Nie ma w reprezentacji Polski innego piłkarza, który wywoływałby tak skrajne emocje jak Piotr Zieliński. Jedni go wielbią, drudzy krytykują nawet dla zasady. Czasami zawiesza mu się poprzeczkę za nisko, a niekiedy wręcz przeciwnie – stawia odrealnione oczekiwania. Niewielka jest grupa nawet wśród nas, dziennikarzy i ekspertów, która potrafi ocenić jego pułap jak należy. Dlatego chyba nie będzie przesadą teza, że to piłkarz nie do końca zrozumiany. Bo to, że dysponuje najlepszą techniką pośród wszystkich polskich piłkarzy, o porównaniu na tle włoskich drużyn nie mówiąc, nie czyni go przecież człowiekiem, który z automatu ma nosić na barkach całą drużynę. I właśnie tutaj pojawia się postać Paulo Sousy. Trenera, który szuka w Zielińskim niewykorzystanych pokładów możliwości.
Często popełniamy ten błąd, wchodzimy w retorykę, która dla zawodnika jest najzwyczajniej w świecie krzywdząca. Jasne, od najlepszych trzeba oczekiwać najwięcej i to się nigdy nie zmieni niezależnie od sumy zasług. Tym bardziej, że „Zielu” ma za sobą najlepszy sezon w klubie, dojrzał w życiu i szatni. Ale na pewno wielu z was mogło w przeszłości odnosić takie wrażenie nie raz, że z orzełkiem na piersi potencjał pomocnika Napoli nie jest odpowiednio wykorzystywany. Trudno powiedzieć, czy to była bardziej kwestia mentalności, czy doboru właściwiej roli na boisku przez selekcjonerów.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Piotr Zieliński u Paulo Sousy – ma być liderem
Paulo Sousa dał do zrozumienia po ostatnim meczu z Albanią, że zależy mu na stosowaniu taktyki eksponującej walory Zielińskiego. Kiedyś w podobnym tonie Adam Nawałka wypowiedział się o Robercie Lewandowskim, co później, jak wiemy, miało bardzo pozytywne następstwa. Za słowami poszły czyny, plan z powodzeniem wszedł w życie, bo nasz kapitan na czas zgrupowań stawał się wyjątkowo bramkostrzelnym napastnikiem. Nie chcemy teraz oczywiście malować rzeczywistości, wedle której Sousa wynalazł „Ziela” na nowo i zrobił z niego potwora. Nie, tak póki co nie jest, acz progres i powtarzalność w występach 27-latka powoli da się zauważyć. Część z was pewnie zapyta – ale jak?
Chodzi przede wszystkim o dotarcie do głowy piłkarza i danie mu swobody w grze. Wykreowanie pomocnika, którego przeciwnicy będą się bać. Wiecie, wcześniej mogło się wydawać, że dany selekcjoner reprezentacji Polski ma do dyspozycji szybki samochód z Neapolu, ale z nałożonym limitem prędkości. Nie za bardzo wiedział, jak go znieść, więc bardziej próbował dopasować go do reszty w takim stanie, niż znaleźć ewentualne usterki. Te, umówmy się, były. Dochodziliśmy nawet do momentu, w którym dość poważnie dyskutowano o Zielińskim na ławce rezerwowych. Tym samym Zielińskim, który nie schodził z określonego poziomie w Serie A. Może były to opinie przejaskrawione, ale w zarodku były zasadne. Dzisiaj natomiast trudno już natknąć się na tego typu rozważania nawet ze świadomością, że za jakiś czas w środku pola kadry zrobi się ciasno. Od kilku występów „Ziela” w kadrze prędzej doceniamy, trochę dalej nam do krytyki. Co ważne – występów, które mają cechy wspólne.
Dobrze będzie powiedzieć, że Sousa z każdym kolejnym zgrupowaniem coraz bardziej sprawia wrażenie gościa, który tym szybkim włoskim samochodem mógłby wchodzić w zakręty na pełnej. Może to nie przypadek, że akurat zagraniczny szkoleniowiec z takim a nie innym CV wie, jak obchodzić się z piłkarzem, który jest błędem w Matriksie polskiego szkolenia.
