Reklama

Jak Gumny został jednym z najsłabszych obrońców Bundesligi?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

31 października 2021, 14:13 • 13 min czytania 32 komentarzy

Kiedy na początku roku Rafał Gikiewicz zdradził w programie Cafe Kadra, że uczestniczył w spotkaniu władz Augsburga z Robertem Gumnym, na którym wyszło, że klubowi decydenci nie są zadowoleni z rozwoju polskiego defensora, cała uwaga środowiska skupiła się na osądzaniu Gikiego – zwykła szczerość czy wyciąganie brudów szatni? Rozgorzała dyskusja natury moralnej, która przykryła sedno sprawy – pozycję i status Gumnego w Niemczech. 23-letni defensor Augsburga nie został gwiazdą ligi. Ale tego można było się spodziewać. Problem w tym, że w tym sezonie dwukrotny reprezentant Polski jest jednym z najsłabszych obrońców Bundesligi. 

Jak Gumny został jednym z najsłabszych obrońców Bundesligi?

Na samym dole

Zaglądamy w noty Kickera. W rankingu klasyfikowani są tylko piłkarze, którzy otrzymywali oceny w przynajmniej połowie spotkań. Robert Gumny legitymuje się średnią 4,33. Średnią, powiedzmy sobie szczerze, kompromitującą. Już ubiegłoroczne 3,94 prezentowało się blado, ale trwająca kampania to zupełnie inna półka marności:

  • osiemdziesiąte drugie miejsce wśród obrońców, czyli przedostatnie;
  • dwieście pierwsze miejsce wśród wszystkich piłkarzy na dwustu siedemnastu sklasyfikowanych.

Ścisły dół listy.

– Szału nie ma, zwłaszcza po meczu w Moguncji. Robert Gumny zaprezentował się katastrofalnie. Trudno zdefiniować jego sytuację w Augsburgu. Wcześniej próbowali trochę ustabilizować i poprawić defensywę, więc przeszli na grę z trójką środkowych obrońców. W tej trójce znalazł się Gumny, ale to nie było też tak, że zasłużył na to wysoką formą, jakimiś świetnymi występami, bo po prostu kontuzjowany był Felix Uduokhai, więc Markus Weinzierl dokooptował go do duetu Jeffrey Gouweleeuw-Reece Oxford. Gumny prezentował się przyzwoicie, ale też popełniał nadzwyczaj dużo błędów. 

Paradoksalnie najgorzej wypadł w kwestiach technicznych, a przecież to wydawało nam się mocną stroną Gumnego. To był zawsze piłkarz, który nieźle czuł się z piłką przy nodze, a w Augsburgu dość mocno narzekano na to, jak wyprowadza piłkę z własnej połowy. Sporo mniejszych lub większych błędów przydarzało mu się w tym elemencie. Zdarzało się, jak chociażby w meczu z Bayerem Leverkusen, że prowadziły one do straty bramek. Trochę lepiej było w samych kwestiach defensywnych – pojedynkach z rywalami, walkach o piłkę. Natomiast błędy w wyprowadzaniu albo w ustawieniu były zdecydowanie zbyt częste – mówi nam komentator i dziennikarz Viaplay Sport, Marcin Borzęcki.

Reklama

Obstawiaj Bundesligę w Fuksiarz.pl!

Do tej pory Gumny zagrał w jedenastu meczach tego sezonu – pięć razy jako prawy obrońca, pięć razy jako środkowy obrońca i raz jako lewy obrońca. Augsburg stracił w nich dwadzieścia dwa gole. Przeanalizowaliśmy wszystkie stracone bramki, żeby sprawdzić przy ilu z nich maczał palce polski piłkarz.

