Półamatorzy z jednej z najgorszych reprezentacji świata strzelili w historii swoich występów na piłkarskich boiskach dwadzieścia sześć goli. Większość z nich przypadła na mecze z rywalami prezentującymi niewiele wyższy poziom sportowy od nich samych. Zdarzały się jednak starcia, w których zaskakiwali oni defensywy dużo lepszych reprezentacji. Wiele z takich bramek padło po błędach obrońców, po których bramkarze nie mieli już nic do powiedzenia. Mimo wszystko na koniec to jednak oni muszą zmierzyć się z faktem, że dali się pokonać w meczu z San Marino.
1. DAVID SEAMAN
Reprezentacja Anglii w listopadzie 1993 roku pojechała do Bolonii na ostatnie spotkanie eliminacji do MŚ 1994. Synowie Albionu byli oczywiście murowanym faworytem, ale ciążyła na nich minimalna presja. Anglicy musieli pokonać gospodarzy i liczyć, że w tym samym czasie Polska pokona Holandię w Poznaniu. Tego drugiego celu biało-czerwoni nie wykonali, ale wróćmy do Bolonii.
Mecz rozpoczęli piłkarze San Marino. Anglicy od razu bardzo wysoko ruszyli do pressingu, jednak niespodziewanie gospodarze zdecydowali się ruszyć do przodu, zamiast wycofywać piłkę. Już po kilku sekundach od pierwszego gwizdka piłka znalazła się w polu karnym Anglików. Tam koszmarny błąd popełnił lewy obrońca Stuart Pearce, który za lekko wycofał piłkę do Davida Seamana. Davide Gualtieri zaatakował ją wślizgiem i pokonał legendarnego bramkarza. Anglicy przegrywali z San Marino po dokładnie 8,33 sekundy. Przez 25 lat bramka ta utrzymywała się na pierwszym miejscu w rankingu najszybciej zdobytych w trakcie eliminacji do mundialu. Dopiero w 2018 do siatki o 0,23 sekundy szybciej trafił Christian Benteke.
„Gdyby to stało się dzisiaj, gdy na każdym meczu jest 50 milionów kamer, to mógłbym wtedy zakończyć swoją karierę, bo wybuchnąłem po prostu śmiechem” – powiedział po latach Lee Dixon, który grał w tamtym meczu po drugiej stronie defensywy.
Ostatecznie faworyci wygrali 7:1, co przy zwycięstwie Holendrów nie dało im biletów na MŚ do Stanów Zjednoczonych, ale bramka Gualtieriego jest w Anglii, a tym bardziej w San Marino pamiętana do dzisiaj. Wyspiarze pozostają bezsprzecznie najlepszą drużyną, której zdarzyło się stracić bramkę w starciu z reprezentacją z enklawy Włoch. David Seaman był już wtedy mistrzem Anglii i zdobywcą Pucharu Anglii z Arsenalem, a do końca swojej kariery zdobył jeszcze kilka trofeów z Kanonierami. Opisywany mecz był jego 12. w barwach reprezentacji, później dołożył do tego dorobku kolejnych 65.
2. ARTUR BORUC
Reprezentacja Polski we wrześniu 2013 pojechała do Serravalle na spotkanie eliminacji MŚ. Pół roku wcześniej pokonaliśmy San Marino 5:0 na PGE Narodowym, wciąż pamiętaliśmy również zwycięstwo 10:0 z tym rywalem w 2009 roku. Mimo że polska piłka przechodziła wtedy trudny okres, jako kibice nie martwiliśmy się o komplet punktów z tym konkretnym przeciwnikiem. Tymczasem mimo wyjścia na prowadzenie w 10. minucie po golu młodego i obiecującego Piotra Zielińskiego, w 22. minucie na tablicy wyników ponownie widniał remis.
Gospodarze wykonywali rzut wolny z prawej strony boiska, na grzyby w naszym polu karnym wybrali się Sebastian Boenisch z Grzegorzem Krychowiakiem i Alessandro Della Valle pokonał Artura Boruca soczystym strzałem głową. Wydaje się, że polski bramkarz mógł się lepiej zachować, ale za bramkę zdecydowanie należy obwinić zagubionych defensorów.
Boruc był w tamtym czasie podstawowym bramkarzem Southampton i mierzył się co tydzień z najlepszymi napastnikami Premier League. Do tego miał już na swoim koncie ponad 50 występów w reprezentacji narodowej i występy w Lidze Mistrzów. Bramkarza tej klasy gol stracony z San Marino musiał uwierać jak kamień w bucie.
„Tak. Wstydzę się tego. To nie jest powód do dumy, ale życie toczy się dalej. Nie powinniśmy dopuścić do tego, żeby San Marino strzeliło nam gola” – powiedział bezpośrednio po meczu obecny bramkarz Legii.
3. FRANZ WOHLFAHRT
Austriak w swojej karierze bronił barw zaledwie trzech klubów – SV St. Veit, VfB Stuttgart oraz Austrii Wiedeń. Pozwoliło mu to jednak nabić aż 384 spotkania w austriackiej Bundeslidze oraz 118 w tej bardziej renomowanej – niemieckiej. Na przełomie lat 80. i 90. zdobył sześciokrotnie mistrzostwo Austrii oraz cztery puchary kraju. W 1993 został nawet wybrany piłkarzem roku w swojej ojczyźnie. Do dorobku dołożył też Puchar Niemiec w sezonie 1996/97.
