednak, bo o nim mowa, dwukrotnie rozkładał przed gośćmi czerwony dywan, jakby chciał przyspieszyć nieuniknione. Portugalczyk w kretyński sposób prokurował rzuty karne dla neapolitańczyków, które ci pewnie wykorzystywali. W pierwszym przypadku jeszcze można szukać jakiegoś usprawiedliwienia, że facet w ferworze walki przewrócił wejściem w bok Piotra Zielińskiego. Można się tu doszukiwać walki bark w bark, ale impet był zdecydowanie za duży, do tego zupełny brak zainteresowania piłką.
To, co Josue zrobił potem, przechodzi już jednak wszelkie pojęcie. To przykład piłkarskiego debilizmu, na który raczej nie ma lekarstwa. Nie w przypadku tego gościa. Długo spadającą futbolówkę Portugalczyk zamierzał wybić przewrotką, co musiał rozczytać Politano. Napatoczył się, został trafiony przez zawodnika Legii i sędzia kolejny raz wskazał na jedenasty metr.
Legia Warszawa – Napoli: demolka w końcówce
Zrobiło się 1:2 i z mistrzów Polski całkowicie uszło powietrze, którego już po utracie bramki wyrównującej było bardzo mało. W dalszej fazie meczu nie stworzyli sobie nawet ćwierć sytuacji, nie było żadnej nadziei, że uda się wyrównać. Napoli natomiast bawiło się, klepało i dołożyło kolejne dwa gole. Najlepszym podsumowaniem ośmieszenie na koniec Jędrzejczyka przez Ounasa, który wziął go na zamach i przywalił z powietrza nie do obrony.
Kibicom Legii muszą więc wystarczyć pojedyncze chwile z tego meczu. Akcja bramkowa – pierwszorzędna. Josue (jeszcze żaden styk nie zdążył mu się przepalić) pięknie podał do wbiegającego Mladenovicia, ten efektownie przełożył sobie piłkę i wycofał ją do Emreliego, który okazał się pewnym egzekutorem. Azer często irytuje w meczach ligowych, ale co postrzelał w pucharach, to jego. Wielu skautom z pewnością nie umknie to uwadze.
Pierwsze minuty po stracie gola Legia miała ciężkie. Napoli atakowało i dochodziło do sytuacji: Zieliński przyładował w poprzeczkę, a strzał Elmasa odbił Miszta. Z czasem jednak zawodnicy Marka Gołębiewskiego zyskali kontrolę w obronie i niewiele zapowiadało, że Napoli jest w stanie wyrównać przed przerwą. Ten fragment spotkania także można zapisać Legii na plus.
NOTY I OCENY PO MECZU LEGIA – NAPOLI
No i jest jeszcze ta akcja zaraz po zmianie stron. Mladenović znalazł przed polem karnym Ribeiro, ten uderzył w słupek, a Emreli nie zdołał dobrze dobić. Szkoda, wielka szkoda. Mogło być 2:0, mogło być pięknie. Zamiast tego później Josue wręczył Włochom młotek i zaczęła się demolka warszawskiej ekipy. Na koniec nie było czego zbierać, nie został kamień na kamieniu. Gdyby nie Miszta, rozmiary porażki byłyby jeszcze większe.
Legia znacznie zmniejszyła swoje szanse na wejście do fazy pucharowej Ligi Europy, ale obecnie to dla niej drugorzędny problem. Ważniejsze będzie to, czy w weekend uda się wreszcie odbić do dna. Jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie pierwsze 45 minut, może nawet „Wojskowi” podbudowali się przed Stalą Mielec. Jeśli jednak spojrzymy na całość – drużyna tylko się dobiła.
CZYTAJ TAKŻE:
Legia Warszawa – Napoli 1:4 (1:0)
- 1:0 – Emreli 10′
- 1:1 – Zieliński 51′ karny
- 1:2 – Mertens 75′ karny
- 1:3 – Lozano 78′
- 1:4 – Ounas 90′
Fot. FotoPyK