Błędy Gumnego w Bundeslidze

Mecz z Hoffenheim. Inauguracja sezonu. Augsburg przegrywa 0:4. Gumny zamieszany jest w stratę każdego z czterech goli Wieśniaków. Przy dwóch był głównym antybohaterem. Trafienie Jacoba Bruuna Larsena. Gumny zaspał przy dośrodkowaniu, źle się ustawił, zgubił radar. Po wszystkim złapał się za głowę – wina oczywista.

Gol Sargisa Adamyana. Gumny kompletnie zgubił krycie, wyglądał na niezainteresowanego przebiegiem akcji, zaspał przy podaniu we własne pole karne i potem nie był już w stanie naprawić swojego błędu. Ba, nie wyglądał też na gościa, któremu jakoś specjalnie zależy na tym, żeby – ręką, nogą, głową, czymkolwiek – chociaż spróbować zatrzymać Adamyana.

Reklama

Mało? Tuż przed trafieniem Georginio Ruttera napierał na jednego z piłkarzy Hoffenheim, ale robił to na tyle nieudolnie, że za chwilę Rutter był już w sytuacji sam na sam z Gikiewiczem. Mało? Augsburg dobił Sebastian Rudy, przy którego bramce Gumny wracał na własną połowę przez jakieś tysiąc lat.

Mecz z Bayerem Leverkusen. Silna ofensywa rywala. Pojedynki z Paulinho, z Moussą Diabym, z Florianem Wirtzem. Pierwszy błąd to typowy bundesligowy Gumny. Ma piłkę przy nodze w bezpiecznej strefie. Piłkarze Bayeru Leverkusen dopiero ustawiają się do pressingu. Polak ma jakieś trzy-cztery opcje bezpiecznego rozegrania tej akcji. Może podać na trzy metry, na pięć metrów, na dziesięć metrów albo nawet wycofać do Gikiewicza.

Co robi? Podaje w najgłupszy możliwy sposób, Augsburg traci piłkę, Bayer rusza do kontry. Co gorsza, Gumny zaczyna wymachiwać rękoma, łapać się za głowę, teatralnie wyrażać pretensje. Wszystko kończy się grecką katastrofą, bo piłka wędruje w pole karne, gdzie Iago wybiją ją tak niefortunnie, że lobuje Gikiewicza i notuje samobója.

Mija kilkadziesiąt minut. Augsburg goni wynik, ma nadzieję na remis po kontaktowym trafieniu Floriana Niederlechnera. Szanse nikłe, bo zbliża się 75. minuta meczu, ale dopóki piłka w grze i takie tam…

Inne plany na to wszystko mają jednak Gumny i spółka z defensywy. Idzie kontra Bayeru Leverkusen. Napędza ją Florian Wirtz. Przed nim Gumny. Minięty, ale nie do końca, bo piłkę przejąć musi Patrik Schick, przed którym – znów – wyrasta Gumny. Schemat się powtarza, bo Czech nic nie robi sobie z asysty Polaka i zaraz pakuje gola na 3:1. I to żaden wstyd, że Gumny przegrał pojedynki z Wirtzem i Schickiem, bo to jednak świetni piłkarze, ale łatwość, z jaką sobie z nim poradzili, woła o pomstę do nieba.

Mecz z Freiburgiem. Kolejny blamaż Augsburga. Gol na 0:1 właściwie ustawił mecz, bo pokazał komu bardziej zależy na zwycięstwie. Gumny spisał się fatalnie. Zaczynał z takiej pozycji. Ma ogląd całej sytuacji. Po jego prawej stronie czyha Christian Günter. Jedynym zadaniem Polaka jest niedopuszczenie do prostopadłego podania i szarży Günter za jego plecami.

Idzie podanie, Gumny nie jest na na to przygotowany, Günter go obiega…

Rafał Gikiewicz broni jego strzał, ale przy dobitce Lukasa Küblera nie ma nic do powiedzenia. Szczególnie „imponuje” pogoń Gumnego, który w pewnym momencie, zdecydowanie przedwcześnie, wyprostował plecy, zarzucił starania i przyglądał się, jak rywale wychodzą na prowadzenie.