Do Serravalle w 1998 jechał więc bogaty w piłkarskie doświadczenia, będąc już bliżej końca swojej kariery niż jej początku. Granie w reprezentacji skończył zresztą trzy lata później. Z San Marino Austriacy długo się męczyli, bo strzelać zaczęli dopiero w 59. minucie. 17 minut później było już za to 4:0, co sprawiło, że drużyna Wohlfahrta się zdekoncentrowała i zbagatelizowała końcówkę spotkania. W jednej z akcji formacja obronna zupełnie się rozbiegła i wpuściła napastnika gospodarzy w swoje pole karne. Na naprawę błędu było zbyt późno i skończyło się to faulem. Sędzia wskazał na wapno, a do piłki podszedł Andy Selva – legenda reprezentacji San Marino, mający najwięcej występów w narodowych barwach i najwięcej goli dla kadry. Napastnik pewnie wykonał jedenastkę i Wohlfahrt musiał pożegnać się z czystym kontem przeciwko San Marino.
4. SILVIO PROTO
Belgowie mierzyli się z San Marino w eliminacjach do MŚ 2006. Wyniki „Czerwonych Diabłów” były rozczarowujące. Pomimo wygranej z Bośnią i Hercegowiną, wcześniej były porażki z Serbią i Czarnogórą oraz Hiszpanią, a także remis ze słabiutką Litwą. Musimy pamiętać, że w 2005 roku w ofensywie Belgii nie grali Kevin de Bruyne, Romelu Lukaku i Eden Hazard, a jedynie Thomas Buffel czy Emile Mpenza.
ZAKŁADY NA GOLA SAN MARINO? SZEROKA OFERTA W FUKSIARZU!
W tym przypadku dzielnym piłkarzom z San Marino udało się wrócić do stanu remisowego, pomimo wcześniejszego stracenia pierwszej bramki. Tym razem wyrównanie przyszło w 41. minucie spotkania. Bardzo ładną wrzutką między obrońców a bramkarza popisał się Carlo Valentini. Oczywiście gdyby popisał się nią Trent Alexander-Arnold, to byłaby ona zupełnie normalna, ale że zrobił to Carlo Valentini, można użyć określenia „bardzo ładna”. Piłka minęła Daniela van Buytena i po celnym uderzeniu Andy Selvy zatrzepotała w siatce. Kolejny gol legendy!
Sam Proto nie zaistniał w reprezentacyjnej piłce. Dla Belgii zagrał jedenaście meczów od 2004 do 2006 roku, a w kolejnych pięciu latach dołożył jeszcze dwa mecze towarzyskie. Był za to aktywny na klubowych radarach w Europie. Zagrał prawie czterysta spotkań na najwyższym poziomie w Belgii, do tego kilkadziesiąt w europejskich pucharach. Zdarzało mu się nawet zachowywać czyste konto przeciwko Barcelonie z Messim i Suarezem na boisku. W swojej karierze zdobył aż siedemnaście klubowych trofeów. Mimo wszystko możemy się założyć, że bramkę z San Marino pamięta doskonale.
5. ŁUKASZ SKORUPSKI
Naszego reprezentanta dodajemy tutaj być może trochę na wyrost, głównie ze względu na narodowość. Ciężko porównywać klasę Łukasza do bramkarzy Turcji, czy Finlandii z lat 90. Bardzo możliwe, że faktycznie był od nich lepszy i zasłużenie znalazł się w tym zestawieniu. Bądź co bądź, na pewno nie pomijamy żadnego wielkiego nazwiska.
Tak się składa, że jesteśmy jedną z czterech reprezentacji na świecie, która dała sobie wbić więcej niż jedną bramkę z półamatorami z San Marino. Całej sytuacji raczej nie trzeba nikomu specjalnie przypominać, bo to przecież wydarzenie sprzed zaledwie 34 dni. Winy bramkarza oczywiście przy tym konkretnym golu nie ma żadnej. Kamil Piątkowski popełnił koszmarny błąd, który precyzyjnym strzałem wykorzystał Nicola Nanni.
Co ciekawe, bramka padła w 48. minucie, a Skorupski był na boisku zaledwie od trzech minut, ponieważ w przerwie zastąpił Wojciecha Szczęsnego. Bramkarz Juventusu może się cieszyć, że uniknął znalezienia się w tych niefortunnych okolicznościach. Ulga jest pewnie tym większa, że obaj nasi bramkarze dobiją niedługo do 200 meczów rozegranych we włoskiej Serie A. Możemy się domyślać, że po powrocie ze zgrupowania wejście do szatni akurat włoskiego klubu po stracie bramki z San Marino może być bolesne…
***
Niestety aż dwie bramki stracone przez Polaków z tym przeciwnikiem mogą polskich kibiców martwić. Miejmy nadzieję, że dzisiaj polska defensywa nie popełni szkolnych błędów i nie zepsuje tego dnia Łukaszowi Fabiańskiemu. Ostatnie czego chcemy, to pożegnanie Łukasza przy pełnym Stadionie Narodowym ze straconym golem z San Marino. Zwłaszcza, że wówczas „Bambi” mógłby zluzować Davida Seamana na czele naszego krótkiego rankingu.
Fot.FotoPyK