Zieliński u Sousy – jest powtarzalność
Dobra, konkrety. W meczu z Albanią Piotr Zieliński był ewidentnie wolnym elektronem. Może nawet przypominał trochę Jamesa Rodrigueza, który grał swego czasu tym lepiej, im większy luz na boisku dostawał od trenera. Z tym że „Zielu” to nie tylko szeroko rozumiany luz. To skuteczne dryblingi, zmiana tempa akcji, podania prostopadłe, strzały, również praca w defensywie. Bez stresu, bez napinki, że coś może się nie udać nawet przy zorganizowanym pressingu drużyny przeciwnej. Tak to wyglądało z Albanią, to wszystko widzieliśmy. Pomocnika z fantazją.
Fernandes: Zieliński jest lepiej wyszkolony technicznie ode mnie
Wiele razy mówiło się, że Zieliński może nie wytrzymywać presji wielkich spotkań. A przecież za kadencji Paulo Sousy pokazał już przynajmniej trzy razy, właściwie z meczu na mecz, że to wcale nie musi być prawda. Starcie z Hiszpanią? Niewdzięczne dla „Ziela”, bo został wykorzystany zadaniowo do czarnej roboty. Nie mógł otrzymać swobody, to było oczywiste. Ze swojej roli, dla siebie wyjątkowo nietypowej, wywiązał się bardzo dobrze. Mecz ze Szwecją? Piękna asysta do Lewandowskiego, ale nie tylko. Wtedy właśnie widzieliśmy obraz „Ziela”, którego powinniśmy spodziewać się zawsze w meczach z rywalami o podobnej klasie lub słabszej. Kopiuj wklej mecz z Albanią, tylko że wtedy zwieńczony ostatnim podaniem, acz z Albanią prosiło się o ze dwie asysty drugiego stopnia. Wystarczy rzucić okiem na highlightsy samego Zielińskiego z obu tych meczów (z rzędu, bo pomiędzy brak występów m.in. przez problemy zdrowotne), żeby z łatwością stwierdzić powtarzalność.
Teraz wróćmy do pierwszego zgrupowania Paulo Sousy. Mecz z Anglią, Zieliński ze stratą prowadzącą do rzutu karnego i straty gola. Trochę niewyraźny występ, ot, powtórka z rozrywki z przeszłości, kiedy brakowało nam tego dotknięcia magii więcej niż raz czy dwa przez całe 90 minut. Wtedy krytyka była jak najbardziej na miejscu, można było oczekiwać więcej. Ale – no właśnie. Rola na boisku „Ziela” nie była jeszcze w punkcie docelowym. Sousa dopiero poznawał piłkarzy, ich chemię, boiskowe zależności. To fakty. Co prawda nie jest nim stwierdzenie, że w tej chwili scenariusz dla aktora Zielińskiego został przepisany na nowo w lepszy sposób. Nie, aczkolwiek zaczynają pojawiać się pobudki, żeby tak myśleć.
***
Wiele mówi się o nieoczywistych postaciach, które Sousa potrafi wykreować wedle aktualnych potrzeb. Że znakomicie zarządza zmianami i na gruncie taktycznym wprowadza reprezentację Polski mozolnie, ale jednak na wyższy poziom. Coś takiego nazywamy rozwojem, zauważalnym dla bardziej wprawnego oka procesem. Ale może warto dodać tu kolejną cegiełkę? Oto bowiem może się okazać, że jednym z najpoważniejszych mierników rozwoju polskiej kadry jest umiejętne zarządzanie Piotrkiem Zielińskim.
CZYTAJ TAKŻE:
- Piotr Zieliński. Orzeł, który lata wysoko
- Żewłakow: Pastwienie się nad Zielińskim tylko mąci mu w głowie
Fot. Newspix