Podobnie dziwacznie pasywny był zresztą przy drugiej bramce dla Freiburga. Maximilian Eggestein próbował dograć do Lucasa Hölera w pole karne Augsburga. Ten znajdował się dokładnie między Gumnym a Reeceem Oxfordem. Podanie nie miało prawa dojść do nogi Hölera, a jednak doszło, bo Gumny i Oxford rozstąpili się przed nim, jak Morze Czerwone przed Mojżeszem, pozostawiając Gikiewicza na pastwę zgrabnej podcinki snajpera Freiburga.

Skończyło się na dwóch kardynalnych błędach, ale mogło być tego więcej, bo Gumny cholernie łajzowato wyglądał jeszcze przy dwóch innych sytuacjach dla Freiburga, które – jakimś cudem – nie skończyły się kolejnymi trafieniami.

Wisienką na torcie jest zaś mecz z Mainz. Gumny zawalił wszystko, co mógł zawalić. Ekipa z Moguncji wychodzi z kontrą. Silvan Widmer rachitycznie dogrywa w pole karne w stronę Karima Onisiwo. Na drodze toru lotu piłki stoi Polak. Może przyjąć, może wybić, może zatrzymać futbolówkę, pełna dowolność. Co robi? Kiksuje, przepuszcza ją między nogami, idzie na raz i zaraz ukrywa twarz w dłoniach, bo Onisiwo pokonuje Gikewicza.

Po dwudziestu pięciu minutach gry jest już 0:3. W roli głównej – znowu – Gumny. Karim Onisiwo dośrodkowuje w pole karne w stronę Jonathana Burkardta, który zaczaił się za plecami wolno reagującego Polaka. Wyskok, wykończenie z trzech metrów. Gumny był źle ustawiony.

Gumny, wraz z gwizdkiem arbitra kończącym pierwszą połowę, cisnął ze wściekłością piłkę o ziemię, co uchwyciła kamera. Wiedział, że wypadł katastrofalnie. Na drugą połowę już nie wyszedł.

Najczęściej sprzedawany polski piłkarz

– Ostatnio zagrał na swojej nominalnej pozycji – prawego obrońcy. I tak jak wspominałem: mecz z Mainz wyszedł mu fatalnie. Zalicza bardzo nierówny sezon: momentami jest przyzwoity, momentami mocno rozczarowujący. Sinusoidalna forma, co może mnie nie zdumiewa, ale rozczarowuje, martwi. Miał jeden rok przetarcia w Bundeslidze. Grał relatywnie dużo, w miarę regularnie. Wydawało się, że kolejny obóz przygotowawczy, kolejne lato w niemieckich warunkach sprawią, że Gumny ustabilizuje formę. Nie udało się, choć ustabilizował jedną rzecz: miejsce w wyjściowym składzie, ale pamiętajmy, że niewątpliwie jest to wypadkowa problemów zdrowotnych innych defensorów.

Największą wadą Gumnego jest nadzwyczajnie duża liczba błędów prowadzących do straty gola przez Augsburg. Jeśli wycięłoby się te wszystkie pomyłki z gry Gumnego, to można byłoby odnieść wrażenie, że to zupełnie niezły obrońca. Ale od tego nie da się abstrahować. To nie są drobne gafy. Jeśli się myli – czy to, z Hoffenheim, czy z Bayerem Leverkusen, czy z Mainz – to Augsburg traci po tym gole. Jak na warunki Bundesligi jest tego za dużo. Przy szeregu swoich atutów, przy niepodważalnym talencie, momentami, w obrębie własnego pola karnego czy w okolicach własnego pola karnego, jest strasznie ciapowaty – analizuje Marcin Borzęcki.

