Dwa kraje, dwóch liderów ligowych klasyfikacji, dwie perspektywiczne wizje i rozbudzone nadzieje. Brzmi, jak zapowiedź walki w MMA albo początek serwisu informacyjnego w komercyjnej stacji? Trochę brzmi, nie ukrywamy, ale tym razem chodzi o Lecha Poznań i PSG. „Co to za dziwne zestawienie?”, zapytacie. A my odpowiadamy prosto: to całkiem niezła okazja, żeby w relatywnie łatwy sposób zarobić przyzwoite pieniądze na Fuksiarz.pl, obstawiając spotkanie Lecha ze Stalą Mielec i PSG z Lille po łącznym kursie 2.15.
Lech gwarancją w Early Payout
Lech Poznań powinien być ambasadorem promocji Early Payout na Fuksiarz.pl, która cechuje się prostym założeniem: wygrasz zakład zawsze, kiedy drużyna, na którą postawiłeś, prowadzi dwiema bramkami. Zobaczcie sami. W przypadku meczów Kolejorza z tego sezonu można było to zastosować i czekać do końca meczu ze świadomością wygranego zakładu aż dziewięć razy:
- z Unią Skierniewice 2:0 w 21. minucie meczu,
- z Wisłą Płock 3:1 w 77. minucie meczu,
- ze Śląskiem Wrocław 2:0 w 30. minucie meczu,
- ze Skrą Częstochowa 2:0 w 57. minucie meczu,
- z Wisłą Kraków 2:0 w 45. minucie meczu,
- z Lechia Gdańsk 2:0 w 63. minucie meczu,
- z Bruk-Betem 2:0 w 4. minucie meczu,
- z Cracovią 2:0 w 54. minucie meczu,
- z Górnikiem Zabrze 3:1 w 69. minucie meczu.
I choć Stal nie jest też pierwszym lepszym przeciwnikiem, jakimś tam ogórem do klepania po tyłku (wierzcie nam, na co dzień widzimy, jak redaktor Paczul przygasł w redakcji na perspektywę realnego niebezpieczeństwa paradowania w stroju Borata), to w tym sezonie mielczanie punktują przeważnie ze słabszymi lub równymi sobie. Kiedy zaś ekipie Adama Majewskiego przychodzi mierzyć się z rywalem ze ścisłej czołówki, zazwyczaj kończy się to oklepem:
- 0:3 z Rakowem Częstochowa,
- 1:4 z Pogonią Szczecin.
Jeśli ktoś stawiał na faworyzowane drużyny Marka Papszuna i Kosty Runjaicia, kuponowy spokój osiągał na kilkanaście minut przed ostatnim gwizdkiem arbitra:
- Raków: 2:0 w 80. minucie,
- Pogoń: 3:1 w 72. minucie.
Poza tym dopiero pisaliśmy, że ekstraklasowa logika udała się na urlop, podając punktową regularność Lecha Poznań z początku sezonu jako koronny przykład. Lech zdobywa więcej oczek niż liderzy z tego etapu sezonu z sześciu ostatnich lat i choć do mistrza ma jeszcze bardzo daleko, to może się podobać, że zwycięstwa bandy Skorży nie są tylko upychane kolanem, przepychane paznokciem, ale w przekonującej większości potrafią być też zdecydowane i efektowne. Doszło do tego, że postawienie na Lecha prawie zawsze oznacza pomnożenie kasy i spokój o swój wkład na długo przed zakończeniem spotkania.
PSG nie przegrywa po gorszych meczach
Trochę inaczej wygląda sprawa z PSG. Ktoś powie: „eee, nie warto na nich stawiać, skoro problemy zdrowotne mają Leo Messi i Kylian Mbappe”. I, no tak, jest w tym ziarno prawdy, ale tylko ziarno, serio. Jeśli pobieżnie przeanalizuje się sytuację PSG z tego sezonu, można dojść do wniosku, że jest cholernie kolorowo:
- Ligue 1: 1. miejsce, 28 punktów, 7 punktów przewagi nad drugim Lens po 11 meczach,
- Liga Mistrzów: 1. miejsce w grupie A, 1 punkt przewagi nad drugim Manchesterem City, trzy punkty przewagi nad trzecim Clubem Brugge.
Ale wystarczyło obejrzeć parę meczów paryskiej drużyny, żeby wiedzieć, że to dalej mocno niezborny zespół, w którym niby mieści się cały talent świata, ale między formacjami brakuje kleju i spoiwa. PSG nie wygrywało w trzykrotnie w erze tercetu Messi-Mbapppe-Neymar:
- 0:0 z Club Brugge: Messi, Neymar, Mbappe (do 51. minuty, kontuzja),
- 0:2 ze Stade Rennes: Messi, Neymar (do 76. minuty), Mbappe,
- 0:0 z Olympique Marsylia: Messi, Neymar (do 83. minuty), Mbappe.
Obecność trójki wielkich gwiazd wcale nie oznacza, że PSG musi wygrać. Mauricio Pochettino dalej szuka złotego środka, dalej szuka swojego pomysłu na zbudowanie zdrowego systemu wokół Messiego, Mbappe, Neymara. A w międzyczasie, kiedy jest spokojniej i trójgłowy tercet ofensywy wymienia się między trybunami, ławkami a gabinetami masażystów (gra jeden/odpoczywa dwóch, gra dwóch/odpoczywa jeden), PSG bardzo konsekwentne pokonuje kolejnych rywali w lidze francuskiej:
- 4:2 ze Strasbourgiem (Early Payout w 25. minucie)
- 4:2 z Brestem (Early Payout w 36. minucie)
- 2:0 z Reims (Early Payout w 61. minucie)
- 4:0 z Clermont Foot (Early Payout w 31. minucie)
- 2:0 z Montpellier (Early Payout w 88. minucie)
- 2:1 z Angers (Early Payout w 87. minucie)
Hola, hola, ktoś powie: „eee, nie warto na nich stawiać, bo Lille to mistrz Francji”. No tak, oczywiście, ale to już nie ten sam zespół. Nie ma ludzi, którzy zbudowali wiosenną potęgę tego klubu. Przede wszystkim Luisa Camposa, wybitnego dyrektora sportowego, zwanego uroczo – „Billion euro man” albo „Midas” – i Christophe Galtiera, trenera i faceta wiedzącego wszystko o Ligue 1, który aktualnie pracuje w Rennes. Lille nie miało środków i warunków, żeby za jednorazowym sukcesem poszło coś szerszego, coś większego. Dziś to zespół ze środka tabeli Ligue 1. Zespół, który PSG powinno zjeść. Tym bardziej, że do tej pory bardzo żywo reagowało na drobne niepowodzenia:
- porażka z Lille w Superpucharze Francji: pięć kolejnych wygranych meczów,
- remis z Brugge w Lidze Mistrzów: cztery kolejne wygrane mecze,
- porażka z Rennes w Ligue 1: dwa kolejne wygrane mecze.
Także tyle. Warto spróbować.
CZYTAJ TAKŻE:
- PSG czy Manchester City – kto ma więcej gwiazd?
- Jak Maciej Skorża odbudował Lecha Poznań?
- Rozpędzony Lech w drodze po rekord
Fot. Newspix