Robert Gumny to ciekawy przypadek. Kilka lat temu mógł zostać najdrożej sprzedanym piłkarzem z Ekstraklasy. W Lechu bardzo sprawnie wskoczył w buty Tomasza Kędziory, a Borussia Moenchengladbach była gotowa wyłożyć osiem milionów euro za sam jego potencjał. Wszystko wyhamował stan zdrowia. Wątpliwości medyków z Nadrenii Północnej-Westfalii, dwie poważne operacje, załamka mentalna, obniżka formy w polskiej lidze. W pewnym momencie mieliśmy wrażenie, że nie było w kraju piłkarza sprzedawanego częściej niż on. Miał odejść do Bundesligi, do Cetliku, chcieli go we Włoszech i w Hiszpanii. Mijały jednak kolejne miesiące, a wychowanek Lecha wciąż tkwił w Poznaniu.

I wszystkie strony na tym traciły.

Aż wreszcie Augsburg zapłacił za niego przyzwoite pieniądze, choć dalekie od tego, ile Lech mógł wyciągnąć kilka lat wcześniej, i wszystko się rozwiązało. Wyglądało to na mądry ruch. Gumny przychodził do klubu, który słynął ze stabilności. Tkwił w Bundeslidze od dekady, a tylko sporadycznie walczył o coś innego niż komfortowe gnieżdżenie się w środku tabeli. Augsburg potrafił promować bocznych obrońców (Matthias Ostrzolek, Abdul-Rahman Baba, Philipp Max), ale zawsze byli to lewi defensorzy, co było równoznaczne z tym, że Gumny nie musiał obawiać się o przebijanie się między konkurentami. Ba, liczono, że to właśnie on rozwiąże problem Augsburga z obsadą prawej strony bloku defensywnego. Układ idealny.

Fragment Damiana Smyka z Tomaszem Magdziarzem z Fabryki Futbolu.

Wreszcie ma tę swoją Bundesligę. Wymarzył ją sobie… W jego przypadku proces adaptacji do zespołu przebiegał trochę inaczej, więc na swoją prawdziwą szanse w lidze musiał poczekać. Ale ma już asystę, ma już za sobą debiut. Trochę na jego nieszczęście jego rywal o miejsce w składzie zdążył już pograć przed jego przyjściem, później trafił do jedenastki kolejki. Ale o Roberta jestem spokojny. Znamy podejście Augsburga do niego, wiemy że bardzo nas niego liczą.

I co słyszeliście?

Gumny? Top, top, top. Pod każdym względem.

Zdziwiłbym się, gdyby powiedzieli „a co za żużel tu przywieźliście”.

Oni nie mieliby interesu, by nam ściemniać. 

Robert Gumny

Mnożące się wątpliwości

Robert Gumny potrzebował czasu na aklimatyzację. Heiko Herrlich wprowadzał go ostrożnie. W pierwszym składzie wychodził Raphael Framberger, a Polak miał uczyć się języka, szkolić się w kwestiach taktycznych, pracować w pocie czoła nad dostosowaniem się do intensywności Bundesligi. Sam opowiadał, że miał z tym problem, że potrzebował paru miesięcy, żeby odnaleźć się w nowych warunkach. Od października 2020 zaczął dostawać szanse. Coraz dłuższe, dłuższe i dłuższe. Skakał między lewą a prawą obroną, sporadycznie wychodził też na wahadle i wyglądało to całkiem solidnie. Bez szału, ale też bez dramatu. Pod każdym względem – minutowym, taktycznym, technicznym, wydolnościowym, typowo piłkarskim. Pojawił się pierwszy gol, pojawiła się pierwsza asysta. Pierwsze koty za płoty.

Wiosną zmienił się w Augsburgu trener. Markus Weinzierl wrócił do miejsca, gdzie wypłynął na szerokie bundesligowe wody. Pozycja Gumnego się nie zmieniła. Dalej wychodził w pierwszym składzie, choć też trudno było powiedzieć, czy aby na pewno jest zawodnikiem podstawowego składu i na jakiej konkretnie pozycji docelowo widzą go w klubie. Trochę wcześniej przecież Gumny udał się z Gikiewiczem na spotkanie z władzami Augsburga, na którym usłyszał, że spodziewano się po nim więcej.

Lato nie rozjaśniło wątpliwości.

W sparingach Weinzierl wystawiał go na różnych pozycjach – najczęściej na lewej obronie, co sugerowało, że podstawowym piłkarzem na jego nominalnej pozycji jest Raphael Framberger. Gumny najlepiej wyglądał w ofensywie. Z PSG był bliski strzelenia gola. Zaczął się jednak sezon i większość zadań Polaka to defensywa w zmieniających się chaotycznie systemach – raz z trójką z tyłu, raz z czwórką z tyłu.

– Nie powiedziałbym, że jego pozycja w wyjściowym składzie jest szczególnie mocna. Grał w trójce wskutek kontuzji Felixa Uduokhaia, zawodnika, który był powoływany do reprezentacji Niemiec. Gdyby Uduokhai był zdrowy, Gumny nie wychodziłby na boisko jako stoper, ale być może dostawałby szanse na prawym wahadle, bo jak sięgam pamięcią, to właśnie tam rozgrywał swoje najlepsze mecze w Augsburgu – zwłaszcza późną jesienią ubiegłego roku i wczesną wiosna. Czuł się tam najlepiej, najbardziej komfortowo. To nie jest podstawowy środkowy obrońca, nie wiadomo też, czy można go traktować jako podstawowego prawego obrońcę w systemie z czwórką z tyłu albo jako podstawowego wahadłowego, jeśli Augsburg wróci do trójki. Jego bezpośrednim rywalem jest osławiony już Raphael Framberger.

Framberger ma braki techniczne, problem ze swobodnym prowadzeniem futbolówki, z wykonaniem celnego dośrodkowania, z takimi czysto piłkarskimi rzeczami. Ale ma jedną przewagę nad Robertem Gumnym – niebywałą wydolność, dalece ponadprzeciętne zaangażowanie, jest w stanie od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty ganiać od pola karnego do pola karnego. Jak straci piłkę, to wstaje i goni za przeciwnikiem. Ma przewagę na polu mentalnym. Gumny? Nie powiem, że ma słabą pozycję, ale nie powiem też, że ma silną. Ciągle balansuje na granicy zaufania i braku zaufania sztabu szkoleniowego.

Framberger przeważa motorycznie. Nie chcę powiedzieć, że Gumny nie ma na tym polu atutów, ale wygląda po prostu gorzej. Piłkarsko jest od niego lepszy, ale nie wszedł jeszcze na taką półkę fizyczną czy wydolnościową, żeby móc przegonić na tym polu Frambergera. Pamiętam wywiady, których udzielał w pierwszym sezonie na niemieckich boiskach. Mówił, że dostosowuje się do tempa, do intensywności, do obciążeń, można było to wszystko zrozumieć i zaakceptować, ale teraz nadal mam wrażenie, że odstaje od bundesligowego poziomu. Zwłaszcza, że jego konkurent jedzie właściwie tylko na tym. Bazuje na niespożytych siłach, na walce o piłkę. I jeśli Framberger jest punktem odniesienia, to tym bardziej widać braki Gumnego – tłumaczy Marcin Borzęcki.

Rywalizacja z Frambergerem

W tym sezonie Gumny wychodzi na murawę częściej niż Raphael Framberger, ale to stanowczo jeszcze nie jest moment, żeby jednoznacznie stwierdzić, że – mimo wszystko – wygrywa z nim rywalizację o miejsce w składzie, bo Markus Weinzierl wystawia ich na zupełnie innych pozycjach.

– W Augsburgu nie ma wielkiej presji. To już jedenasty czy dwunasty sezon tego klubu w Bundeslidze, ale rokrocznie zakłada się tam bezpieczne utrzymanie. I nic więcej. Teraz jest nerwowo. Augsburg słabo punktuje, mocno podkopywana jest pozycja Markusa Weinzierla, coraz więcej mówi się o odejściu dyrektora Stefana Reutera, więc ciśnienie jest tam nadzwyczajnie wysokie – mówi Borzęcki, który uważa, że nie należy przywiązywać przesadnej uwagi do aktualnych kadrowych decyzji Weinzierla, który prawdopodobnie niedługo straci pracę, a koniec końców i tak wszystko sprowadzać się będzie do rywalizacji Gumny-Framberger. Najpewniej o pozycję na prawym wahadle.

– Znów: na wahadle wyjściowym zawodnikiem jest nieszczęsny Framberger. W Augsburgu bardzo chcieliby znaleźć jego następcę. Zdają sobie sprawę z jego ograniczeń. Grywa z braku laku. Jest rywalem jeden do jednego dla Gumnego. Mogą tam grać jeszcze Daniel Caligiuri, Andre Hahn, ale tu się nic nie zmienia: walka o pozycję, niezmiennie od wielu miesięcy, z Frambergerem. Przegrana rywalizacja źle świadczyłaby o Gumnym. Nie ma co owijać w bawełnę. Facet przez lata nie mieścił się w składzie. Potrafi dużo biegać, ale gorzej kopie piłkę. Jeśli takiego zawodnika nie przeskakuje się po wejściu do Bundesligi, mając łatkę talentu i będąc sprowadzonym za kilka milionów, to jest to porażka.

Robert Gumny

Niepożądany kierunek

W 2019 roku UEFA opublikowała listę pięćdziesięciu dwóch piłkarzy wartych obserwowania. Znalazło się na niej wiele dużych nazwisk – Nicolo Barella, Alphonso Davies, Joao Felix, Achraf Hakmi, Kai Havertz, Weston McKennie, Dani Olmo, Jadon Sancho, Dayot Upamecano, Vinicius Junior, Nicolo Zaniolo. A między nimi Robert Gumny.

Aktualnie rozmawiamy o bardzo przeciętnym zawodniku Bundesligi w bardzo przeciętnym klubie z tej ligi. Kiedy zajrzy się w jego statystyki z poszczególnych meczów, Polak wypada zwyczajnie średnio albo kiepsko. Wygrywa mniej więcej połowę pojedynków, zalicza 70% celnych podań (78% na własnej połowie i 53% na połowie rywala), pojedyncze odbiory, pojedyncze zablokowania strzałów. Prawda jest jednak taka, że zawodzi. Nie miał być ligowym dżemikiem, szarością tej ligi, a postacią, która zacznie się wyróżniać i pójdzie jeszcze wyżej.

I jasne, może jeszcze tak będzie, ma jeszcze czas, dalej to 23-letni zawodnik po pierwszych kilkunastu miesiącach w lidze z europejskiej czołówki. Ale ewidentnie jego kariera nie idzie w pożądanym kierunku. Borzęcki podsumowuje:

– Nie spełnia oczekiwań Augsburga. To można powiedzieć w stu procentach. W klubie spodziewano się, że mając tak przeciętnego rywala do gry w pierwszym składzie, Gumny dość szybko zawłaszczy sobie prawy korytarz w defensywie czy na wahadle, a tu się okazuje, że dalej jest to niepewne. To musi być rozczarowujące, choć Gumny poczynił progres. Kiedy wspomina się go z bundesligowych początków i porównuje się go z tym, co jest teraz, to jest lepiej, ale też nie jest to taka skala progresu, żebym miał zaraz wzdychać i szczególnie się ekscytować. Trochę się rozwinął, wygląda trochę lepiej, ale to dalekie od oczekiwań i normy.

Fot. Newspix

Czytaj więcej:

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Niemcy

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

32 komentarzy

Loading...